Najbiedniejszy kraj świata walczy z koronawirusem. Ebebenge: Ludzie są bezradni. Nie będą mieli co jeść

- To są miliony ludzi, którzy ani nie mają lodówki, ani środków, żeby ją zapełnić zapasami na tydzień czy dwa. Już teraz docierają do mnie telefony, że są bezradni, a to dopiero czwarty dzień kwarantanny - o sytuacji w Demokratycznej Republice Konga mówi Dominik Ebebenge, były pracownik Legii Warszawa, a obecnie doradca zarządu Rakowa Częstochowa, który ma kongijskie korzenie.

To najbiedniejszy kraj nie tylko Czarnego Lądu, ale całego świata. Demokratyczna Republika Konga. Blisko 86-milionowe państwo centralnej Afryki, które od blisko dwóch dekad cierpi z powodu ogromnej korupcji, ale także głodu i chorób. Statystycznie na tysiąc nowo narodzonych dzieci w Kongo aż 112 umrze przed swoimi pierwszymi urodzinami. Tylko że to właśnie to ubogie i pogrążone w kryzysie Kongo było pierwszym afrykańskim krajem, który postanowił wstrzymać rozgrywki piłkarskie. 16 marca - zaledwie cztery dni po tym, jak w DR Kongo odnotowano pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem - zawieszono ligę na 30 dni. Teraz niestety coraz więcej wskazuje, że przerwa zostanie wydłużona, bo nie zanosi się, by sytuacja do połowy kwietnia została opanowana.

Zobacz wideo Pięć lat więzienia i prawie 700 tysięcy złotych grzywny za złamanie kwarantanny w Kuwejcie

"Wierzę, że razem z pomocą Boga pokonamy koronawirusa"

- Moje myśli są teraz z osobami i rodzinami personelu medycznego, który walczy z tym wirusem. Wierzę, że razem z nimi, ale także z pomocą Boga go pokonamy. A was wszystkich proszę: przestrzegajmy wszystkich zaleceń WHO, by spowolnić rozwój pandemii - napisał na Twitterze Moise Katumbi, prezes TP Mazembe. Największego i najbardziej znanego klubu z DRK, który jest obecnie liderem tamtejszej Ligue 1. Po 20 spotkaniach ma 53 punkty, o pięć więcej od drugiego AS Vita Club, który ma jednak rozegrane aż o trzy mecze więcej.

O tym, że w Afryce jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z zagrożenia, mówił w ostatnich dniach były trener TP Mazembe, a obecnie selekcjoner leżącego na północ od DRK Sudanu, Hubert Velud. - Wszyscy chcieli ściskać mi rękę, a ja pozdrawiałem ludzi z daleka. Kiedy mówiłem sudańskim graczom i dziennikarzom, co dzieje się we Francji, wywoływało to u nich śmiech. Nie wierzyli mi. Oni nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji, i to wcale nie chodzi o ich brak wykształcenia. Tam jest po prostu takie podejście do koronawirusa. Luźne, żartobliwe. Obawiam się, że ono zmieni się, kiedy już będzie za późno, kiedy ta epidemia ogarnie wszystkich. Dopiero wtedy ludzie wpadną w panikę. A sektor medyczny wpadnie w poważne kłopoty, bo już teraz przecież w szpitalach brakuje łóżek - powiedział francuski szkoleniowiec w rozmowie z "Afrik-foot".

Zaraz może skończyć się jak w Indiach

- W DR Konga jest świadomość, że panuje pandemia koronawirusa. Rząd o tym informuje. Kraj ma dość bogatą historię z Ebolą, więc z jednej strony infrastruktura sanitarna istnieje, ale z drugiej to też wzmaga element paniki, którą potęgują jeszcze rozterki typowo egzystencjalne. Bo tam są miliony ludzi, którzy ani nie mają lodówki, ani środków, żeby ją zapełnić zapasami na tydzień czy dwa. Już teraz docierają do mnie telefony, że ludzie są bezradni, a to dopiero czwarty dzień kwarantanny - mówi Dominik Ebebenge, były pracownik Legii Warszawa, a obecnie doradca zarządu Rakowa Częstochowa, który ma korzenie w DRK.

Ebebenge bywa w rodzinnym kraju, po śmierci swojego dziadka został nawet wodzem plemienia Lobala. - W przypadku DR Konga, czy innych krajów Afryki, ale również dużego odsetka populacji Indii - a to przecież setki milionów ludzi - społeczeństwo jest na tyle ubogie, że żyje dosłownie z dnia na dzień. Pozbawienie go możliwości swobodnego przemieszczania, drobnego handlu, spowoduje, że ci ludzie realnie nie będą mieli co jeść. To kolejny potężny problem, z którym świat będzie musiał się niedługo zmierzyć - dodaje Ebebenge, który jest także prezesem "Fundacji Na Rzecz Rozwoju Demokratycznej Republiki Konga".

Afryka, czyli tykająca bomba zegarowa

Koronawirus, wywołujący chorobę COVID-19, długo omijał Afrykę. Tak długo, że powstała nadzieja, że ją oszczędzi albo że wirus będzie miał utrudnione życie w gorącym klimacie. Niestety, "Deutsche Welle" pisze, że były to tylko złudzenia, a Afryka to tykająca bomba zegarowa. I tylko kwestią czasu jest, kiedy epidemia rozprzestrzeni się również i po tym kontynencie.

Na razie Światowa Organizacja Zdrowia informuje o 2,4 tys. przypadków zakażeń w przynajmniej 40 z 59 afrykańskich państw. Niby niewiele - patrząc choćby na Włochy, gdzie zakażonych jest 75 tys. osób - ale to tylko kwestia danych. Bo tych Afryce brakuje. Tak samo, jak na ogół brakuje tam dostępu do wody pitnej czy pożywienia, nie wspominając o braku testów na koronawirusa czy słabo rozwiniętej opiece medycznej.

W najbiedniejszym na świecie DR Kongo na razie wykryto 51 przypadków zakażeń koronawirusem i odnotowano trzy zgony. Wszystkie w 15-milionowej Kinszasie, ale pochodzą one z różnych regionów kraju, bo w Kinszasie zostały jedynie potwierdzone.

Więcej o:
Copyright © Agora SA