Szwecja idzie pod prąd w walce z koronawirusem. Piłkarz zgłaszał ból, później zagrał w meczu ligowym

Szwecja także w sporcie idzie własną drogą w działaniach związanych z powstrzymywaniem pandemii. W Allsvenskan, która właśnie wznowiła rozgrywki, zasady są inne niż w większości krajów Europy. Piłkarze nie przechodzą testów na koronawirusa. Zamiast nich nie są dopuszczani do treningów i meczów, gdy czują się gorzej.

- Na graczach spoczywa wielka odpowiedzialność, by nie zwiększać rozprzestrzeniania się infekcji. Myślę, że wszyscy to zrozumieli. Wiedzą, jak postępować - mówiła w rozmowie z dziennikiem "Dagens Nuheter" Matilda Lundblad, klubowa lekarka Elfsborga. Procedury bezpieczeństwa wdrożone w związku ze wznowieniem ligi nie są obligatoryjnie wspierane przez medycynę. Odwołują się raczej do rozsądku piłkarzy i sztabów drużyn oraz do obserwacji stanu zdrowia. Testów na COVID-19 w rozpoczętym 14 czerwca sezonie Allsvenskan nikt nie wymaga.

Zobacz wideo Dariusz Mioduski tłumaczy, jak będzie budowana Legia Warszawa [SEKCJA PIŁKARSKA #50]

 - Nie czytałem o tym i nie spotkałem się z tym, żeby jakiś piłkarz bał się czy głośno mówił, że ma obiekcje przed grą - mówi nam mieszkający od lat 90. w Szwecji były piłkarz Lechii Gdańsk, Jerzy Kruszczyński. - Pamiętajmy jednak, że tu na początku epidemii normalnie grały i trenowały niższe ligi, a władze mówiły o tym, że na nowego wirusa trzeba się będzie uodpornić i nie wprowadziły ostrych restrykcji - przypomina

Testy dla piłkarzy? "Jak się ktoś gorzej czuje, zostaje w domu"

W krajach, które zdecydowały się wznowić rozgrywki sportowe, scenariusze niemal wszędzie wyglądają podobnie. Najpierw piłkarze trenowali indywidualnie, potem po przeprowadzeniu testów na COVID rozpoczęli zajęcia grupowe. Przed pierwszymi meczami - w zależności od polityki państw i związków - mieli przykazaną lub zalecaną izolację. W Niemczech zawodników wręcz skoszarowano, w Polsce proszono o niewychodzenie z domów. Niemal wszędzie jednak przed wznowieniem rozgrywek drużyny przeszły koronawirusowe testy. Takie reguły wprowadzono choćby w Niemczech, Austrii, Czechach na Węgrzech, Wyspach Owczych i w Polsce. We włoskiej Serie A, która niebawem też wróci do gry, badania zawodnikom robi się nawet co cztery dni. - Nie będzie testów, ale jeśli ktoś będzie się gorzej czuł czy będzie miał objawy choroby, to musi zostać w domu - wyjaśnia Sport.pl Petter Landen, dziennikarz "Expressen".

Choć to rozwiązanie, na którym można sporo zaoszczędzić, bo zdaniem "Bilda" Bundesliga na swoje testy wyda dwa i pół mln euro, to już widać, że szwedzkie kluby bez testowania graczy mogą mieć pewne problemy. Pierwszym z nich jest niepewność dotycząca możliwości gry niektórych zawodników i wzięcie za nich odpowiedzialności.

Z jednej strony jest zdrowie, z drugiej wybór optymalnej jedenastki na mecz. To kłopot, który przed pierwszą serią gier spadł choćby na sztab IFK Goeteborg. Dwaj zawodnicy tego klubu (August Erlingmark i Jesper Tolinsson) w środku tygodnia zgłaszali bóle głowy. Zastosowano wobec nich nowy protokół postępowania. Obaj zostali odsunięci od treningu.

- Musimy działać kategorycznie. Gdy pojawiają się najmniejsze objawy czy kłopoty zdrowotne, to zatrzymujemy graczy. Wiem, że każdy chce grać, ale instynkt nie może nam przysłaniać rozsądku - relacjonował w rozmowie z "Aftonbladet" trener IFK, Poya Asbaghi.

W weekend bóle u zawodników ustąpiły. To, czy brać ich pod uwagę na mecz z Elfsborgiem, analizowano się do niedzielnego poranka. Ostatecznie Erlingmark zagrał w spotkaniu od pierwszych minut, a Tolinsson nie został do meczowej grupy włączony, prawdopodobnie nie przez wzgląd na zdrowie. Bardziej była to decyzja sportowa.

- Obaj nie mieli żadnych dolegliwości dwa dni przed meczem. Nie było też tak, że ból głowy wskazywał na koronawirusa. Ponieważ jednak ta choroba ma wiele objawów, woleliśmy dmuchać na zimne - tłumaczył fizjoterapeuta Goeteborga Calle Persson. Zapytany przez dziennikarza "Aftonbladet", czy nie lepiej było zrobić komercyjny test na COVID, odparł, że klub o tym myślał, ale w przypadku braku innych koronawirusowych symptomów i zniknięcia zdrowotnych problemów z pomysłu zrezygnowano. - Prawdopodobnie w przyszłości w przypadku wątpliwości zaczniemy jednak z tych testów korzystać - oznajmił Persson.

