Piłkarze drugoligowej Legionovii Legionowo odmówili w czwartek wyjazdu na mecz ligowy z Górnikiem Polkowice. Wszystko w związku z epidemią koronawirusa. Był too pierwszy taki przypadek na piłkarskim szczeblu centralnym w Polsce, później zawodnicy Górnika Zabrze nie wyjechali na mecz z ŁKS-em do Łodzi i do ostatniej chwili czekali na decyzję władz ekstraklasy. - Przyszła do nas rada drużyny i poinformowała, że nie chcą jechać. Mieliśmy zarezerwowany hotel i posiłki w drodze do Polkowic. Wszystko odwołaliśmy. Wysłaliśmy pismo, w którym poinformowaliśmy, że nie pojedziemy na mecz z Górnikiem, bo obawiamy się o zdrowie zawodników. Po kilku minutach przyszła odpowiedź z odmową - zdradza kulisy Dariusz Ziąbski, prezes drugoligowej Legionovii w wywiadzie dla sport.tvp.pl.
Jest on również zniesmaczony niektórymi wypowiedziami ludzi ze środowiska piłkarskiego. - Stowarzyszenie II ligi zrobiło ankietę wśród klubów, według której czternaście z osiemnastu nie chciało grać. Potem przeczytałem wypowiedź jednego z ekstraklasowych trenerów, który dziwił się, że mecze są przełożone. Ręce opadają - dodał Ziąbski.
Legionovia zajmuje przedostatnie miejsce w II lidze, jest niemal pewne, że w kolejnym sezonie zagra w III lidze. Problemy są duże, a pandemia koronawirusa może je tylko pogłębić. - Sytuacja może trwać, a piłkarzom trzeba będzie wypłacać wynagrodzenia. Na pewno nie jesteśmy potentatem finansowym. Mam tylko nadzieję, że władze miasta i sponsorzy to zrozumieją. Niestety, to co się dzieje, może odbić się na klubach. Sponsorzy, którymi są różne firmy, także mogą ucierpieć w obliczu koronawirusa. To z kolei przełoży się na środki, które będą mogli przeznaczyć na klub. W Legionovii większość wypłat dla piłkarzy stanowią stypendia z miasta. Pamiętajmy, że obecnie jest ono pochłonięte walką z koronawirusem. Nie wiadomo, jakie będą straty - mówi prezes klubu z Legionowa.
I dodaje: - Czekamy, co będzie dalej. Kiedy patrzę na puste boiska, to naprawdę mam wrażenie, jakby to był koniec świata.