Legia chce przebadać piłkarzy, ale nie może. Mioduski: Sprawdzamy także za granicą

Testy na koronawirusa dla piłkarzy? Bardzo chętnie, ale to w tej chwili niewykonalne - mówi Dariusz Mioduski, ale przyznaje, że w klubie szukają różnych rozwiązań. - Zdecydujemy się na kupno testów tylko wtedy, kiedy będziemy mieli pewność, że są rzetelne - dodaje Piotr Żmijewski, kierownik Legia Lab.

- Bardzo chętnie przeprowadzilibyśmy testy piłkarzom na obecność koronawirusa. Tylko że to w tej chwili nawet nie tyle nie jest proste, ile zwyczajnie jest niewykonalne. Takie testy poza strukturami państwowymi nie są obecnie do przeprowadzenia. Jeśli ktoś rzeczywiście ma objawy i wskazania, musi udać się do właściwej placówki medycznej, przejść tam przez całą procedurę i wykonać test. Profilaktycznych badań zrobić nie można. Oczywiście my za jakiś czas, przed powrotem do treningów, bardzo byśmy chcieli je zrobić. Dlatego sprawdzamy różne opcje, także za granicą i jeżeli pojawi się taka możliwość, oczywiście jesteśmy gotowi pokryć koszty z tym związane. Na razie nie wydaje się to jednak możliwe - mówi Dariusz Mioduski i po więcej informacji odsyła do doktora Piotra Żmijewskiego, a więc kierownika Legia Lab.

Zobacz wideo Balotelli zaimponował wypowiedzią o koronawirusie!

Testy na obecność koronawirusa dla legionistów? "To kwestia społecznej odpowiedzialności"

- Faktycznie, dziś rzetelne testy można wykonać jedynie w około 20 laboratoriach. Testy są wykonywane wtedy, gdy są ku temu istotne przesłanki po tym, jak zleci je szpital bądź oddział zakaźny czy klinika po uzgodnieniu z sanepidem, szczególnie gdy potwierdzono kontakt z osobą zarażoną - mówi Żmijewski. - Dopóki tak nie jest, trudno skorzystać z tej procedury. Tym bardziej że jest ona teraz przeznaczona do ratowania zdrowia. Dzisiaj testy wykonuje się u osób, które są w grupie ryzyka. Teraz są one potrzebne tym, którzy faktycznie chorują. Należy to uszanować, jest to kwestia społecznej odpowiedzialności. U nas takich przypadków nie ma. Młodzi sportowcy należą także do grupy niskiego ryzyka poważnego przebiegu choroby. Natomiast rozpoznajemy możliwości techniczne i organizacyjne jak sprowadzić takie testy z zagranicy. Ale zdecydujemy się na to tylko wtedy, kiedy będziemy mieli pewność, że są rzetelne - podkreśla Żmijewski.

I dalej wyjaśnia: - Obecnie obowiązują dwie strategie diagnostyczne wykrywania koronawirusa, który atakuje dolne drogi oddechowe: molekularna i serologiczna. Pierwsza polega na badaniu genetycznym, rozpoznajemy obecność wirusa poprzez wykrywanie specyficznego mRNA. Druga to testy immunologiczne, które mają nam potwierdzić, że organizm wytwarza specyficzne przeciwciała. Pierwsza metoda jest znaczenie bardziej skuteczna, bo pozwala wykryć wirusa stosunkowo wcześnie - w pierwszych dniach od zarażenia. Druga metoda ma charakter raczej pomocniczy i służy bardziej monitorowaniu podczas zakażeń. Jeśli okaże się, że to koronawirus, później jeszcze sprawdza się, czy dana osoba już wyzdrowiała.

- Robienie tych pierwszych testów ma większy sens niż tych drugich, bo one jedynie nam potwierdzają, czy organizm reaguje na to, że ma w sobie wirusa. Tu jednak pojawia się pewien problem, bo te pierwsze testy - na obecność mRNA - wymagają specyficznych czynności, odpowiednich laboratoriów i specjalnie przygotowanego personelu. Nawet gdybyśmy dostali taki test, który można wykonać samemu, taka procedura jest obarczona ryzykiem nieprawidłowego wyizolowania materiału. Musimy zadbać o odpowiednie procedury. Są oczywiście na rynku testy z zestawami odczynników, które na odpowiednich aparatach można umieścić i uruchomić analizę. Najpierw jednak ten materiał trzeba dobrze wypreparować: pobrać wymazówką z jamy nosowej lub gardła. A to nie koniec, bo z tego materiału trzeba jeszcze w prawidłowy sposób wyizolować materiał genetyczny i wdrożyć go do procedury. Jeśli tutaj nie będzie pewności, że wszystko jest zrobione poprawnie i dobrze, jest ryzyko wyniku fałszywie ujemnego.

- Żeby zrobić to tak, jak mówi metodyka, trzeba mieć odpowiednio przygotowane laboratorium z procedurami bezpieczeństwa, przynajmniej na poziomie BSL2. Poszukujemy partnerów, którzy dysponują odpowiednią aparaturą i są w stanie przygotować procedury analityczne, a następnie zwalidować je tak, żebyśmy byli wstanie prowadzić regularne badania screeningowe [przesiewowe]. Cały czas przyglądamy się sytuacji, przecieramy szlaki, chcemy być liderem i w sposób odpowiedzialny wywiązać się ze zobowiązań wobec partnerów. Wierzę, że nauka przyjdzie nam z pomocą. W Korei Południowej już możliwe są testy w trybie drive-thru [system natychmiastowej diagnostyki]. Monitorujemy jak możliwie najszybciej wrócić na boisko - dopuścić zawodników do rywalizacji sportowej, wspólnych treningów, czyli po prostu wrócić do normalnej rzeczywistości - kończy Żmijewski.

Kiedy Legia wróci do treningów?

Piłkarze Legii do końca tygodnia na pewno zostają w domach. - A co będzie dalej? Zobaczymy. Chyba wszyscy czekamy, zastanawiamy się i do końca sami nie wiemy, jak ta sytuacja się dalej potoczy - martwił się w sobotę Aleksandar Vuković. Jest jednak mało prawdopodobne - wręcz niemożliwe ze względu na dekret rządu, który do 25 marca wprowadził w kraju stan zagrożenia epidemicznego - by od poniedziałku legioniści wrócili do treningów przy Łazienkowskiej. Ekstraklasa co prawda została zawieszona tylko do końca marca, ale w Legii zakładają, i to w dość optymistycznym wariancie, że normalne treningi zaczną się najwcześniej po świętach wielkanocnych, a więc w drugiej połowie kwietnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.