Przełożenie Euro na 2021 rok to jedyna słuszna decyzja, ale niczego nie gwarantuje

Zaplanowane na 2020 rok Euro, zostało przeniesione na lato 2021 w związku z pandemią koronawirusa. Ma to umożliwić dokończenie ligowych sezonów. UEFA w porozumieniu z federacjami i związkami piłkarzy podjęła jedyną słuszną decyzję. Ale jej plany i tak mogą okazać się zbyt optymistyczne. Zamieszanie będzie olbrzymie i potrwa do 2022 roku.

Najważniejsze osoby w europejskiej piłce - przedstawiciele Uefy i 55 europejskich federacji - przez ponad dwie godziny rozmawiały na wideokonferencji. Ustaliły, że Euro z 2020 roku zostanie przełożone na rok 2021 i rozegrane w tej samej formie od 11 czerwca do 11 lipca, dzięki czemu w maju i czerwcu tego roku ligi krajowe będą mogły dokończyć rozgrywki. Podobnie Liga Europy i Liga Mistrzów, których finały zaplanowano odpowiednio na 24 i 27 czerwca, czyli daty najbardziej odległe jak to możliwe, bowiem 30 czerwca to data graniczna. UEFA zakłada, że w lipcu nie będzie już można grać, bo z końcem czerwca wygasną kontrakty klubów z piłkarzami i umowy ze sponsorami. komplikacje byłyby za duże. 

Nie ma żadnej gwarancji

Turniej rozgrywany w dwunastu krajach Europy po prostu nie mógł się odbyć w tym roku. To wszystko, co aktualnie jest wstrzymane, czyli swobodne podróżowanie z kraju do kraju, mijanie się tłumów na stadionach, przesiadywanie w restauracjach, byłoby nieuniknione. Poza tym, dzięki takiej decyzji Uefy, ligi zyskały szansę na dokończenie rozgrywek i w miarę sprawiedliwe rozstrzygnięcie najważniejszych kwestii: kto mistrzem, kto w pucharach, kto spada, kto awansuje. W ostatnich dniach nasłuchaliśmy się już, jak wielkie straty spowoduje niedokończenie rozgrywek - z bankructwami klubów włącznie. Ta decyzja teoretycznie daje szansę, żeby tego uniknąć.

Na razie wszystko jest bowiem teoretyczne. Nikt nie wie, jak długo będziemy zmagać się z koronawirusem i kiedy wrócimy na boiska. Gdzie wirus ustąpi najpierw, a gdzie ludzie będą chorować najdłużej. Przełożenie Euro to po prostu danie sobie szansy na dogranie sezonów. UEFA przewiduje różne scenariusze, gdzie najbardziej optymistyczny to powrót do gry już 14 kwietnia. Ale gwarancji nie ma żadnej, bo kto wie, jak za miesiąc będzie wyglądał świat? Wiadomo natomiast, że im późniejszy powrót, tym bardziej napięty terminarz. A ten i bez epidemii był wypchany spotkaniami do granic ludzkich możliwości. Ligi chcą jednak walczyć o zminimalizowanie strat. Jeśli piłkarze nie wychodzą na boisko, transmisje się nie odbywają, a sponsorzy notują olbrzymie straty. Każdą odwołaną kolejkę można przeliczyć na pieniądze. Kary zapisane w umowach są olbrzymie i mogą zmienić futbol, jaki znamy. Ale to już temat na inną historię. Opowiedzianą już zresztą kilka dni temu.

O prawo do gry latem walczyły kluby i UEFA, która miała wtedy zaplanowane Euro. Wygrały kluby, co pokazuje, że w wielkim futbolu to ich mecze są ważniejsze niż reprezentacyjne. UEFA poniesie straty związane z przełożeniem wielkiego turnieju i odwołaniem drugiej edycji Ligi Narodów. Kluby natomiast dostały szansę na uniknięcie wielkich strat. Plotki, które pojawiły się w poniedziałek, że europejska federacja zgodzi się na przełożenie Euro tylko, jeśli ligi zapłacą za to ze swojej kieszeni, okazały się nieprawdziwe. UEFA ustąpiła.

Zamieszanie będzie olbrzymie

Oczywiście, decyzja o przełożeniu mistrzostw Europy rodzi kolejne problemy, bo w przyszłym roku miały się odbyć młodzieżowe i kobiece mistrzostwa Europy oraz finały Ligi Narodów. Co z nimi? Najpewniej UEFA mistrzostwa Europy przesunie na kolejny rok - 2022, a Ligę Narodów odwoła. W terminach tych meczów, reprezentacje będą grać mecze eliminacyjne mundialu. A na tym zamęt się nie skończy. Bo najpierw ten sezon trzeba w ogóle dograć i szybko rozpocząć kolejny, więc czasu na odpoczynek nie będzie. Latem 2021 odbędzie się Euro, którego pełnego składu wciąż nie znamy, bo mecze barażowe zostały odwołane, a mundial w Katarze rozpocznie się już pół roku później - zimą 2022. Pomieszanie z poplątaniem, a pewności żadnej.

Więcej o: