Podejścia do grania lub natychmiastowego wstrzymania rozgrywek były różne. Kilka dni temu Ekstraklasa zdecydowała się na zamykanie stadionów dla kibiców. W czwartek PZPN ustalił zasady, jak rozstrzygać ewentualnie niedokończony sezon, a ze strony ligi padło hasło: gramy dalej. W piątek chaos był jednak spory. ŁKS miał podejmować Górnika Zabrze, a Śląsk grać u siebie z Rakowem. Raków do Wrocławia pojechał. Górnicy do Łodzi jednak jechać już nie chcieli. Zrezygnowali z przedmeczowego zgrupowania w hotelu i wysłali prośbę do wydziału gier o przełożenie zawodów. Ekstraklasa zdawała sobie sprawę, że za chwilę takiej korespondencji będzie więcej, tym bardziej że rozgrywki w piątek zawieszono też w Premier League, czy Ligue 1. Po gorącym poranku i serii telefonów na linii PZPN - spółka - kluby, Ekstraklasa SA zakomunikowała: Rozgrywki w sezonie 2019/2020 zostają zawieszone do końca marca.
Część piłkarzy, trenerów, sędziów i klubowych pracowników zapewne odetchnęła z ulgą. Prezesi odetchnąć nie mogą. Dla nich właśnie rozpoczęła się walka, aby korona wirus nie rozłożył ich klubu.
- Dla nas zawieszenie rozgrywek w samym marcu oznacza brak przychodu w kwocie przekraczającej milion złotych i zysku na ponad pół miliona. Funkcjonujemy w branży żyjącej z organizacji imprez, robienia sportowego show. Nie ma przychodów z show, to mogą być problemy z utrzymaniem aktorów tego show, więc trzeba reagować, bo są dobrzy i chcemy, żeby zostali - mówi szczerze Piotr Obidziński, pełniący obowiązki prezesa w Wiśle Kraków. Inny prezes też zauważa takie niebezpieczeństwo. Przypomina, że brak terminowego regulowania kontraktów może być dla niektórych furtką do upuszczenia klubu. Dodaje, że nie ze wszystkimi uda się dogadać, a ktoś sytuację na pewno będzie chciał wykorzystać.
-Działacze klubów będą w trudnej sytuacji – przyznaje też Wojciech Cygan, prezes Rakowa Częstochowa. -Wpływów w najbliższym czasie nie będzie żadnych. Nie wiem, jak będzie wyglądała sytuacja z ostatnią transzą od nadawcy telewizyjnego. Przecież do końca sezonu może nie być żadnych meczów - tłumaczy. -Wtedy też prawdopodobnie nie będzie pieniędzy za transmisje. Mniejsze kluby, dla których to główne źródło dochodów będą walczyły o życie - dodaje.
Super Express poinformował, że każda nierozegrana kolejka to o 8 mln mniejszy przelew z tytułu transmisji. Gdyby piłkarze w tym sezonie mieli już nie grać, to Ekstraklasa byłaby uboższa o około 90 mln złotych.
W Wiśle znaleźli na to częściowe rozwiązanie. Planowane było już od pewnego czasu.
- Zdecydowaliśmy się na szybkie uruchomienie nowej emisji akcji. W naszym ostatnim sprawozdaniu finansowym widać nasz duży potencjał zarabiania, ale nasi wierzyciele oraz sytuacja związana z koronawirusem zmusza nas do pozyskania finansowania pomostowego - tłumaczy Sport.pl Obidziński.
- Będziemy się zastanawiać nad alternatywnymi metodami finansowania, ale raczej bez udziału kibiców. Oni i tak już mocno wspomagają klub - mówi nam prezes Wisły Płock, Jacek Kruszewski. Dodaje, że trzeba będzie rozważyć cięcie kosztów również związane z wynagrodzeniami graczy.
-Piłkarze tych kontraktów nie będą w pełni realizować, bo nie będą występować w meczach. Trudno mi powiedzieć, jak to będzie rozwiązane. Zajmujemy się tą sytuacją z prawnikami. Może będą jakieś aneksy do tych umów np. zmniejszające wynagrodzenie? Tego nie wiem, ale wiem, że straty finansowe będą poważne - mówi nam prezes Wisły Płock. Obidźiński uważa, że sytuację, w jakiej znajdą się kluby i możliwe rozwiązania należy omówić we wspólnym gronie.
- Umów trzeba dotrzymywać, więc jeśli mamy w ogóle o tym rozmawiać, to temat powinien być przedyskutowany szerzej, tak aby było w nim wspólne stanowisko wszystkich stron, rozmowa instytucjonalna całej branży jak przetrwać kryzys - ocenia.
Jeśli chodzi o umowy ze sponsorami, Wisła Kraków nie powinna być na nich jakoś specjalnie stratna.
- Nasze umowy ze sponsorami zazwyczaj są stałe. Cześć z nich ma klauzulę siły wyższej - mówi nam Obidziński.
W klubach trwają też dyskusje jak zaplanować najbliższy czas zawodnikom. To również nie są łatwe rozmowy i decyzje. Izolować? Trenować? Grać sparingi? Przygotowywać się do ligi, ale przygotowywać na kiedy? Danych pewnych jest mało.
- Mam na dwa tygodnie puścić piłkarzy do domów i prosić, by ich nie opuszczali? Publiczne obiekty treningowe i tak są pozamykane. A potem mamy się spotkać na początku kwietnia i być gotowym, by pojechać na mecz? - zastanawia się jeden z ekstraklasowych działaczy, prosząc o anonimowość.
- Na pewno będziemy chcieli, by przez kilka dni nasi piłkarze pozostali w domach. Nie przyjeżdżali do klubu. Ich zdrowie jest najważniejsze. Potem podejmiemy decyzję co dalej z zajęciami. Musimy być na grę w jakiś sposób przygotowani i liczyć się z tym, że rozgrywki będą jednak wznowione - mówi z kolei Kruszewski.
Podczas rozmów o obecnych problemach niektórzy sygnalizują też spory kłopot z planowaniem budżetu, co może mieć dalsze konsekwencje.
- Do końca marca musimy zrobić prognozę finansową dla PZPN w związku z wnioskiem o licencję. Jak ją w tej sytuacji zrobić rzetelnie? Przecież teraz nie będzie można się oprzeć na żadnych pewnych liczbach - zauważa Cygan. - Zresztą w naszym przypadku współpracujące z nami biuro, z powodu korona wirusa właśnie zawiesiło swoją działalność. Na razie to nie wiem, kto te dokumenty dalej będzie przygotowywał - wylicza kolejne codzienne kłopoty Cygan.
- Prawdopodobną datę wznowienia rozgrywek ustalimy w zależności od aktualnej sytuacji związanej z rozprzestrzeniającym się koronawirusem lub decyzji UEFA, dotyczących zmiany terminów poszczególnych rozgrywek międzynarodowych - tłumaczy Marcin Animucki, prezes Ekstraklasy S.A. Prawdopodobnie więcej w tej sprawie będzie wiadomo we wtorek. Wtedy to UEFA powinna podjąć decyzję o przesunięciu Euro 2020 o rok i wydłużeniu czasu na dokończenie rozgrywek ligowych i pucharowych.