"Klubowy raport" to cykl autorstwa dziennikarzy Sport.pl dotykający problemów, z którymi przyszło się teraz mierzyć polskim klubom piłkarskim. I tym dużym - z ekstraklasy, i tym mniejszym - z niższych lig. Codziennie o 8 na Sport.pl i Gazeta.pl.
Nie mają wielkich pieniędzy, możliwości, ale kochają piłkę i emocje. - Jesteśmy odbiciem wielkich klubów, a skoro one mają problemy, to my również. Pandemia koronawirusa uderza w nas z taką samą siłą, ale oczywiście w mniejszej skali - mówi Jarosław Motyka, trener i wiceprezes A-klasowej Zapory Wapienica.
Łączenie funkcji na tym poziomie to standard. Tylko nielicznych stać na sztab z prawdziwego zdarzenia, transfery i wynagrodzenia dla piłkarzy. - My w A-klasie nie płacimy. Dajemy szansę, promujemy zawodników, ale nie płacimy im za granie. Znam jednak mnóstwo przykładów klubów, które płacą i teraz mogą mieć gigantyczne problemy. Dlatego za kilka miesięcy kluby mogą masowo wycofywać się z rozgrywek - przewiduje Motyka.
Problemy finansowe mniejszych klubów nie są żadną nowością. Ich funkcjonowanie to ciągła walka. O dotacje, o sponsorów, o zawodników. Na tym poziomie zebranie kilkunastoosobowej kadry to wyzwanie, nie mówiąc o organizacji wyjazdów czy dnia meczowego na własnym boisku. W czasie pandemii walka jest jeszcze trudniejsza i stać na nią prawdziwych zapaleńców.
- Finanse naszego klubu są oparte na dotacji z budżetu miasta. To pomaga przetrwać, ale w czasie pandemii nie generujemy żadnych przychodów. Nie pobieramy składek od rodziców dzieci, które trenują w grupach młodzieżowych. Nie mamy też wpłat od sponsorów, którzy wspierają lokalną piłkę. Takie firmy patrzą teraz na siebie, czekają na rozwój sytuacji. Oczywiście w A-klasie suma strat jest nieporównywalna do tej, którą tracą kluby w wyższych ligach, ale jest ciężko - mówi wiceprezes Zapory.
Mały klub z Bielska-Białej przerwał treningi na początku marca. Nie chciał ryzykować, bo piłkarze na co dzień normalnie pracują. To zwiększa ryzyko, a trenować można również w domu. - Wzorujemy się na najlepszych. Sztab, a zarazem zarząd, jest w stałym kontakcie z zawodnikami. Podsyłamy im filmy z treningami różnych sportowców i zachęcamy do ćwiczeń w domu. Chcemy promować akcję: "Zostań w domu", ale aktywnie. Teraz w sieci jest tyle różnych filmów z ćwiczeniami, że można zadbać o swoją formę, nie wychodząc z domu - zaznacza Motyka.
A jak wygląda zarządzanie A-klasowym klubem w trakcie pandemii? - Organizujemy cotygodniowe spotkania zarządu. Mamy swoją grupę, robimy wideokonferencje i rozmawiamy. Jest nas jedenastu i wspólnie podejmujemy decyzje ws. przyszłości klubu. Nie jest łatwo, przekaz informacji w niższych ligach nie jest na najwyższym poziomie, właściwie nie wiemy, na czym stoimy, ale nie załamujemy rąk, nie narzekamy, działamy!
Kryzys w niższych ligach uderza w kluby, ale też w osoby w nich pracujące. Zwłaszcza w trenerów, którzy najczęściej zatrudniani są na umowę zlecenie. - Mamy wykwalifikowanych szkoleniowców, większość ma skończony kurs UEFA A, ale nie jesteśmy w stanie im płacić takich pieniędzy, za które utrzymają siebie i swoje rodziny. Dlatego zatrudniamy ich na umowę zlecenie, a dodatkowo pracują w innych firmach. U nas realizują swoją pasję i podnoszą kwalifikacje. Pieniądze dla nich mamy zabezpieczone w budżecie, ale jak nie świadczą usług trenerskich, to nie możemy ich wynagradzać - zaznacza wiceprezes klubu.
Walka o przyszłość trwa więc nie tylko w ekstraklasie, I czy II lidze. Tam gra toczy się oczywiście o znacznie większe pieniądze, które są nierozerwalne z zawodowym sportem. Ale czy wysokie kontrakty zagranicznych piłkarzy da się zestawić z lokalną tożsamością i miłością do piłki z niższych lig? - Tu wszystko oparte jest na pasji. Nie chcemy tego stracić. Chcemy stawiać na młodzież, na wychowanków, na ludzi związanych z regionem. Taka filozofia pozwoli przetrwać. Bo my, w Zaporze Wapienica, właśnie tak chcemy działać. Czas na innych - kończy Motyka.