Prezydent: Koronawirus u mnie jak lekkie przeziębienie. Prasa: Jest zagrożeniem. Trzeba go ignorować

- Jest ciężko. Działam w piłce, prowadzę szkółkę, więc teraz nie mogę normalnie pracować - mówi nam Roger Guerreiro. - Ja sobie jeszcze poradzę, ale co z milionami Brazylijczyków, którzy nie mają za co kupić jedzenia? To nie tak, że prezydent Jair Bolsonaro jest przeciw całemu narodowi, skoro chce, by mimo epidemii nie stanęła nasza gospodarka - dodaje były piłkarz reprezentacji Polski.

W 2005 roku Roger Guerreiro przyjechał do Polski, by grać w Legii Warszawa. W roku 2008 otrzymał polskie obywatelstwo i z kadrą prowadzoną przez Leo Beenhakkera pojechał na Euro 2008. W meczu z Austrią (1:1) strzelił jedynego dla Polski gola w tym turnieju. W naszej reprezentacji grał do 2011 roku. W sumie wystąpił w 25 meczach i zdobył cztery gole. Od roku 2013 znów grał w brazylijskich klubach, a po zakończeniu kariery mieszka w Sao Paulo.

Zobacz wideo Koronawirus w futbolu: To jest wojna milionerów z miliarderami

To właśnie tam znajduje się brazylijskie epicentrum koronawirusa. Ogromny, mający 210 milionów mieszkańców kraj, z pandemią radzi sobie słabo. W Brazylii na każdy milion obywateli wykonuje się tylko 258 testów na obecność koronawirusa. Dla porównania: w Polsce robi się ich 10 razy więcej - 2 437 na każdy milion mieszkańców. Od wykrycia pierwszego przypadku zarażenia (11 marca) liczba chorych i zmarłych w Brazylii rośnie w coraz szybszym tempie. Do 7 kwietnia włącznie zarażonych było 14 049 osób, a zmarło 688 ludzi. Właśnie 7 kwietnia był zdecydowanie najgorszym dniem epidemii. Wtedy zanotowano 1 851 nowych zakażeń, aż o 685 więcej niż w dotąd najgorszym dniu. Natomiast z powodu wirusa we wtorek zmarły 122 osoby, a wcześniej rekordowo złe były dwa dni (2 i 4 kwietnia), gdy zanotowano po 82 zgony.

Najpierw chora mama, później dzieci w domu, a piłka na końcu

- W Brazylii sytuacja wygląda tak samo jak chyba we większości krajów świata. Pozamykane jest prawie wszystko, a ludzie muszą siedzieć w domach i czekać, co się wydarzy - mówi w rozmowie ze Sport.pl Roger. - Ja mam takie problemy jak wszyscy ludzie, którzy pracują w futbolu. Piłka to pewnie ostatnia rzecz, która wróci do normalności. Za dużo ludzi w futbolu musi przebywać razem w jednym miejscu, żeby władze pozwoliły w najbliższym czasie normalnie trenować i grać - dodaje były piłkarz.

Inna sprawa, że Rogerowi piłka teraz nie w głowie nie tylko przez koronawirusa. - Skupiam się przede wszystkim na swojej mamie. Ona ma duży problem ze zdrowiem, cierpi na porażenie mózgowe, przebywa w szpitalu i jest naprawdę bardzo źle. Jeżdżę do niej i modlę się do Boga, żeby jej pomógł - opowiada Roger. - Pewnie również dlatego o koronawirusie myślę tak, że po prostu czasem my, ludzie, mamy problemy mniejsze, a czasem większe i teraz jest okres tych większych, co po prostu musimy wytrzymać. Mam nadzieję, że cały świat krok po kroku z tego wyjdzie - mówi Roger.

Roger poza odwiedzaniem chorej mamy zajmuje się dwójką swoich dzieci, które obowiązki szkolne wypełniają, będąc w domu. - Nauka odbywa się przez internet, nauczyciele rozmawiają z dziećmi, robiąc wideokonferencje.

Do pracy były reprezentant Polski idzie tylko wtedy, gdy ktoś ma ochotę na indywidualny trening. - W Guerreiro Soccer Training na co dzień trenuje 80 dzieciaków, ale od dwóch tygodni szkoła jest zamknięta. Zainteresowanie zajęciami jest duże, potrzebuję więcej przestrzeni i więcej inwestycji, żeby przyjąć kolejne dzieciaki. Czeka ich już 50 - opowiada Roger. - Teraz z niektórymi umawiam się telefonicznie na treningi indywidualne. Tylko na takie zajęcia jest zgoda w moim stanie - dodaje.

Impeachment prezydenta?

