Koronawirus obnażył świat piłki. Pokazał próżność, obłudę i hipokryzję

- Euro 2020 odbędzie się terminowo. Rozpocznie się 12 czerwca 2020 roku w Rzymie - kilka dni temu powiedział Aleksander Ceferin, prezydent UEFA. Słoweniec wypowiedział tym samym najbardziej absurdalne zdanie dotyczące piłki nożnej w czasach pandemii koronawirusa. Bardzo szybko zburzył też swój wizerunek, pokazując, że aspekty finansowe przekłada nad zdrowie piłkarzy i kibiców.

Nie tylko Ceferin w oczach fanów stracił jednak w ostatnim czasie. Osób, które niefortunnymi wypowiedziami dotyczącymi gry w piłkę w czasach zarazy, zniszczyły swoją reputację, jest znacznie więcej

Euro 2020 nie dojdzie do skutku. Oficjalnego potwierdzenia jeszcze co prawda nie ma, ale można to sobie już jasno powiedzieć. W czasie pandemii koronawirusa nie ma najmniejszych szans na to, że mistrzostwa Europy rozpoczną się w czerwcu. Być może obejrzymy je w grudniu, być może latem przyszłego roku. Na pewno nie będzie ich jednak za trzy miesiące. To fakt, z którym nie da się dyskutować. Rzeczywistość, której nie sposób zmienić.

Zobacz wideo Ekstraklasa została zawieszona. "Dobrze, że piłkarze zaprotestowali"

UEFA dała argumenty największym przeciwnikom

Sytuacja związana z Euro dla każdej logicznie potrafiącej myśleć istoty jest dość jasna. Gdy na świecie umierają tysiące ludzi, zorganizowanie turnieju piłki nożnej w 12 krajach rozsianych na całym kontynencie byłoby idiotyzmem. Nie do wszystkich to jednak dociera. Niektórym wciąż obraz przesłania bowiem pieniądz, a na myśl o ME w oczach pojawiają się dolary. I choć to bardziej kreskówkowe skojarzenie, tak jest niestety w przypadku Aleksandra Ceferina, prezydenta UEFA. On jeszcze kilka dni temu twierdził uparcie, że najbliższe Euro zostanie przeprowadzone zgodnie z planem, a mecz otwarcia turnieju odbędzie się we Włoszech, czyli w miejscu aktualnie najbardziej dotkniętym pandemią koronawirusa. By nie iść w kierunku nieodpowiedniego słownictwa, wystarczy działanie i podejście Ceferina nazwać nierozsądnym. I takim, który w pewien sposób odciśnie piętno na jego karierze.

Amerykański ekonomista, jeden z najbogatszych ludzi świata, Warren Buffett mówił przed laty, że budowanie reputacji zajmuje kilkanaście lat, ale jej zburzenie trwa zaledwie kilka minut. Jego słowa sprawdzają się w tym przypadku. Ceferin zburzył zresztą nie tylko swoją reputację – podeptał też wizerunek federacji, którą zarządza.

W związku z absurdalnymi planami UEFA, jeden ze znanych profili społecznościowych poprosił użytkowników Facebooka o określenie europejskiej federacji jednym słowem. Wśród setek komentarzy trudno było znaleźć choćby jeden pozytywny. Nie powinno to nikogo dziwić, bo zwlekanie z decyzją dotyczącą Euro jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. U jej podnóża znaleźć możemy m.in. zwlekanie z odwołaniem meczów 1/8 finału Ligi Mistrzów czy przeprowadzenie meczów Valencii z Atalantą i PSG z Borussią Dortmund bez udziału kibiców - co i tak tłumom ludzi nie przeszkodziło w przyjściu pod stadion. Idąc od tego podnóża w kierunku szczytu, napotka się jeszcze obrzydliwe działanie polegające na wysłaniu prośby do Romy i Interu o wycofanie się z Ligi Europy, by rozgrywki można było kontynuować. Takich działań, którymi kierowała hipokryzja i żądza pieniądza, znaleźć można jeszcze kilka.

W tym trudnym czasie, gdy sport zszedł na dalszy plan, a ludzkość walczy z pandemią, UEFA pokazała, że nawet w takich chwilach zysk jest dla niej bardzo ważny, chyba najważniejszy.  Tym samym dała swoim przeciwnikom mnóstwo argumentów. Argumentów, których – po powrocie świata do normalności, na którą bardzo czekamy – użyć będą mogli m.in. zwolennicy stworzenia Superligi, która stałaby się bezpośrednią konkurencją Ligi Mistrzów.

