Drugi lockdown w Anglii może mieć potężne konsekwencje. "Gwóźdź do trumny powstałej wiosną"

Konrad Ferszter
Nawet połowa ośrodków sportowych i 20 proc. basenów w Anglii może nie przetrwać drugiego lockdownu w kraju. Rząd Borisa Johnsona odrzucił prośby przedstawicieli sportów amatorskich, czym skazał wiele obiektów sportowych na upadek, a dziesiątki tysięcy ludzi na utratę pracy.

Wielka Brytania, jak niemal każdy kraj w Europie, zmaga się z drugą falą koronawirusa. Sytuacja na Wyspach pogarsza się mniej więcej od połowy września, kiedy dzienny przyrost zachorowań wynosił 3-4 tys. Na początku października liczba ta eksplodowała do blisko 23 tys. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca na COVID-19 zachorowało tam niemal 600 tys. ludzi!

Zobacz wideo Krychowiak zamknięty w podmoskiewskim lesie. "W tym miesiącu byłem 2-3 razy w domu" [SEKCJA PIŁKARSKA #70]

Wielka Brytania jest jednym z raptem dziewięciu państw, które przekroczyło łączną liczbę miliona zakażeń koronawirusem. Jeszcze gorzej wygląda statystyka liczby zgonów. Na Wyspach zanotowano ich już blisko 50 tys. Więcej mają ich tylko Meksyk, Indie, Brazylia i USA.

By walczyć z drugą falą pandemii, premier Boris Johnson ogłosił decyzję o wprowadzeniu lockdownu w Anglii, który rozpocznie się w czwartek i potrwa aż do 2 grudnia. Wcześniej na podobny krok zdecydowały się Irlandia Północna i Walia. - Musimy działać teraz, w przeciwnym razie możemy mieć kilka tysięcy zgonów dziennie - mówił Johnson podczas sobotniej konferencji prasowej.

Od czwartku mieszkańcy Anglii będą mogli wychodzić z domów tylko w określonych przypadkach: do pracy, o ile nie mogą pracować z domu, do szkoły, do sklepu (aby kupić niezbędne artykuły), do apteki lub do lekarza.

Dozwolone będą też ćwiczenia fizyczne i rekreacja na świeżym powietrzu, które być wykonywane maksymalnie w dwie osoby lub w gronie osób z tego samego gospodarstwa domowego. Obostrzenia dotyczące sportu mocno uderzą w amatorów, a zarządzający obiektami sportowymi biją na alarm: drugi lockdown sprawi, że wiele placówek splajtuje.

Najlepsze ligi nie ucierpią na lockdownie

Na zamknięciu kraju nie ucierpi najlepsza i najbogatsza liga w Europie, czyli piłkarska Premier League. Ona, tak samo jak kilka innych, najlepszych, profesjonalnych rozgrywek nie zostanie wstrzymana. Johnson zapewnił, że sportowcy w nich występujący traktowani będą jak ludzie, którzy muszą przemieszczać się do pracy. To sytuacja różna od tej z wiosny, gdy podczas pierwszego lockdownu, Premier League została zawieszona na ponad trzy miesiące.

- Jestem szczęśliwy, że będziemy mogli grać. Podczas lockdownu bardzo ważne jest, by ludzie mogli robić to, co lubią. Oglądanie piłki nożnej z pewnością jest jedną z tych rzeczy. Udowodniliśmy już, że jesteśmy w stanie prowadzić rozgrywki w tych trudnych czasach. Oczywiście każdy z nas spotkał się z zakażeniami, ale nie sądzę, by doszło do nich w trakcie treningów czy meczów. Bardziej podejrzane są tu podróże czy po prostu normalne życie - tak sytuację w kraju komentował trener Liverpoolu, Juergen Klopp.

"Doceniamy wysiłki rządu w walce z epidemią i cieszymy się, że wciąż możemy zapewniać ludziom formę przyjemnej rozrywki oraz dawać im poczucie normalności w bardzo trudnych czasach" - to z kolei oświadczenie odpowiadającej za pozostałe profesjonalne ligi piłkarskie English Football League. 

Profesjonalny futbol na Wyspach nie ucierpi w przeciwieństwie do niższych lig, które zostały zawieszone na czas lockdownu. Wyjątek będą stanowić kluby, grające jeszcze w Pucharze Anglii. Rozgrywki te zostały uznane za elitarne, więc nie znalazły się pod rządowymi restrykcjami. Oznacza to, że amatorzy będą mogli zagrać w 1. rundzie Pucharu Anglii, która zaplanowana jest na najbliższy weekend oraz w kolejnej, pod koniec listopada, jeśli do niej awansują.

