"To zaprzeczenie zawodowego sportu!" Prezes lidera I ligi apeluje do PZPN: Jak mamy dograć ten sezon? To absurd

- Brak awansów i spadków byłby zaprzeczeniem zawodowego sportu! Takie rozwiązanie niszczy sens rywalizacji. Gdyby miało wejść w życie, to po co grać? Po co wychodzić na murawę? - pyta Bogdan Kłys, prezes Podbeskidzia Bielsko-Biała. I apeluje do PZPN o szybkie decyzje: "Jak my mamy dograć ten sezon? To absurd. Nie ma na to szans, dlatego trzeba się skupić na kolejnym".

"Klubowy raport" to cykl autorstwa dziennikarzy Sport.pl dotykający problemów, z którymi przyszło się teraz mierzyć polskim klubom piłkarskim. I tym dużym - z ekstraklasy, i tym mniejszym - z niższych lig. Codziennie o 8 na Sport.pl i Gazeta.pl.

- Starty w pierwszej lidze nie będą tak wielkie jak w ekstraklasie. Tam kluby są bardziej uzależnione od pieniędzy z praw telewizyjnych. Ale nie mam żadnych wątpliwości, że czeka nas uszczuplenie budżetu. Kryzys związany z pandemią koronawirusa uderzy w mniejsze firmy, a te w pierwszej kolejności utną wydatki na reklamę, a na tym opiera się ich współpraca z klubami. Podbeskidzie jest w o tyle dobrej sytuacji, że naszym głównym sponsorem i współwłaścicielem klubu jest firma Łukosz, która działa w branży mięsno-wędliniarskiej. Tam aż tak wielkich strat nie będzie, dlatego mogę zapewnić, że wszystkie wypłaty realizujemy na bieżąco - mówi Bogdan Kłys, prezes pierwszoligowego Podbeskidzia Bielsko-Biała, lidera zaplecza ekstraklasy.

Zobacz wideo Kilka klubów ekstraklasy nie będzie chciało grać? Prezes Lecha: Nie wyobrażam sobie tego

Słodko-gorzki awans

Lidera nieprzypadkowego, grającego w tym sezonie efektowną i poukładaną piłkę. Głównie dzięki dobrej pracy trenera Krzysztofa Brede, letnim transferom i stabilnej sytuacji finansowej. Ale doprowadzenie klubu do takiej kondycji nie było łatwe. Po spadku z ekstraklasy w 2016 roku sytuacja była trudna. Celem był szybki powrót do najwyższej ligi w Polsce, a kolejne sezony okazywały się dużym rozczarowaniem. Były szumne zapowiedzi, nie było efektów. Teraz wyciągnięto wnioski. Na przedsezonowej prezentacji właściwie tylko prezydent miasta wypalił, że celem jest ekstraklasa. Jako pierwszy powiedział to, o czym wszyscy w klubie marzyli, a głośno zaczęli mówić dopiero po udanej rundzie jesiennej. Teraz sytuacja jest taka, że jeżeli sezon nie zostanie wznowiony, Podbeskidzie - według specjalnej uchwały PZPN - zagra w ekstraklasie.

- Z jednej strony cieszymy się, że jesteśmy liderem, ale z drugiej żałujemy, że w przypadku braku możliwości dokończenia sezonu - a coraz więcej na to wskazuje - kibice nie będą mogli emocjonować się naszą walką o powrót do ekstraklasy. W ostatnim czasie słyszę różne głosy, ale fakty są takie, że nikt nam tego pierwszego miejsca nie podarował. Wywalczyliśmy je na murawie! Dobrą jesienią i świetnie zaczętą wiosną. Wygraliśmy dwa mecze, strzeliliśmy sześć goli, nie straciliśmy żadnego. Byliśmy w gazie, chcieliśmy grać, ale życie napisało inny scenariusz. Jeżeli awansujemy, to będzie to słodko-gorzki sukces - mówi Bogdan Kłys.

"Brak awansów i spadków byłby zaprzeczeniem zawodowego sportu"

Ogólnoświatowy kryzys zastał Podbeskidzie w dobrym położeniu. Inaczej wygląda sytuacja klubów, które są obecnie w strefie spadkowej. W środowisku nie brakuje głosów o anulowaniu sezonu: bez spadków, bez awansów. - Takie rozwiązanie niszczy sens sportu! Gdyby miało wejść w życie, to po co grać? Po co wychodzić na murawę? Profesjonalna piłka to pieniądze i rywalizacja. Gdyby sezon został anulowany, to kto oddałby nam pieniądze? Ja prowadzę spółkę akcyjną, wydaję konkretne pieniądze, przygotowuję mocny zespół i przewiduję, że to przyniesie korzyści. Również te finansowe. Brak awansów i spadków byłby zaprzeczeniem zawodowego sportu. Na szczęście nie ma takiego pomysłu i nikt poważny nie rozważa nawet takiego scenariusza - zastrzega prezes Podbeskidzia.

