Przodują w liczbie zgonów w Europie. W rządzie łamią zasady kwarantanny. Teraz ruszają z Projektem Restart

Wielka Brytania w liczbie koronawirusowych zgonów właśnie wyprzedziła Włochy. Rządowy doradca w walce z epidemią odszedł, bo złamał zasady kwarantanny - spotkał się z kochanką. Marcowe przewidywania ekspertów, że do wiosny 2021 na Wyspach może umrzeć pół miliona ludzi, znów brzmią złowieszczo. W takich okolicznościach Premier League zadecyduje, jak i czy dokończy sezon. Na Projekt Restart ma pełne poparcie rządu.

Elegancka włoska gondola z jednym pasażerem właśnie została wyprzedzona przez łódkę, której gondolier ma postać kostuchy. W jego łodzi jest sporo czaszek, a pasażerowie bardziej przypominają duchy. Ciemno-szara gondola ma flagę Wielkiej Brytanii. Taką karykaturą "The Times" opatrzył najnowsze dane dotyczące koronawirusa. Wielka Brytania właśnie wyszła na prowadzenie, jeśli chodzi o liczbę zgonów spowodowanych przez COVID-19 w Europie. Ma ich ponad 30 tysięcy. W ten sposób mała wyspa stanowiąca mniej niż jeden procent globalnej populacji ma prawie 12 procent zgłoszonych ofiar wirusa na świecie.

Zobacz wideo Piekarski: Jak czasem słyszę ministra Szumowskiego... Ludzie mogą złapać się za głowę

Kryzys zdrowotny i wizerunkowy? Czas na futbol

"Eksperci zaznaczają, że porównywanie danych z wielu krajów jest trudne: różne regiony są w różnej fazie pandemii, wiele z nich ma niedoszacowane dane, a druga fala epidemii może przynieść znaczną zmianę proporcji" - pisze "The Times", ale eksperci cytowani przez dziennik nie brzmią optymistycznie.

- Jedyna rzecz, której możemy być pewni to, że wszystkie te liczby są poważnie niedoszacowane - uważa David Spiegelhalter, szef Laboratorium Statystycznego Uniwersytetu w Cambridge. Wielka Brytania ma jednak problem nie tylko z liczbami i wysoką śmiertelnością na COVID-19. Z doradzania rządowi w sprawie koronawirusa zrezygnował właśnie Neil Ferguson. Ekspert uczynił to po tym, jak wyszło na jaw, że co najmniej dwukrotnie łamał zasady izolacji, o których z takim przekonaniem opowiadał Brytyjczykom. Kiedy tłumaczył im, że nie powinni odwiedzać swoich rodzin, sam jeździł do swojej kochanki, co wyśledził i opisał "Daily Telegraph". Tłumaczenia, że przeszedł już koronawirusa, nie były czynnikiem łagodzącym.

Ferguson nie był pierwszym, który okazał podwójną moralność. W Szkocji miesiąc temu z powodu naruszania własnych zaleceń, z doradzania rządowi musiała zrezygnować Catherine Calderwood. Naczelna lekarz Szkocji została przez prasę przyłapana na spacerze wraz z mężem i dziećmi. Sama zaznaczała, że z domu można wychodzić tylko w nagłych potrzebach: do pracy, po zakupy i do lekarza. Wielka Brytania nie dość, że przechodzi przez poważny kryzys zdrowotny, to jeszcze mierzy się z kryzysem wizerunkowym. Jak w tym wszystkim ma odnaleźć się brytyjski sport? Najlepiej tak, by na boisku pojawiło się 22 graczy, grających o punkty i zdobywających kilka niezapomnianych bramek. Rząd ligowy Projekt Restart - bo tak nazwano przedsięwzięcie wspiera i jak podkreślają anglojęzyczne media, ma w tym spory interes.

Neutralne stadiony, 100 punktów i może izolacja

Nie ma jeszcze pewności, czy najważniejsza liga piłkarska świata ruszy 9 czerwca i czy w ogóle Projekt Restart wejdzie w życie, ale to może okazać się już w następnym tygodniu. Plan powrotu  Premier League i Championship jest gotowy. Zakłada grę przy pustych trybunach na neutralnych obiektach, przestrzegając dziesiątek zasad higieny i nakreślonych środków bezpieczeństwa. Może to wymagać od zawodników też wzmożonej izolacji, a nawet wiązać się z długim zamkniętym zgrupowaniem, z którego drużyna będzie jeździć na mecze. Sam protokół medyczny, który muszą zaakceptować kluby, liczy 100 punktów. W liberalnie podchodzącej do wszelkich restrykcji Anglii realizacja tego planu wydaje się trudna. Zresztą na Wyspach każdy często działa jak chce, co widać też po futbolu. Kluby nie potrzebowały pozwolenia władz na wznowienie treningów, bo też nie miały wyraźnego zakazu zajęć, a jedynie musiały dostosować się do ogólnych zasad społecznej izolacji. Te można było interpretować różnie. To dlatego Tottenham i West Ham udostępnia jedno boisko na jednego gracza i dba, by zawodnik nie spotkał się z kolegą w czasie wchodzenia na obiekt, a Arsenal obecnie pozwala trenować pięciu osobom na jednym boisku. W niektórych klubach zawodnicy nawet nie wiedzą, czy i kiedy jakiś klubowy rozruch się zacznie. Warto odnotować, że kilku graczy Tottenhamu zostało już złapanych na wspólnym bieganiu na początku kwietnia. W rozruchu miał też uczestniczyć Jose Mourinho. Władze nakazywały wówczas co najmniej dwumetrowy odstęp od drugiej osoby, którego piłkarze nie zachowali. Poza tym na świeżym powietrzu można było trenować samodzielnie lub tylko z członkiem rodziny.

Wracając do spraw bezpieczeństwa piłkarzy i członków ekipy – nad protokołem medycznym opracowywanym niedawno przez ekspertów-lekarzy związanych z klubami piłkarskimi, krykietowymi i rugby oraz omówionym z przedstawicielami rządu, będą musieli pochylić się jeszcze inni. Najpierw związek zawodowych piłkarzy, potem związek trenerów, a to wszystko do poniedziałku 11 maja, kiedy dokumenty mają przedyskutować i ewentualnie podpisać wszystkie klubowe władze.

Protokół przewiduje genetyczne testy graczy na obecność COVID-19 (najbardziej precyzyjne), a Premier League jest już w fazie zaawansowanych rozmów z instytucją w Hong Kongu, która komercyjnie świadczy takie usługi i zapewnia, że wyniki badań liga będzie dostawać 24 godziny po pobraniu próbek.

Przytrzymanie ludzi w domach i rozrywka

Choć sytuacja na Wyspach wydaje się dramatyczna, a rząd od początku był krytykowany za bierną walkę z pandemią i unikanie lockdownu, to plan przywrócenia Premier League ma być władzom na rękę. Jak podkreśla "The Times" władza daje na niego zielone światło, bo futbol "pomoże przytrzymać ludzi w domach". Mecze na neutralnym terenie mają natomiast odwieść ich od prób spotykania się i dopingowania klubu pod stadionami. Równolegle trwają przymiarki, by znaczną część spotkań pokazywać w ogólnodostępnej telewizji, chodzi nawet o 45 z 92 meczów, które pozostały do rozegrania. Opcją jest też ich transmisja na kanale na YouTubie. Podobnie sprawę przedstawia "The Athletic", który sygnalizuje, że futbol może posłużyć rządowi, "aby podnieść morale narodowe oraz zapewnić ludziom lekką rozrywkę".Tak więc futbol ma dać namiastkę normalności, polepszyć nastroje i być odskocznią od panującej traumy.

Jak dalej komentują dziennikarze portalu piłkarze i trenerzy są jednak w kwestii dokończenia sezonu mocno podzieleni. Jeśli gracze zostaliby zabrani z domów na zamknięte zgrupowania, część z nich już poinformowała, że nie będzie w stanie tak funkcjonować i opuścić na długo ciężarnej żony, czy potrzebujących pomocy starszych członków rodziny. W dodatku jak ujmuje to "The Athletic" zdaniem zawodników "panowie w garniturach chcą podjąć decyzję, która stawia zdrowie ekonomii nad fizycznym i psychicznym zdrowiem graczy". Dziennikarze zastanawiają się też jak społeczeństwo, do którego kierowane jest przesłanie: "izolujcie się, zachowujcie dystans", przyjmie zielone światło rządu na oklaskiwanie bohaterów kontaktowego sportu.

Jeden z prezesów klubów powiedział portalowi, że kibice już ślą maile z zapytaniem, dlaczego rząd tak naciska na futbol, a rządowe "wsparcie" dla piłki fani określają jako hańbiące.

Do tego dochodzą też same obawy piłkarzy o własne zdrowie. Ich agenci, powołując się na prasowe artykuły i publikowane badania proszą pracodawców sportowców, by odnieśli się do powiązań występowania koronawirusa i a częstych udarów mężczyzn w wieku 30-40 lat. Jeden z menedżerów chciał też wiedzieć, jak klub zagwarantuje bezpieczeństwo jego klientowi w obliczu teorii immunologów z Berlina, Rzymu i Wiednia. Ci orzekli, że podczas intensywnych ćwiczeń sportowcy częściej wdychają cząsteczki wirusa i kierują je do dolnych części płuc.

Fakt, że na temat bezpieczeństwa graczy rozmawiają zatrudniani przez kluby medyczni eksperci, nie przekonuje sportowców, że wydadzą oni zalecenia, kierując się dobrem graczy, a będą raczej czuli presję ze strony swych pracodawców, by we wznowieniu sezonu pomóc.

Pół miliona zgonów do wiosny?

- Myślę, że jeśli przetestowani będą wszyscy, a każdy zainfekowany będzie odizolowany, reszta nie będzie musiała się niepokoić. Do wszystkiego będą dokumenty, wyniki testów, robione przez niezależne instytucje. Gracze są teraz bardzo dobrze o wszystkim informowani. Sami szukają potrzebnych wiadomości. Myślę, że zaufają swoim działaczom. To nie leży przecież w interesie klubów, aby grać na siłę i ryzykować nie tylko PR-ową katastrofę, ale też obciążanie instytucji zdrowia publicznego - tłumaczy Mark Leather, były fizjoterapeuta Liverpoolu.

Wyspiarska dyskusja o powrocie do gry wydaje się bardzo emocjonalna i trudna. Oprócz walki klubów o przetrwanie, zniwelowanie finansowych strat, zabezpieczenie zdrowia graczy zaczęły w niej wybrzmiewać też polityczne konteksty. To wszystko w kraju, którego marcowy, rządowy i tajny raport omówił "The Guardian". Był on wstrząsający, wtedy wydawał się nierealny, a teraz wybrzmiewa mocniej. Rząd zakładał bowiem, że w najbardziej pesymistycznym scenariuszu koronawirusem na Wyspach do wiosny 2021 roku może zarazić się nawet 80 procent populacji, hospitalizacji będzie wymagało osiem milionów obywateli, a meczu Premier League już nigdy nie zobaczy od 300 do 500 tysięcy osób. Tyle bowiem epidemii nie przeżyje.

Czytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .



Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.