Stanem Sao Paulo, największym w kraju, rządzi gubernator Joao Doria. Brazylijskie media przedstawiają go jako głównego przeciwnika prezydenta kraju. Jair Bolsonaro prowadzi kampanię "Brazylia nie może się zatrzymać", a Doria to bodaj głos najmocniej krytykujący tę kampanię. Zdaniem jego, większości rządu i podobno też gubernatorów wszystkich 27 stanów, Brazylia przede wszystkim musi teraz skupić się na walce z koronawirusem. Natomiast prezydent chce, by normalnie funkcjonowała gospodarka, postuluje zniesienie ograniczeń w działaniu przedsiębiorstw. Bolsonaro krytykuje działania ministerstwa zdrowia. Ono zgodnie z zaleceniami WHO wydało zalecenia, na mocy których gubernatorowie stanów pozamykali szkoły, ograniczyli handel i transport oraz możliwość i liczebność zgromadzeń.

- Wirusem zagrożone są osoby powyżej 60. roku życia, więc nie ma sensu zamykanie szkół. Poza tym 90 proc. z nas nie będzie miało żadnych objawów, nawet jeśli się zarazi. Wystarczy, żeby nie zarazić rodziców i dziadków. Musimy wrócić do normalności - mówił prezydent dwa tygodnie temu, w orędziu do narodu. Tłumaczył też, że sam, jako silny człowiek, mając koronawirusa, czułby się najwyżej jak wtedy, gdy miał niewielkie przeziębienie.

Gazeta "Estadao" skomentowała, że naród musi ignorować słowa swojego prezydenta, bo ten stał się zagrożeniem dla zdrowia publicznego.

"W niedzielę 5 kwietnia prezydent zagroził dymisją ministrowi zdrowia, mimo że nie podał jego nazwiska" - pisze "Folha de Sao Paulo". "Członkowie mojego rządu stali się gwiazdami. Nadejdzie ich czas. Mam pióro i nie zawaham się go użyć dla dobra Brazylii" - czytamy słowa, które wypowiedział Bolsonaro. Gazeta komentuje, że prezydentowi chodziło o Luiza Henrique Mandettę. Wcześniej prezydent tłumaczył, że podlegający mu minister zdrowia powinien go słuchać, a nie robi tego, bo brakuje mu pokory. Dodawał, że nie bacząc na zalecenia ministra, wkrótce podpisze dekret o ponownym otwarciu sklepów w Brazylii. "Folha de Sao Paulo" pisze, że na tamte słowa Mandetta odpowiedział następująco: "Nie komentuję słów prezydenta. On ma mandat ludu, więc mówi. Ja pracuję". Minister miał też powiedzieć swoim sojusznikom, że nie ustąpi prezydentowi i nie będzie zalecał Brazylijczykom "poluzowania kwarantanny". Bez względu na konsekwencje.

"Bolsonaro robi wszystko, by zadbać o największą gospodarkę Ameryki Łacińskiej, ale jego wysiłki nie znajdują uznania nawet u najwierniejszych sojuszników. Niektórzy politycy zaproponowali postępowanie w sprawie impeachmentu przeciwko prezydentowi za to, że zagraża zdrowiu publicznemu" - pisał Reuters 2 kwietnia. I wielka agencja informacyjna, i krajowe media z Brazylii twierdziły wtedy, że parlament mógłby zebrać głosy potrzebne do postawienia prezydenta przed sądem, ale na razie do tego nie dojdzie, ponieważ jeszcze bardziej pogłębiłoby to kryzys kraju.

Śmierć przez koronawirusa albo śmierć z głodu?

- To nie tak, że Bolsonaro jest po jednej stronie, a cały naród po drugiej. Widzę, że część ludzi w Brazylii uważa, że wszyscy powinni siedzieć w swoich domach i nie wychodzić, a część - jak Bolsonaro - że mimo zagrożenia gospodarka nie może stanąć. Prezydent nie chce całkowitej izolacji, bo musi dać o sprawy ekonomiczne. Jego zdaniem osoby z grupy ryzyka powinny zostać w domu, a reszta powinna pracować - mówi Roger. - W Brazylii mnóstwo ludzi żyje w fawelach i nie ma pieniędzy nawet na jedzenie. To ważne, żeby ci ludzie nie umierali przez koronawirusa, ale tak samo ważne jest, żeby nie umarli przez to, że nie mogą sobie kupić nic do jedzenia - dodaje. - Większość Brazylijczyków rzeczywiście nie podziela zdania prezydenta, a zgadza się z tym, co mówi choćby Doria. Ale to nie tak, że cały naród uważa, że Bolsonaro kompletnie nie ma racji. Wielu zwykłych ludzi martwi się, z czego opłaci rachunki i jak kupi najpotrzebniejsze rzeczy - przekonuje Roger.

- Co myślę i czuję ja sam? Wiem, że musimy być ostrożni. To oczywiste. Chciałbym pracować, bo pracy potrzebuję, żeby zarabiać pieniądze dla rodziny. Ale muszę uważać na dzieci i rozumiem, że teraz zajęć nie mogę prowadzić. Mieszkam w stanie Sao Paulo, podlegam decyzjom Dorii, więc czekam na jego decyzję. I modlę się. Za Brazylię i za Polskę. Tęsknię za Polską i za wieloma ludźmi. Śledzę sytuację w Polsce i mam nadzieję, że szybko sobie z koronawirusem poradzi - kończy brazylijsko-polski piłkarz.

Więcej o:
Copyright © Agora SA