Bawarskie przepychanki

Nie tylko w skali europejskiej kilka osób wizerunkowo ucierpi na tym, jak zachowało się w obliczu walki z koronawirusem. Poważnie naruszona zostanie z pewnością reputacja Karla-Heinza Rummenigge, szefa Bayernu Monachium. Jeszcze w ubiegły czwartek nawoływał on do tego, by Bundesliga nie przerywała gry. - Na razie zdecydowano, że rozgrywki będą kontynuowane i mam nadzieję, że uda się nie zmieniać tej decyzji. Myślę, że to poprawne i logiczne rozwiązanie - mówił 64-latek.

I nim także kierowały oczywiście pieniądze. Dowód? Kluby Bundesligi po rozegraniu 26. kolejki ligowej (do której ostatecznie nie doszło) miały otrzymać ostatnią transzę pieniędzy za prawo do transmitowania spotkań w telewizji Sky. Transzę niemałą, bo co kolejkę liga otrzymywała z praw TV 40 mln euro, co w skali dziewięciu kolejek, jakie zostały do końca rozgrywek, daje ogromną kwotę. Co ciekawe, z podejściem prezesa mistrzów Niemiec nie zgadzał się - i to publicznie - jeden z jego podwładnych - piłkarz monachijczyków, Thiago Alcantara. - To szaleństwo. Proszę, przestańmy się wygłupiać i wróćmy do rzeczywistości. Bądźmy szczerzy, są dużo ważniejsze priorytety, niż jakikolwiek sport - pisał Hiszpan na Twitterze. I nietrudno się z nim nie zgodzić.

Polskie wpadki

Na naszym podwórku kilka osób też może żałować publicznie udzielonych wypowiedzi. Jedną z takich osób jest trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun. - Nie uważam, by decyzja o zawieszeniu ligi była słuszna. Sprawa nie jest do końca klarowna, bo co się zmieniło w stosunku do czwartku, kiedy PZPN i Ekstraklasa SA podejmowały decyzję, że gramy? Nie możemy żyć pod wpływem wpisów jednej osoby, nawet tak znanej jak Jakub Błaszczykowski. Z tego, co wiem, to nie jest on specjalistą od chorób zakaźnych czy wirusów - powiedział 45-latek w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". "Skandaliczna" to jeden z delikatniejszych przymiotników określających jego wypowiedź.

Wizerunek bardzo ucierpiał też w przypadku Jakuba Rzeźniczaka, czyli piłkarza kojarzonego raczej z dobrymi stosunkami z kibicami. On kilka dni temu również dopuścił się kontrowersyjnej wypowiedzi dotyczącej przerwania rozgrywek. - My też tracimy, nie grając meczów. Mamy przecież różne premie, wejściówki. Więc w jakimś stopniu również będziemy stratni. To jest ciężka sytuacja. Ja nie chciałbym rezygnować z moich zarobków. Obecna sytuacja to nie jest wina piłkarzy - powiedział w rozmowie z dziennikarzami "Kanału Sportowego". Po tych słowach był bardzo krytykowany. Tak bardzo, że w niedzielę opublikował specjalne oświadczenie. - Wszystkie osoby, które mnie znają, wiedzą, że w życiu nie kieruję się wyłącznie aspektem finansowym, a staram się skupiać na innych wartościach. W tym miejscu muszę z przykrością przyznać, że moja wypowiedź wyszła dosyć niefortunnie, a sam udzieliłem jej bez większego przemyślenia, w momencie, gdy sytuacja nie wyglądała jeszcze tak, jak obecnie. Pragnę serdecznie przeprosić wszystkich, którzy poczuli się dotknięci moją niefortunną wypowiedzią. W pełni rozumiem Wasze pretensje i zaręczam, że absolutnie nie było to moją intencją. Doceniam pracę każdego człowieka, doskonale wiem, że dla wielu ludzi nadszedł bardzo ciężki czas – napisał na Twitterze.

Wydanym oświadczeniem Rzeźniczak część szkód z pewnością naprawi, ale – jak zwykle bywa w takich przypadkach – nie wymaże z pamięci kibiców pierwszej wypowiedzi.

Koronawirus zatrzymał świat sportu. Ale zrobił nie tylko to. W niektórych przypadkach obnażył bardzo negatywne cechy i uwydatnił ociekający próżnością, żądzą pieniądza i obłudą piłkarski świat.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.