Jeszcze kilka dni temu kluby marzyły o wznowieniu najważniejszych lig w Polsce. Najmocniejszy był głos ekstraklasowego Rakowa Częstochowa, którego właściciel wymyślił skoszarowanie drużyn w kilku ośrodkach i dogranie ligi. Ostatecznie wycofał się z tego pomysłu, a coraz więcej wskazuje, że gra toczy się już nie o ten, a o kolejny sezon. - Uważam, że nie powinniśmy już rozmawiać o dokończeniu tego sezonu, a o tym, żeby normalnie wznowić kolejny. To będzie sukces. Zawodnicy przestali grać w momencie, kiedy w Polsce było 25 osób zakażonych, teraz jest ponad tysiąc, a kulminacja dopiero nastąpi - o czym mówi minister zdrowia, lekarze i eksperci. Jak my mamy dograć ten sezon? To absurd. Nie ma na to szans, dlatego trzeba się skupić na kolejnym sezonie, na kontraktach, transferach - mówi Kłys.

"PZPN powinien znaleźć rozwiązanie"

Czwartek będzie ważnym dniem dla przyszłości polskiej piłki i przyszłości polskich klubów. Specjalna wideokonferencja ma przynieść konkretne odpowiedzi i rozwiązania. - My jako prezesi klubów pierwszej ligi mamy wypracowane wspólne stanowisko. Przedstawimy je na wideokonferencji z przedstawicielami PZPN. Na razie nie zdradzę jakie, bo nie chcę wychodzić przed szereg. Siać niepotrzebnej paniki i sensacji. Marcin Janicki, prezes pierwszej ligi, przedstawi nasze propozycje i wtedy będziemy mogli rozmawiać o szczegółach. Pewne jest, że potrzebujemy rozwiązań. Na tę chwilę nie możemy rozmawiać z zawodnikami o obniżeniu ich kontraktów. Musimy czekać na decyzję PZPN. Klub nie może jednostronnie obniżyć wynagrodzeń piłkarzom, bo później może przegrać z nimi sprawę przed Sądem Polubownym w PZPN. To związek powinien znaleźć rozwiązanie i mam nadzieję, że zrobi to jak najszybciej, bo nawet zła decyzja jest lepsza niż żadna - zaznacza prezes Podbeskidzia.

Pierwszym klubem w Polsce, który poinformował o porozumieniu z piłkarzami w sprawie zamrożenia znacznej części ich wynagrodzeń, był Śląsk Wrocław. - Szkoda, że nikt nie poinformował, do kiedy te pieniądze zostały zamrożone. Takie informacje fajnie wyglądają w mediach, ocieplają wizerunek klubu i piłkarzy, ale w rzeczywistości nic nie dają. My potrzebujemy konkretnych rozwiązań - apeluje Kłys.

Gra o wielkie pieniądze i transfery

Koniec sezonu oznacza dla Podbeskidzia stratę 300-400 tysięcy złotych z samych biletów. Do tego Polsat i Fortuna mogą nie wypłacić ostatniej transzy ze swoich kontraktów, ale prezes Podbeskidzia uspokaja i dziękuje kibicom, którzy w ostatnim czasie wsparli klub, kupując bilety na mecze, które się nie odbędą. - Nie prosiliśmy o to, kibice sami wyszli z taką inicjatywą. To piękny dowód na to, jak bardzo angażują się w życie naszego klubu - mówi Kłys.

I zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny element funkcjonowania klubu, który został niemal całkowicie storpedowany przez pandemię koronawirusa. - Jesteśmy w trakcie sprawdzania zawodników, którzy mogliby do nas dołączyć w letnim oknie transferowym. Liczymy na pięć-sześć wzmocnień. Nasz dział sportowy miał jechać na Węgry, Ukrainę, byliśmy umówieni na rozmowy z ludźmi znającymi rynek w Skandynawii. Chcieliśmy obserwować konkretnych zawodników, ale granice są zamknięte, więc musimy działać jak w tych żartach: oglądać piłkarzy na YouTube i na InStacie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.