W Japonii był gwiazdą, ale też bezwstydnym bałwanem. Kim będzie Podolski w Polsce?

Jakub Balcerski
W Japonii miał królewskie powitanie i prywatny samolot, a w Turcji pomimo tylko kilku bramek potrafił zachwycić stylem, w jaki je zdobywał. W Vissel Kobe jedni widzieli w nim jednak bezwstydnego bałwana, a inni patrzyli bezkrytycznie. Z Antalyasporu odchodził tylko jako jeden z wielu, a nie jako wielki zawodnik i mistrz świata. A jak Lukas Podolski przywita się z ekstraklasą? Przekonać się będziemy mogli w niedzielę o 20:00. Górnik zagra z Pogonią Szczecin. Transmisja w Canal+ Sport

Lukas Podolski wrócił do Polski jako wielka postać, ale i wielka niewiadoma. W ostatnich latach mistrz świata z 2014 roku grał w Japonii i Turcji, gdzie nie miał świetnych statystyk, choć i tak wykreował sobie status gwiazdy. A w jakiej rzeczywiście był formie i w jakiej dyspozycji pojawia się w Zabrzu?

Zobacz wideo "Podolski to jest już trochę taki miś z Krupówek. Ale to jest piękna historia"

Podolski już w Japonii miał status gwiazdy. Prywatny samolot, królewskie przywitanie i początek ery DAZN

Niemiec do Vissel Kobe trafił w 2017 roku, a więc tuż po zakończeniu reprezentacyjnej. Wielu przewidywało, że dla Podolskiego to symboliczne odejście od grania o wielką stawkę. A tymczasem w Azji został przywitany jak król. - Sporą sprawą było nawet samo ujawnienie, że Podolski będzie grał w Japonii. Przyleciał prywatnym samolotem, na lotnisku pojawiły się tłumy fanów, a klub zapowiedział go filmikiem, na którym jadł sushi i składał orgiami - wspomina Dan Orlowitz, dziennikarz "Japan Times", który śledził karierę Podolskiego w Kobe.

- Zapoczątkował „erę DAZN", gdy platforma streamingowa zaczęła pokazywać ligę. Był też pokazem zamiarów klubu, który do tej pory zawsze miał reputację drużyny niepotrafiącej wykorzystać swojego pełnego potencjału. Podobnie jak cała japońska liga. Poprzednim tak wielkim wydarzeniem było chyba, gdy gwiazda Urugwaju Diego Forlan dołączyła do Cerezo Osaka w 2014, ale nie możesz porównywać obu tych transferów. Przyjście Podolskiego było jak jakieś wyreżyserowane show, w którym uczestniczyła J. League - ocenia Orlowitz.

"To nie był najlepszy Podolski, jakiego znaliśmy. Miał jednak swoje momenty"

W ciągu dwóch lat spędzonych w Japonii Podolski zdobył 17 bramek w 60 spotkaniach. Wyróżniał się, ale nie zawsze był zawodnikiem decydującym o tym, czy Vissel Kobe wygrywało swoje mecze. - To nie był najlepszy Podolski, jakiego znaliśmy. Miał jednak swoje momenty i gdy tylko był w dobrej formie, na boisku za każdym razem był sporym zagrożeniem dla rywala. To jednak prawda, że w Kobe zmienił przede wszystkim sposób patrzenia na klub. Podniósł jego status. Przecież grał tu jako mistrz świata i każdy musiał mieć tego świadomość - wskazuje Dan Orlowitz.

- Lukas Podolski, ale także David Villa, czy Andres Iniesta, którzy później grali dla Vissel Kobe, byli potwierdzeniem dla środowiska japońskiej piłki, że nie tak łatwo przystosować się do gry w tutejszej ligi. Dodatkowo każdy wartościowy piłkarz, który zostanie do niej ściągnięty i na którego barkach nie będzie spoczywać odpowiedzialność za grę całego zespołu, podwyższy poziom całych rozgrywek. Japonia stała się krajem ucieczki od presji i popularności, która pojawiała się zwłaszcza w Europie, ale jednocześnie zapewniała poziom co najmniej dziesiątej najlepszej ligi na świecie, a to nie jest tak mało, jak niektórym się wydaje. I tak ten kierunek wyglądał także dla Podolskiego - twierdzi Orlowitz. - Fani go kochali Był tu supergwiazdą. Każda podróż na mecz Vissel w Tokio sprawiała, że na stadionie widziałem dużo koszulek kadry Niemiec, czy Arsenalu z nazwiskiem Podolskiego. A tam poza dziećmi ludzie do tej pory nosili tylko te swoich klubów - dodaje.

