Czy dwa z trzech najlepszych w ostatnich latach klubów Hiszpanii będą musiały skorzystać z procedury ERTE (skrót od: zarządzenie o przejściowych regułach zatrudnienia), czyli – upraszczając - czasowego bezrobocia uzasadnionego siłą wyższą? W samej Katalonii taką procedurą, na czas ogłoszonego przez rząd stanu alarmowego spowodowanego pandemią, objęto już dziesiątki tysięcy pracowników. O ERTE – chodzi o procedurę, w której pracownicy pozostają formalnie związani z firmą, ale ich umowy o pracę i kontrakty są zawieszone, a składki na ubezpieczenie społeczne są pokrywane z budżetu państwa, zawieszonym pracownikom przysługuje też zasiłek dla bezrobotnych - wystąpiły takie firmy jak SEAT, El Corte Ingles, Inditex, Mango czy IKEA. Ale jednak w przypadku takiego giganta piłkarskiego biznesu jak Barcelona (Atletico w mniejszym stopniu, bo jego zdolność do generowania przychodów była zawsze dużo niższa, a budżet na obecny sezon jest połową barcelońskiego) to bardzo działałoby na wyobraźnię.
W Barcelonie budżet płacowy stał się podczas obecnego kryzysu takim ciężarem (wynagrodzenia we wszystkich klubowych sekcjach wynoszą w tym sezonie łącznie 642 mln euro, czyli 61 procent budżetu), że rozważana była też opcja, by skorzystać z ERTE nawet jeśli nie uda się dojść do porozumienia w sprawie obniżki wynagrodzeń z najważniejszą grupą zatrudnionych, czyli piłkarzami pierwszej drużyny. W mediach opisywano nawet scenariusz najbardziej radykalny: że klub, jeśli nie znajdzie porozumienia, ucieknie się do ERTE z 70-procentową redukcją zarobków dla wszystkich w klubie, włącznie z gwiazdami pierwszego zespołu.
Ten wariant wydaje się najmniej prawdopodobny, i najmniej sprawiedliwy, bo jednak piłkarze nie tylko najwięcej zarabiają (fundusz wynagrodzeń w drużynach piłkarskich Barcelony to 552 mln ze wspomnianych 642 mln euro dla wszystkich sekcji), ale też generują dla klubu największe przychody. W czwartek, po spotkaniu zarządu klubu, Barcelona potwierdziła w komunikacie, że podejmie przewidziane przepisami prawa pracy kroki, by ograniczyć wysokość wypłat stosownie do ograniczenia czasu pracy podczas kryzysu. Ale chce najpierw dojść do porozumienia ze wszystkimi grupami zatrudnionych w klubie. Problem w tym, że pierwsze rozmowy z piłkarzami nie przyniosły porozumienia. Piłkarze wprawdzie zgodzili się bez oporów na jakąś obniżkę wynagrodzeń, ale nie zaakceptowali takiego poziomu cięć, jakiego oczekiwał klub. Władze Barcelony chcą radykalnego cięcia do czasu aż sytuacja wróci do normalności. A gdy minie stan alarmowy i wrócą rozgrywki, wynagrodzenia mają wrócić do normalnego poziomu. Natomiast piłkarze zamiast ostrego cięcia na czas stanu alarmowego, woleliby cięcie łagodniejsze - np. o 30 procent - ale rozłożone na więcej miesięcy.
Barcelona – pozbawiona nagle dochodów z dnia meczowego, z klubowego muzeum, ze sklepów z pamiątkami, z premii za ewentualne awanse w Lidze Mistrzów – chce jednak zrobić wszystko, żeby radykalnie zmniejszyć już najbliższą transzę wypłat. I obniżyć zarobki swoich najlepiej opłacanych pracowników licząc od 14 marca, czyli dnia wprowadzenia stanu alarmowego (pozostali pracownicy byliby objęci normalną procedurą ERTE, czyli cięcia objęłyby ich od dnia wprowadzenia tej procedury, a nie z datą wsteczną). Tak głębokie cięcia wywołały nie tylko sprzeciw piłkarzy. Również koszykarski zespół Barcelony odrzucił pierwszą propozycję, prosząc o bardziej zindywidualizowane podejście.
Barcelona jest też jednym z tych klubów, które podczas ostatnich narad z władzami UEFA prosiły, żeby rozważyć zawieszenie na obecny sezon Finansowego Fair Play, ponieważ jego warunki stały się niewykonalne nawet dla sportowej elity europejskiej piłki.
Wiele wskazuje na to, że za przykładem Barcelony w sprawie ERTE pójdzie Atletico, w którym budżet płac to aż 350 mln z 515 mln budżetu na obecny sezon. Ale ten klub rozważa nieco inny wariant cięć.
Pracownicy Atletico, którzy mogą wykonywać swoje zadania na odległość – zatrudnieni np. w dziale prawnym czy marketingu – w ogóle nie odczuliby zmian. Zatrudnieni, którzy nie mogą pracować zdalnie - m.in. pracownicy klubowej akademii, sklepów z pamiątkami - byliby objęci ERTE, ale klub starałby się im zrekompensować jak największą część pensji. Ale jak dużą, to zależałoby od trzeciej części tego planu: czyli porozumienia w sprawie obniżek wynagrodzeń z piłkarzami i sztabem trenerskim.