"Włoscy prezesi są jak muzycy na Titanicu. Statek tonie, a oni nadal chcą grać"

Włochy zmagają się z pandemią koronawirusa. W tym momencie to najbardziej dotknięty kraj w Europie, który notuje największy przyrost zachorowań. Wszystkie wydarzenia sportowe w kraju oczywiście zostały zawieszone. Początkowo do 3 kwietnia, ale już wiadomo, że to nierealny termin, bo kryzys związany z pandemią do tego czasu na pewno nie zostanie zażegnany.

Nie wszyscy chyba jednak zdają sobie z tego sprawę. Kilka dni temu prezesi klubów Serie A na specjalnej telekonferencji uznali niemal jednomyślnie, że najpóźniej do 4 kwietnia ośrodki treningowe we Włoszech powinny zostać otwarte. - Są jak muzycy na Titanicu. Statek tonie, a oni nadal chcą grać. Nie rozumiem tego - mówi szef stowarzyszenia włoskich piłkarzy Damiano Tommasi w rozmowie z dziennikiem "Il Messaggero".

"Nie mamy na to wpływu. Wymusza na nas to koronawirus"

Tommasi nie ukrywa, że na rękę byłoby wznowienie sezonu. - Nie możemy przesadzać z odwlekaniem ligi, bo kolejny sezon musi się skończyć odpowiednio szybko ze względu na przyszłoroczne Euro. Ale szkoły są zamknięte, więc obecne rozgrywki też mogą zostać zakończone. Oczywiście to byłby problem, ale przecież nie mamy na to wpływu. Wymusza na nas to koronawirus.

- Nie wiem, co mają na myśli osoby, które widzą korzyści płynące z powrotu do zajęć swoich zespołów. Ale też nie chciałbym wywoływać kontrowersji, bo to nie jest odpowiedni moment. Po prostu uważam, że dopóki data wznowienia ligi nie zostanie ustalona, powrót do treningów nie ma sensu. To niebezpieczne - tłumaczy Tommasi.

We Włoszech do rozegrania pozostało 12 kolejek, choć aż osiem drużyn - Inter, Atalanata, Hellas, Parma, Sassuolo, Cagliari, Torino, Sampdoria - ma do rozegrania o jeden mecz więcej. Liderem jest Juventus, który ma punkt przewagi nad Lazio.