Przedszkola, szkoły czy stoki narciarskie normalnie funkcjonują. "Obcokrajowcy bardziej przerażeni"

Start piłkarskiej ligi przełożono tam na czerwiec. Drużyny trenują jednak niemal normalnie, grają też sparingi. Koronawirus na Szwedów podziałał głównie tak, że kluby ścięły koszty, pozwalniały pracowników, ale niekoniecznie stosują izolację. Zresztą nie naciska na to rząd i zostawia działaczom uchyloną furtkę. Trwa debata, jak wystartować z krajowym pucharem.

1 kwietnia Szwedzi otrzymali nowe rozporządzenia z ministerstwa zdrowia. Dotyczą zaleceń wobec epidemii. Czekał na nie też szwedzki świat sportu. Do tej pory rząd w Sztokholmie precyzyjnie wypowiadał się głównie wobec organizacji dużych imprez. Ze względu na fakt, że nie można było organizować spotkań powyżej 500 uczestników, zawodowe rozgrywki zostały tam wstrzymane. Najbardziej niezadowoleni byli hokeiści, których sezon anulowano. Inauguracja piłkarskiej AllSvenskan została natomiast przełożona z kwietnia na czerwiec.

Pod koniec marca zakaz zgromadzeń zaostrzono. Od teraz limit to 50 osób w jednym miejscu. Ogólne środki, które podjęło państwo w walce z koronawirusem były i są jednak skromne. W Szwecji normalnie działają przedszkola i szkoły podstawowe, funkcjonują też stoki narciarskie, niewielkie restrykcje są w centrach handlowych, sklepach, czy restauracjach, a kluby sportowe dostały sugestię, by zamiast hal, wybierać aktywność na świeżym powietrzu. Zajęcia przenoszono zatem na dwór.

Zobacz wideo Szymon Kołecki: Organizatorzy igrzysk będą musieli jakoś przetrzymać 17 tys. ludzi, by nie oddać wioski olimpijskiej zgodnie z umową

Helsingborg w sparingowym rytmie

- My, obcokrajowcy, jesteśmy bardziej przerażeni od Szwedów, bo mamy kontakt z naszymi rodakami. Wiemy, jak to wygląda gdzie indziej - relacjonował Sport.pl mieszkający w Szwecji od lat 90. trener Jerzy Kruszczyński.

W wielu szwedzkich klubach piłkarskich niemal normalnie odbywały się treningi, organizowano wewnętrzne mecze. Tam, gdzie nie było więcej niż 50 osób, grano nawet międzyklubowe sparingi. Zresztą w najbliższym tygodniu Helsinborg ma zaplanowane dwa towarzyskie spotkania z innymi drużynami AllSvenskan. Epidemię koronawirusa w szwedzkim futbolu dało się odczuć głównie limitowaniem osób na boisku i stadionie. Podobnie w żużlu, w którym inauguracja ligi też została przełożona na czerwiec. Tam na treningach ograniczono się do 25 osób na torze i w padoku, wliczając zawodników, mechaników, czy trenerów.

Jak będzie dalej? Choć liczba zakażonych koronawirusem w Szwecji rośnie i obecnie wynosi ponad 5,5 tys., to nowe rozporządzenia szwedzkiego rządu sportowcom zajęć nie burzą. Zmuszają przede wszystkim działaczy do kombinowania przy rozgrywkach.

Treningi możliwe, ale bez ryzyka

Po analizie nowych zapisów można odnieść wrażenie, że państwu zbiorowa aktywność fizyczna nie przeszkadza, byleby tylko nie gromadziła tłumów. Nowe wytyczne są po części powtórką starych. Do tego nie obligują, a bardziej proszą i wskazują rozwiązania.

- Związki sportowe powinny, jeśli to możliwe, organizować treningi i inne zajęcia sportowe na świeżym powietrzu oraz ograniczać liczbę widzów. Możliwe jest organizowanie treningów i meczów treningowych, jeśli nie będzie ryzyka potencjalnego rozprzestrzeniania się infekcji - czytamy w komunikacie.

Piłkarskie władze ligowe w rozmowie z dziennikiem "Expressen" potwierdziły, że do rozporządzeń się zastosują. Problemem jest tylko zakaz zbiorowisk powyżej 50 osób. W sytuacji ligowego meczu dwóch drużyn z pełną ławką rezerwowych, sztabem trenerskim, medycznym, obsługą stadionu i produkcją telewizyjną wydaje się to niemożliwe.

Ograniczenia do końca roku

Wydawało się, że choć kluby mogą trenować, rozgrywki zapewne znów będą musiały zostać przesunięte. Do kiedy? Tu pojawił się kolejny problem. Rządowe zalecenia przewidziano do 31 grudnia 2020 roku.

- Wydaje się, że na mecze ligowe, pucharowe i duże wydarzenia władze się zatem nie godzą, ale nie wiadomo, na kiedy trzeba je będzie przełożyć. To powinno okazać się w tym miesiącu - mówi nam Petter Landen, dziennikarz "Expressen". Dodaje, że to jednak tylko zalecenia. Przyznaje, że jeśli chodzi o realne przepisy, w Szwecji nie są one tak bardzo restrykcyjne, jak choćby w Norwegii, gdzie władze odradzają uprawianie sportu w grupach większych niż pięć osób, a sztywnych zaleceń jest jeszcze kilka (m.in. trzeba zachować dwumetrową odległość od rywala, a w piłce ręcznej nie można podawać piłki do kolegi).

Dodatkowo opublikowane 1 kwietnia w Szwecji zasady wzbudziły problemy w interpretacjach. Dlaczego w gronie 50 osób można trenować, ale już nie rozgrywać meczów? Nawet takich, za które przyznawane są punkty lub trofea?

- Mamy świadomość, że granica między treningiem a meczami może być trudna do nakreślenia. Rozgrywanie meczów treningowych jest w porządku, o ile spełnione są nasze zalecenia, a liczba osób na obiekcie i wokół niego jest ograniczona do 50 osób - skomentował naczelny epidemiolog kraju, Anders Tegnell. W wyniku dyskusji w mediach te słowa zamieszczono nawet na oficjalnej stronie ministerstwa zdrowia. Tegnell problemu zatem jednoznacznie nie rozstrzygnął, jakby zostawiając prezesom klubów uchyloną furtkę na "mniejsze mecze".

O punkty w 50 osób?

W szwedzkich gabinetach już trwają zatem rozmowy jak doprowadzić do meczu o stawkę, by zaangażowanych w niego było nie więcej niż 50 osób. Działacze chcieliby na razie wymyślić jakąś formułę na krajowy puchar. Te rozgrywki są na etapie ćwierćfinałów. Powinny się zakończyć do wakacji. Potem Szwedzi zobaczą, czy opracowany system da się przełożyć na ligę. Brak jakichkolwiek rozgrywek robi się dla klubów coraz bardziej niebezpieczny.

- Helsingborg już niemal zbankrutował. Niektóre kluby wysłały graczy na przymusowy urlopy - mówi Landen. Ostersunds i Orebo poinformowały, że zrezygnowały z usług niektórych pracowników. Trwa też renegocjacja samych kontraktów zawodników.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.