Dariusz Wołowski: Kredyt

Czy porażka z Łotwą była dla nas jak grom z jasnego nieba? Nie, bo jasnego nieba nad polską piłką nie było dawno.

I udział w ostatnim mundialu niczego nie zmienia. Piłkarski niedorozwój pogłębia się u nas z pokolenia na pokolenie. Braki w wyszkoleniu są fundamentalne, a fantazji w naszej piłce nie więcej niż trucizny w zapałce. Przegrana z Łotwą to efekt tego, co widać gołym okiem przy każdym kontakcie z naszą piłką. Dlatego problem jest głębszy i z pewnością nie da się go zamknąć w pytaniu, kogo powołać na kolejne spotkanie. Kto by to nie był, będzie uczniem złej szkoły.

Ale w każdej nawet najgorszej szkole są lepsi i gorsi uczniowie. Trener kadry szkoły w pojedynkę nie odmieni, ale może chociaż oddzielić pierwszych od drugich. I tego od Zbigniewa Bońka wymagać można.

Obecny szkoleniowiec to jedyny jak dotąd wybitny polski piłkarz, któremu dano szansę pracy z reprezentacją. Porażka z Łotwą mocno obciąża jego konto, ale nie wyczerpuje całego kredytu zaufania. Bo niby kto inny miałby poprowadzić drużynę narodową? Wszyscy, którzy choć trochę zasługiwali na szansę, już ją mieli. Porażka z 97. zespołem w rankingu FIFA była możliwa nawet przy założeniu, że Boniek nie popełnił błędów. Polscy piłkarze przegrali, bo są słabi. Czy zły jest także ich trener? Na pewno ten nieszczęsny mecz nie dostarczył na to dowodów wystarczających. Boniek powtarza, że ma pomysł i potrzebuje czasu, by wcielić go w życie. Trzeba dać mu ten czas.