Pytanie tylko, ile jeszcze wyników meczów o najwyższą stawkę zostanie wypaczonych, zanim ostatni nieprzekonani zostaną przekonani. Po każdej kolejnej ważnej imprezie pełnej skandali, których można było uniknąć dzięki zwykłemu magnetowidowi, będzie rosła presja na wprowadzenie tego rozwiązania.
Oczywiście przeciwnicy tego pomysłu będą mnożyć zastrzeżenia, wymyślać kolejne teoretyczne sytuacje, w których używanie wideo się nie sprawdza. Rzeczywiście, wprowadzenie tego rozwiązania nie wyeliminuje stu procent sędziowskich błędów, pomyłek i kontrowersyjnych sytuacji. Jednak nawet jeśli uda się wyeliminować połowę, jego wprowadzenie już się opłaca. Bo to oznacza połowę mniej krzywdzących rozstrzygnięć. I połowę więcej sprawiedliwych wyników.
W sytuacji, gdy najważniejsze mecze śledzą dziś dziesiątki kamer, na stadionach pracują setki komputerów, łączność zapewniają miniaturowe komórki i potężne satelity, gdy wideo przed meczem i po meczu używają wszyscy - piłkarze, trenerzy, również sędziowie - jest czymś zupełnie niezrozumiałym, by najważniejsze rozstrzygnięcie - był gol czy nie - pozostawić narządowi tak zawodnemu i nieobiektywnemu jak ludzkie oko. Trwanie w uporze, że nam technika niepotrzebna, że klubów niższych klas nie będzie stać na nowinki techniczne, że piłka nożna podzieli się na dwie dyscypliny - tę z powtórkami i tę bez - też jest zupełnie nietrafione. Na tej zasadzie można by uznać, że już dziś mamy dwie różne dyscypliny. Bo jak porównać warunki przygotowań, sprzęt, sposoby podróżowania, odnowy biologicznej, stadion, boisko itd. piłkarzy np. Realu Madryt czy Milanu z tym, czym dysponują Wicher Kobyłka czy Szczakowianka?
Mecze się wydłużą? A czy nie wydłużają ich dzisiejsze awantury na boiskach, gdy tłum piłkarzy otacza sędziego, domagając się pokazania lub odwołania karnego, uznania bądź nie gola, odgwizdania spalonego bądź pokazania czerwonej kartki? Poza tym przy inteligentnym wprowadzeniu przepisów o powtórkach najważniejsze spotkania (europejskie puchary, mistrzostwa świata i Europy) wcale nie byłyby dłuższe. Sędzia pewnie dwa albo trzy razy w ciągu meczu (czasem wcale) korzystałby z pomocy nowoczesnej techniki. Zresztą to tylko dodałoby dramaturgii spotkaniu. Piłka nożna dalej byłaby piłką nożną. Jedyna różnica - częściej wygrywałaby drużyna, która na to zasłużyła.