Chociaż pandemia koronawirusa sparaliżowała rozgrywki sportowe w całej Europie, to piłkarska liga na Białorusi ruszyła w miniony weekend zgodnie z planem. Prezydent kraju - Alaksandr Łukaszenka - stwierdził, że w kraju nie ma powodów do paniki, a swoim rodakom zalecił mycie rąk wódką oraz popijanie jej.
W rozmowie z portalem Sportowefakty.wp.pl o sytuacji w kraju opowiedział były piłkarz m.in. Lecha Poznań, Siergiej Kriwiec. - Na nasz piątkowy mecz z FK Smalawiczy przyszło prawie cztery tysiące kibiców, czyli połowę mniej niż zwykle. Może właśnie z obawy przed koronawirusem, ludzie mimo wszystko nie chcieli ryzykować. Jestem zaskoczony i nie ukrywam: trochę się boję. Ale co zrobić. Nie zależy to ode mnie, gramy - powiedział.
- Centra handlowe są otwarte, ludzie przemieszczają się komunikacją miejską, w sklepach wszystko jest, nikt nie wykupuje papieru i mięsa. Tak naprawdę nasze życie w ogóle się nie zmieniło. Ja mieszkam w centrum miasta i widzę, że wieczorami tętni życiem. Ludzie imprezują. To przesada. W klubach nocnych raczej nikt nie mierzy temperatury na wejściu - dodał, opowiadając o codziennym życiu.
- Gry w piłkę się nie boję, bardziej martwię się o moją rodzinę. Albo, że mogę się zarazić od każdego. Chodzę przecież po jedzenie, dotykam drzwi, tankuje samochód. Moja żona, Polka, jest teraz w Poznaniu. Miała dołączyć do mnie w dniu rozpoczęcia sezonu, ale utknęła w Polsce. Nie wiem nawet, kiedy się zobaczymy, nie chcę nikogo narażać i przyjeżdżać do niej, zresztą to teraz niemożliwe. Muszę czekać - zakończył Kriwiec.
Białorusin z Lechem sięgnął m.in. po mistrzostwo Polski. W naszym kraju występował również w Wiśle Płock oraz Arce Gdynia. Obecnie Kriwiec jest piłkarzem Dinama Brześć.