To będzie ten rok? Lokomotywa Kolejorza rozpędzona na start jubileuszowego sezonu. Skorża przywróci klub na tron?

Czy to będzie ten rok? - to pytanie kibice w Poznaniu zadają sobie od lat, czekając na powrót mistrzostwa do stolicy Wielkopolski. Ich marzenie być może się spełni już w tym sezonie. Lech chce przerwać cykl wielkich nadziei i wielkich rozczarowań.

Ten scenariusz kibice Ekstraklasy znają już na pamięć. Przed startem sezonu fani Lecha przekonywali, że ich drużyna, po obiecujących letnich transferach, idzie po mistrzostwo. Ale, pomijając sezon 2014/15, ostatnio Kolejorz sportowo nie dowoził. Mimo wielkich wpływów ze sprzedaży utalentowanej młodzieży, poznaniacy regularnie oglądali plecy Legii, a w ostatnim sezonie zajęli dopiero jedenastą pozycję, najniższą od blisko dwudziestu lat! Ale teraz, wreszcie, ma się udać.

Zobacz wideo Raków gra dalej w Europie. "W starciu z Gent nie stawiam ich na straconej pozycji"

Po fatalnym sezonie w Poznaniu uznano, że dalej tak być nie może. Drużynę pod koniec ubiegłych rozgrywek przejął Maciej Skorża, który poznawał skład i konsekwentnie budował zespół. Po falstarcie, za jaki trzeba uznać bezbramkowy remis z Radomiakiem, wróciły kąśliwe uwagi i śmiechy, że balonik pompowany przez kibiców Lecha pękł zanim rozgrywki na dobre wystartowały. Ale kilkanaście dni później fanom rywali nie jest do śmiechu. Kolejorz prowadzi w Ekstraklasie z dwupunktową przewagą nad Lechią. Ma najwięcej strzelonych goli i najmniej straconych, kolejne dwa mecze rozegra na swoim terenie, a najpoważniejszy rywal, Legia, będzie jesienią grać w pucharach, przez co może tracić punkty w lidze.

Trudno nie mieć wrażenia, że ostatnia seria trzech zwycięstw buduje mentalnie i Lecha, i jego trenera. Mecz z Bruk-Bet Termalicą (3:1) mógł wymknąć się poznaniakom spod kontroli. Prowadzili 2:0, ale sami wpakowali się w problemy i tylko dzięki Mickeyowi van der Hartowi gospodarze nie doprowadzili do remisu. Wówczas zobaczyliśmy, ile znaczy trener. Znakomite zmiany Skorży, zarówno te personalne jak i taktyczne, przywróciły spokój drużynie, która spokojnie dociągnęła wynik do końca. 

Lech, co podkreślał sam szkoleniowiec, dalej nie jest drużyną idealną. Ale jest drużyną, która wreszcie ma wizję i tożsamość. To zasługa Skorży, który w tym sezonie może korzystać z szerokiej kadry Kolejorza. Latem zespół wzmocnili Radosław Murawski, Artur Sobiech, Joao Amaral czy Barry Douglas, który po golu w starciu z Termalicą pokłonił się Skorży w pas. Ale największe nadzieje wiąże się przy Bułgarskiej z Adrielem Ba Louą. Iworyjczyk podpisał czteroletni kontrakt, a za jego wykupienie z Viktorii Pilzno Lech zapłacił 1,2 miliona euro. To rekord klubu. – Transfer skrzydłowego był dla nas priorytetem – przyznał dyrektor sportowy Tomasz Rząsa.

Niewykluczone, że w długofalowej perspektywie Ba Loua będzie w Poznaniu następcą Jakuba Kamińskiego (Wolfsburg oferował za niego ok. 7 milionów euro), ale na razie nikt w stolicy Wielkopolski nie myśli o osłabianiu składu. Obchody stulecia klubu Lech ma uczcić zdobyciem pierwszego od siedmiu lat mistrzostwa. W Poznaniu zdają sobie sprawę, że droga do tytułu będzie długa. Już raz, za czasów Dariusza Żurawia czy Ivana Djurdjevicia, Lech zaczynał sezon od kompletu punktów po czterech kolejkach, ale potem trenerzy nie byli w stanie zapanować nad zespołem. Skorża to jednak zdecydowanie bardziej doświadczony szkoleniowiec, który ma doświadczenie w zdobywaniu trofeów – w końcu to on doprowadził Lecha do ostatniego mistrzostwa. Czy teraz uda mu się powtórzyć ten sukces?

Więcej o: