"Chińczycy boją się Europejczyków. Czasem nie wpuszczają ich do restauracji"

- Sytuacja w Chinach jest opanowana. Niedawno mały nawrót epidemii spowodowali Europejczycy, którzy po powrocie do Azji nie przestrzegali zasad bezpieczeństwa i roznosili wirusa. Chińczycy wciąż traktują ich z dystansem. Czasem nawet nie są wpuszczani do pubów czy restauracji - w rozmowie z portalem sport.onet.pl powiedział Marek Zając, polski trener mieszkający w Hongkongu. Państwo, w którym narodził się koronawirus, zaczyna bać się Europejczyków.

Ponad 82 tys. osób w Chinach zaraziło się koronawirusem. Ponad 4,5 tys. osób zmarło. To ogromne liczby, ale w porównaniu z Hiszpanią, Włochami, Francją czy Wielką Brytanią nie robią już na nikim wrażenia. To w Europie toczy się obecnie największa walka z pandemią koronawirusa. Walka, w której choroba cały czas bierze górę, podczas gdy w jej ojczyźnie obserwujemy względny spokój. 

Zobacz wideo "W Polsce przez koronawirusa zaczynają umierać ludzie, którzy nigdy się nim nie zarazili"

"Chińczycy traktują Europejczyków z dystansem. Niektórych nie wpuszczają do pubów czy restauracji"

- W ostatnich dniach wspomniany spokój został jednak zmącony nagłym wzrostem zachorowań. Wzrostem spowodowanym m.in. przez Europejczyków przebywających w Chinach. Wielu z nich nie przestrzegało bowiem zaleceń chińskiego rządu, przez co naraziło na zarażenie nie tylko siebie, ale także innych. Miesiąc temu mieliśmy trudny okres. Epidemia bardzo rozprzestrzeniała się w Europie. Obcokrajowcy ze Starego Kontynentu pracujący w Hongkongu zaczęli tutaj wracać, tyle że nie przestrzegali żadnych zasad bezpieczeństwa i roznosili wirusa - w rozmowie z portalem sport.onet.pl przyznał Marek Zając, polski trener mieszkający w Hongkongu.

I dodał, opowiadając o strachu Azjatów przed Europejczykami: - Cały czas jest w Hongkongu i Chinach strach przed Europejczykami, czasem nie są wpuszczani do restauracji czy barów, bo nie są oni zdyscyplinowani. Jeśli pojawiają się jakiejś komunikaty rządu, miejscowi stosują się do najnowszych zaleceń, a ludzie z Europy mają je gdzieś. Po przylocie do Azji dostali opaski na rękę i mieli odbyć kwarantannę, ale wielu tego nie zrobiło. Dlatego teraz rozdawane są opaski z GPS-em i jeśli ktoś łamie zasady izolacji, przyjeżdża policja i zabiera takiego delikwenta. Trzeba było posunąć się do takich rozwiązań.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.