Klubowa restauracja szansą na legalne mecze

Oprócz braku testów zasady panujące we wznowionej Allsvenskan nie różnią się zbytnio od tego, co znamy z Europy. Limitowana jest liczba osób na stadionie. Pracujący na meczu dziennikarze muszą wypełnić protokół zdrowotny. Ograniczany do minimum jest czas przebywania na obiekcie. Należy zachowywać tu dystans społeczny. Wyjścia i przejścia drużyn na boisko są dzielone. Dziennikarze z różnych redakcji mają jednak szansę rozmów z zawodnikami po meczu. Tyle że strefę wywiadów przeniesiono na zewnątrz. Wznowieniu rozgrywek w kraju towarzyszy spory entuzjazm. Dyrektor sportowy jednego z klubów jadący na mecz swojej drużyny założył na tę okoliczność złotą marynarkę.

Będzie on jednym z nielicznych, który zobaczy mecz na stadionie. Spotkania Allsvenskan odbywają się przy pustych trybunach. Dla rozgrywek sportowych i tak zrobiono pewne ustępstwa. W kraju nadal obowiązuje limit zgromadzeń powyżej 50 osób, ale przy ligowych spotkaniach włączając tylko zawodników, sztab trenerski i medyczny obu drużyn oraz sędziów, na stadionach siłą rzeczy ludzi jest więcej. Kibice na futbol na żywo muszą poczekać. Na razie nie wiadomo ile. Choć czekać nie będą wszyscy.

Szansę na legalne podglądanie swojej drużyny stworzył swoim kibicom Helsingborgs IF. Posiadacze biletów sezonowych podczas domowych spotkań drużyny mogą wejść do trzech restauracji usytuowanych na terenie stadionu Olympia. Z okien restauracji widać boisko, więc w czasie spotkań ci, którzy usiądą przy szybach, nie będą zmuszeni do śledzenia meczu na ekranach telewizorów.

Zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób nie dotyczy restauracji, o ile utrzymywane są tam reguły dystansu społecznego. Według szacunków Helsingborga podczas spotkań w restauracjach ma być około 300 kibiców. - Niektórzy nie będą mieli bezpośredniego widoku na boisko. Innym część pola gry zasłaniać będą filary. W tej inicjatywie chodzi bardziej o wspieranie klubu. Zamiast iść obejrzeć ten mecz na mieście, lepiej przyjść do restauracji, która przynosi korzyści swojemu klubowi - tłumaczył w rozmowie z "Expressen" koordynujący klubową akcję Frederik Ericsson.

Obraz Szwecji zmienił się z pozytywnego na negatywny

Szwecja od początku epidemii walczy z koronawirusem w sposób liberalny. Do tej pory w kraju zanotowano niemal 52 tysiące przypadków zakażeń, niemal pięć tysięcy osób zmarło. W jednym z ostatnich dni stwierdzono rekordową dzienną liczbę nowych chorych (półtora tysiąca). Mimo że władze tłumaczą to zwiększeniem wykrywalności wirusa (liczba dziennych testów wzrosła do 35 tysięcy) i częstszym wyłapywaniem przypadków lekkich, to rządowa opozycja postuluje odwołanie głównego epidemiologa kraju. Przez brak stanowczych reakcji na epidemię zarzuca Andersowi Tegnellowi "narażenia tysięcy starszych ludzi na śmierć". - Ktoś musi powiedzieć, że cesarz jest nagi - oznajmił dosadnie lider Szwedzkich Demokratów Jimmie Akesson podczas debaty w telewizji SVT.

Tagnell na początku czerwca przyznał w rozmowie ze szwedzkim radiem, że strategia dotycząca walki z pandemią powinna być inna. - Gdybyśmy przystępowali do walki z koronawirusem, wiedząc o chorobie to, co wiemy dzisiaj, nasza strategia znalazłaby się pomiędzy tym, co zrobiła Szwecja, a co reszta świata - stwierdził w rozmowie ze Sveriges Radio.

Szwecja z powodu swoich działań straciła też w oczach Europy i świata. Jak wynikało z niedawnego raportu Instytutu Szwedzkiego, obraz kraju w szybkim tempie zmienił się z pozytywnego na negatywny. Szwecja przestała być kojarzona z technologiami, ekologią, bezpieczeństwem socjalnym, a stała się przykładem, jak nie walczyć z epidemią. W ostatnim czasie szwedzkie media miały też jednak lepsze informacje. Podkreślają, że w kraju spadła liczba ofiar wywołanych przez zakażenie koronawirusem, a od soboty do niedzieli w Szwecji nie zarejestrowano żadnego nowego przypadku zgonu spowodowanego COVID-em.

Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób wydało ostatnio opinię, w której stwierdziło, że Szwecja jest jeszcze przed szczytem epidemii koronawirusa. Taka sama teza dotyczyła również Polski.

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.