"Dla dziennikarzy piszących po angielsku często był bezwstydnym bałwanem. Po japońsku nigdy nie spojrzano na niego krytycznie"

Jak był postrzegany przez media? - Te piszące dla zagranicznych czytelników uważały go i opisywały jako bezwstydnego bałwana. Głównie przez sposób, w jaki zrezygnował tutaj z bycia kapitanem zespołu, czy memów, które potrafił wrzucać na swoje konta w mediach społecznościowych. Dziennikarze piszący dla lokalnych mediów prezentowali zupełnie inny obraz Podolskiego. Po japońsku nigdy nie spojrzano na niego krytycznie, dlatego w Japonii pozostawił po sobie naprawdę świetne wrażenie - mówi nam Dan Orlowitz.

Podolski miał pomóc Antalyasporowi. Czarował bramkami, ale chwilami cierpiał

Po dwóch latach gry w Japonii Podolski pojawił się w innym środowisku z bardzo oddanymi fanami i klubami potrafiącymi zapewnić atrakcyjne miejsce do gry pod koniec kariery. Pojawił się w Turcji, a dokładniej w Antalyasporze. Wracał tu po pięciu latach przerwy i grze dla Galatasaray. I czuł się, jak w domu. Znów przywitały go tłumy na lotnisku i wielkie zainteresowanie mediów. „Wróciła gwiazda, której tak potrzebowaliśmy" – głosiły nagłówki lokalnych gazet. Dziennikarze byli przekonani, że Podolski pomoże lidze, ale i nieco słabszemu zespołowi, jaki stanowił Antalyaspor.

Czy pomógł? Spędził tu pandemiczny 2020 rok i pierwszą połowę 2021, ale w obu tych okresach nie okazał się zbawieniem dla tureckiej drużyny. Jeśli spojrzymy na jego liczby, to Podolski nie zachwycał – strzelił siedem goli w 47 spotkaniach. Ale patrząc na to, jak grał, otrzymujemy już nieco inny obraz zawodnika. Jego bramki były widowiskowe: lob nad bramkarzem z linii pola karnego, dwa potężne woleje, a także kilka podań, którymi świetnie otworzył szanse strzelenia gola dla swoich kolegów. Często cofał się do pomocy i przez większość meczu nie zajmował miejsca w napadzie Antalyasporu. Stał się bardziej wszechstronny, chwilami dzięki temu błyszczał, ale długimi momentami także cierpiał na boisku. I to nie tylko ze względu na kilka urazów, które zmuszały go do przerw w grze.

Przez ostatnie pół roku grał zdecydowanie poniżej swoich możliwości i rozczarowywał. Od grudnia 2020 do maja 2021 roku strzelił tylko jednego gola i zaliczył jedną asystę. Zaczęło się mówić, że połączenie Podolski-Antalyaspor się wypaliło. Że Podolski nie ma już, czego szukać w Turcji. Zwłaszcza że pożegnanie po nieudanych negocjacjach z klubem było gorzkie - media nie informowały już, że z klubu odchodzi wielki Lukas Podolski. Niemiec był po prostu jednym z trzech zawodników, z którymi nie udało się przedłużyć kontraktu.

Jak Podolski będzie grał w Górniku? "Wciąż może błysnąć geniuszem"

Być może Górnik Zabrze pojawia się w idealnym momencie kariery Podolskiego. W jej końcówce, bo jak zapewnił sam piłkarz, to tutaj ma zakończyć profesjonalną grę w piłkę, ale też momencie, gdy męczył się zmianami środowisk, które tak naprawdę go nie potrzebowały. Potrafił się w nich odnaleźć i funkcjonować na tyle dobrze, żeby go tam zapamiętano. Nigdzie jednak do tej pory nie czuł się odpowiednio dopasowany do klubu, do którego dołączał. A w Zabrzu czekano na niego latami.

- Jest już w wieku, w którym może powoli zacząć wyciszać swoją karierę. Nie oczekiwałbym od niego niemożliwego, bo nie wejdzie już na poziom stałej świetnej formy, którą potrafił osiągnąć w przeszłości. Okazjonalnie wciąż może jednak zagrać na najwyższym poziomie i błysnąć geniuszem w kluczowych momentach - zapewnia Dan Orlowitz. Pierwszy mecz sezonu Górnik Zabrze rozegra w niedzielę, 25 lipca, gdy o 20:00 zmierzy się na wyjeździe z Pogonią Szczecin. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE. Transmisja w Canal+ Sport.

Więcej treści znajdziesz na JA+ Sport

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.