Ekstraklasa oszacowała, że w wyniku koronawirusa i nierozgrywania meczów straci kilkadziesiąt milionów złotych. W I lidze te straty - zachowując proporcję - są może nawet bardziej dotkliwe. Kluby w wyniku sportowego przestoju i panującej w Polsce epidemii mogą być łącznie uboższe o 25, a nawet 30 mln złotych. Na tę kwotę składają się nie tylko wpływy z biletów i karnetów, które w I lidze są procentowo mniej znaczące niż w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale przede wszystkim środki od sponsorów i dotacje od urzędów miejskich. Teraz o takie dotacje celowe będzie trudno, bo imprez sportowych brak, a szkolić młodzież jest znacznie trudniej. Co gorsza, sporo umów zawartych wcześniej zostało już opłaconych, a ich realizacja stoi pod znakiem zapytania. Jak teraz rozliczyć całą dotację na promocję miasta poprzez sport, stypendia czy pensje np. dla sztabu trenerskiego?
- Mocno martwi to, że trzy czwarte tej kwoty to przychody z umów z partnerami ligi i klubów oraz z umów z samorządami i wartość sprzedanych karnetów. Zagrożenie jest takie, że kluby być może będą musiały te przychody w jakiejś części zwrócić - mówi Sport.pl prezes Pierwszej Ligi Piłkarskiej (PLP), Marcin Janicki.
Sięgnięcie do opustoszałej w czasie kryzysu kieszeni może być dla niektórych bardzo bolesne. Podobnie sytuacja może wyglądać z umowami ze sponsorami. W przypadku braku meczów trudno te umowy wypełnić. Według naszych informacji zatrzymanie finansowania ostatniej części sezonu rozważa Fortuna. To tytularny sponsor rozgrywek i bukmacher, który - jak każdy inny w czasie braku wydarzeń sportowych - przeżywa poważny kryzys. Jego obroty i zyski spadły nawet o połowę. Podobne problemy klubowi działacze znają też z rozmów z innymi sponsorami, często lokalnymi firmami. Są już nawet pierwsze przypadki rozwiązywania takich kontraktów. To o tyle niebezpieczne, że według raportu Deloitte, w ubiegłym sezonie największe źródło dochodu klubów z I ligi (aż 77 proc.) stanowiły właśnie przychody komercyjne (m.in. wpływy z umów sponsorskich, reklam, dotacje celowe).
Według naszych informacji ostatniej transzy kontraktu telewizyjnego prawdopodobnie nie wypłaci też Polsat Sport, który za prawa do pokazywania zaplecza ekstraklasy płaci 8 mln złotych rocznie. Razem z pieniędzmi od Fortuny każdy z klubów na sezon otrzymywał niecały milion. Teraz może to być kwota o jedną trzecią mniejsza. Tyle sezonu pozostało do rozegrania.
- Z naszymi partnerami pracuje nam się znakomicie, ale liczymy się z tym, że w najbliższym czasie trzeba będzie usiąść do rozmów. Zdajemy sobie sprawę, że dla firm bukmacherskich i telewizji sportowych to też są trudne czasy i rozumiemy, że one też ponoszą straty - przyznaje Janicki.
W najbliższym czasie ma się odbyć wideokonferencja pierwszoligowych działaczy i prezesów, na której mają oni omówić dalsze sposoby przeciwdziałania kryzysowi.