"Gwóźdź do trumny powstałej wiosną"

Tyle szczęścia nie mają ludzie, którzy amatorsko uprawiają inne sporty. Na lockdownie ucierpią przede wszystkim obiekty sportowe, które utrzymywały się z pieniędzy za wynajem czy biletów i karnetów. W najbliższym miesiącu w Anglii nieczynne będą nie tylko siłownie, ale też inne obiekty otwarte i kryte takie jak: baseny, pola golfowe, kręgielnie, studia tańca, ścianki wspinaczkowe czy strzelnice.

To właśnie przedstawiciele tych dyscyplin i form rekreacji najmocniej domagali się zmian w rządowym postanowieniu dotyczącym sportu. Argumenty? Każda z dyscyplin albo odbywa się na świeżym powietrzu, gdzie ryzyko transmisji wirusa jest dużo mniejsze, albo rozgrywana jest w odpowiednim dystansie społecznym.

- Wprowadzone ograniczenia będą miały tragiczny wpływ na ponad 150 tys. lokalnych klubów w całym kraju i postawią je na skraju upadłości. Wiele z nich nie będzie wiedziało, czy po lockdownie wznowi działalność. To może być gwóźdź do trumny powstałej wiosną - powiedziała Lisa Wainwright, czyli dyrektor wykonawcza Sojuszu Sportu i Rekreacji, który reprezentuje brytyjskie organizacje sportowe.

Groźba wysokich strat przez niską transmisję wirusa

- Kolejne zabranianie aktywnego wypoczynku w zamkniętych pomieszczeniach jest frustrujące i rozczarowujące. Udowodniliśmy już, że transmisja wirusa na basenach jest bardzo niska. Będziemy podkreślać, baseny są bezpieczne dla wszystkich i w obecnej sytuacji powinny być uważane za niezbędne. Wiosną upadło około 200 basenów. Kolejny lockdown sprawi, że upadną kolejne - dodała odpowiadająca za pływacką organizację "Swim England", Jane Nickerson.

Głos w sprawie zabrał też dyrektor generalny firmy Anytime Fitness, która prowadzi 165 siłowni na Wyspach Brytyjskich. - Jako branża nie jesteśmy w stanie wytrzymać nowych obostrzeń. Jesteśmy rozwiązaniem kryzysu zdrowia publicznego, a powstrzymuje się nas od odegrania tej niezbędnej dla nas wszystkich roli - powiedział Neil Randall, który przytaczał też twarde dane. Według jego statystyk wskaźnik zachorowań na siłowni wyniósł zaledwie 2,88 przypadków na 100 tys. wizyt!

"Premier Johnson zachęcał obywateli do aktywnego funkcjonowania w ograniczonej liczbie. Nasz wspaniały golf idealnie wpasowuje się w te zalecenia. Restrykcje nakazujące zamknąć nam pola golfowe uważamy więc za niespodziewane i sprzeczne z wcześniejszymi słowami szefa rządu" - napisał w oświadczeniu szef angielskiej federacji golfa, Jeremy Tomlinson.

Liczby zagrażające amatorskiemu są przerażające. Po złagodzeniu wiosennych obostrzeń ponad 30 proc. ośrodków rekreacyjnych na Wyspach nie wznowiło działalności. Drugi lockdown może sprawić, że to samo czeka połowę z obecnie działających centrów oraz 20 proc. basenów w całym kraju. To z kolei spowoduje, że pracę stracić może około 58 tys. ludzi.

Rząd nie chciał negocjacji

Przed kilkoma dniami przedstawiciele amatorskich dyscyplin zwrócili się do rządu z prośbą o ponowną dyskusję nad obostrzeniami, zezwolenie na uprawianie sportów, które zapewniają odpowiedni dystans społeczny oraz dodatkowe finansowe wsparcie dla najbardziej potrzebujących klubów i obiektów sportowych w Anglii.

O ile dyskusja o dodatkowych pieniądzach dla placówek nie została całkowicie porzucona, o tyle rząd Johnsona bez cienia wątpliwości odrzucił możliwość zmian w zarządzonym lockdownie. - Jeśli jeden element zostanie odrzucony lub zmieniony, cały plan może się nie powieść. Ewentualne poluzowanie obostrzeń otworzyłoby też furtkę dla innych sektorów, które mogłyby również domagać się zmian. Chcę, żebyśmy w ciągu najbliższych czterech tygodni zgodnie współpracowali, by wszystko wróciło do poprzedniego stanu rzeczy na początku grudnia. Musimy zmniejszyć i zacząć kontrolować liczbę zachorowań - powiedział Johnson.

Jego ostateczna decyzja nie uspokoiła przedstawicieli sportów amatorskich. - Nie rozumiem tej decyzji. Ona uderza w nasze zdrowie fizyczne oraz psychiczne, które w obecnych czasach są przecież najważniejsze - podsumował we wtorek były minister sportu, Richard Caborn.

Więcej o: