Największa sensacja MŚ. Ostateczny cios zadał Hakimi - obrywał w Hiszpanii za marokańską twarz

Dawid Szymczak
Najpierw Marokańczycy przez dwie godziny biegali za Hiszpanami, a później przez kolejne dwie mogliby świętować ze swoimi kibicami największy w historii piłkarski sukces. Choć to osiągnięcie wykraczające daleko poza boisko. Nikogo nie chcieli pokonać bardziej, w żadnych innych okolicznościach to zwycięstwo nie smakowałoby tak wspaniale.

Achraf Hakimi, który wykonał decydującego karnego w sposób najbardziej bezczelny z dostępnych, urodził się w Hiszpanii, uczył się grać w szkółce Realu, ale wiele razy czuł się w Madrycie obywatelem gorszej kategorii. Z nikim marokańscy emigranci nie czują głębszej więzi. Opowiadał, że w kieszeni miał hiszpański paszport, ale policja i tak zatrzymywała go do rutynowych kontroli za marokańską twarz. - Widzą w nas złodziei - powtarzał. Pierwszym, co zobaczył po tej podcince, dającej awans do ćwierćfinału mistrzostw świata, były przepełnione smutkiem i niedowierzaniem twarze Hiszpanów.

Zobacz wideo Kibicu, piłkarze reprezentacji mają cię w dupie. Mocne kulisy

I niech wszystko o końcówce tego meczu powie reakcja dziennikarki z Maroka, siedzącej tuż za moimi plecami, która naprzemian krzyczała: "Si, si, si!", gdy z piłką biegli Marokańczycy i "No, no, no!", gdy kontrę wyprowadzali Hiszpanie. Aż w końcu krzyczała tak, jakby ktoś wyskoczył jej zza drzwi i przyprawił o zawał. Wtedy Pablo Sarabia pomylił się o kilka centymetrów w ostatniej akcji dogrywki. Skończyło się bezbramkowym remisem i serią rzutów karnych. Po ostatnim usłyszałem szlochanie. Emocje kumulowane od przeszło dwóch godzin wreszcie puściły. 

Bohaterem meczu został wybrany Bono, bramkarz, któremu żaden z trzech Hiszpanów nie strzelił karnego. Ale właściwie każda formacja miała swojego bohatera - obrońca Romain Saiss rozciął nogę, więc kazał owinąć ją bandażem i dokuśtykał z powrotem na boisko, Pomocnik Sofyan Amrabat wydawał się nie męczyć i być wszędzie, a później każdą piłkę mógł zagrać do skrzydłowego Hakima Ziyecha, który najlepiej wiedział, co z nią z robić. 

Pierwszy z jedenastu metrów chybił Pablo Sarabia - wpuszczony pod koniec dogrywki właśnie na rzuty karne: w 123. minucie trafił w lewy słupek, z karnego uderzył w prawy. I zalał się łzami. Płakało wielu Hiszpanów. Marokańczycy też wylewali łzy - szczęścia i dumy. Na trybunach i na boisku - czasem na osobności, jak jeden z członków sztabu trenerskiego, który długo klęczał po przeciwnej stornie boiska niż ciesząca się reszta, a czasem w grupie. W tym czasie selekcjoner Walid Regragui, anonimowy jeszcze trzy tygodnie temu, był podrzucany przez wszystkich piłkarzy. Mijały kolejne minuty, murawa była już pusta, a sektory za bramką wciąż nie pustoszały. Tańce i śpiewy Marokańczyków mogłyby trwać do rana. Zresztą, kciuki trzymała za nich cała Afryka i kraje arabskie, bo w fazie pucharowej pozostali ich ostatnim przedstawicielem. A teraz będą mieli jeszcze wsparcie kibiców osieroconych przez własne drużyny i lubiących nieoczywiste rozstrzygnięcia. Maroko to jedyny czarny koń tego mundialu. 

Na złość laryngologom to Hiszpania często miała piłkę

"Kupię bilet" - rzadko widzi się to hasło pod stadionami w Katarze. Znacznie częściej - szczególnie odkąd zaczęła się faza pucharowa - na trybunach kilkanaście minut przed meczem jest jeszcze tyle wolnych miejsc, że stewardzi rozdają wejściówki za darmo, byle wypełnić stadion przed pierwszym gwizdkiem. Przed meczem Maroko - Hiszpania, w drodze z metra na Education Stadium, kibiców z takimi banerami mijam co kilkadziesiąt metrów. Są też dodatkowe kontrole i oddziały policji. Hymn Hiszpanii - co też dotychczas właściwie się nie zdarzało - zostaje wygwizdany przez wyraźnie dominujących na trybunach Marokańczyków. A gdy zaczyna się mecz, każdy postronny kibic chce, by przy piłce jak najdłużej byli piłkarze Maroka, bo gdy tylko utrzymują się przy niej Hiszpanie, gwizdy są nie do wytrzymania. Odbiór marokańskich piłkarzy? Ulga. Na złość naszym laryngologom Hiszpania miała 77 proc. posiadania piłki.  

Oba kraje w najwęższym punkcie Morza Śródziemnego dzieli raptem 13 km, nie brakuje zatem powiązań kulturowych, sportowych i rodzinnych, a także politycznych i gospodarczych podziałów. Achraf Hakimi, największa gwiazda Maroka, urodził się w Hiszpanii i jest wychowankiem Realu Madryt. Najważniejsi reprezentanci Maroka - Yassine Bounou i Youssef En-Nesyri - grają w hiszpańskich klubach. Selekcjoner Walid Regragui też robił w nich piłkarską karierę. W drugą stronę: Nico Williams nie grałby dla Hiszpanii, gdyby jego rodzice nie uciekli z Ghany, przez Maroko, do Melilli - hiszpańskiej enklawy na terenie Maroka, która od lat jest dla mieszkańców Afryki bramą do Europy. Zamkniętą i silnie strzeżoną - dodajmy. Mur ma blisko pięć metrów, jest monitorowany i wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt rejestrujący ruch. Mimo to nie brakuje zdesperowanych śmiałków, którzy starają się przedrzeć na teren Unii Europejskiej. O nadużyciach hiszpańskiej i marokańskiej straży granicznej od lat informują organizacje pozarządowe. Sytuacja na granicy nieustannie jest napięta.

W 2014 r. w Hiszpanii mieszkało około 800 tys. Marokańczyków, co odpowiada liczbie mieszkańców Walencji. Badania socjologiczne wykazały, że w przeciwieństwie do innych społeczności imigrantów pochodzących z Europy i Ameryki Łacińskiej, ci z Maroka nie czują się zintegrowani z Hiszpanami i mają trudności z adaptacją na rynku pracy. 

- Miałem hiszpański dowód osobisty i paszport, ale miałem też marokańskie imię i wygląd. Byłem piłkarzem Realu Madryt, mogłem wyjeżdżać z Santiago Bernabeu ładnym samochodem, a i tak kawałek dalej byłem zatrzymywany przez policję, która widziała moją marokańską twarz. Chcieli, czy nie, byli rasistowscy. Wciąż widzą w Marokańczykach złodziei samochodów. Jechałem na kolację z przyjaciółmi i bez powodu byłem zatrzymywany. Może się to zdarzyć rutynowo. Raz i drugi. Ale to się zawsze przytrafia tym samym ludziom - obcokrajowcom. Biali Hiszpanie nie są zatrzymywani do takich kontroli - mówił Hakimi w wywiadzie dla El Mundo.

Real zaprosił go do swojej szkółki, gdy miał siedem lat. Częstował biletami na mecze kolejnych Galacticos - Ronaldo, Kaki, Benzemy i Xabiego. Ale Achraf i jego bracia i tak woleli Getafe z obrzeży stolicy, bo grał tam skrzydłowy reprezentacji Maroka - Abdelaziz Barrada. Doszedł do pierwszej drużyny, ale nigdy nie dostał poważnej szansy. Najpierw był wypożyczony do Borussii Dortmund, później kupił go Inter, a teraz gra w PSG. Hiszpańska federacja też go powoływała. - Byłem w ośrodku w Las Rozas przez kilka dni, ale czułem, że to nie dla mnie. Kultura, w której dorastałem w domu była inna: arabska, marokańska. W kadrze też chciałem z nią obcować - mówił i gdy miał 17 lat zadebiutował w seniorskiej reprezentacji tego kraju. - Granie dla Maroka zawsze jest czymś absolutnie wyjątkowym, choć wiadomo, że mecz z Hiszpanią zawsze ma i będzie miał dodatkowe znaczenie - przyznał w ostatnich dniach, a marokańskie media trąbiły w tym czasie o skandalicznym przekazie w hiszpańskim internecie.

- Nie będę wykorzystywał tych obrzydliwych wpisów, by zmotywować moich piłkarzy. Nie potrzebują żadnej dodatkowej motywacji. Wystarczy, że gramy dla Maroka, całej Afryki i świata arabskiego. Nie szukamy żadnego konfliktu - zapewniał Walid Regragui, jeden z najbardziej ekscytujących selekcjonerów tych mistrzostw. Kadrę przejął 31 sierpnia, przed mundialem poprowadził ją w trzech sparingach. Zastąpił Vahida Halilhodzicia, bo ten - w oczach federacji - wprowadzał w reprezentacji tak niezdrową atmosferę, że trzeba było go pogonić. Część piłkarzy szeptała dziennikarzom, że niechętnie przyjeżdża na zgrupowania, a Hakim Ziyech, jeden z najważniejszych piłkarzy na mistrzostwach w Katarze, zakończył nawet reprezentacyjną karierę.

Szefowie marokańskiego związku uznali, że wolą w kadrze mieć jego niż Halilhodzicia, więc zmieniły selekcjonera i namówiły go do powrotu. Skoro Bośniak najczęściej używał kija, Regragui podszedł do piłkarzy z marchewką. Nigdy publicznie ich nie krytykuje, chwali każdego zawodnika aż do przesady. Mówią, że poza kamerami też ma z nimi doskonałe relacje. Arabskie serce i europejski sposób myślenia są idealnym połączeniem. Jest podobny do piłkarzy, których powołuje - sam wiele lat grał w Europie w przeciętnych francuskich i hiszpańskich klubach i z każdym potrafi znaleźć wspólny język - dosłownie, bo naprzemiennie używa francuskiego i arabskiego. Jest kumplem Herve Renarda, selekcjonera Arabii Saudyjskiej, grupowego rywala Polaków, który na poprzednim mundialu prowadził właśnie Maroko i wylewał w tym kraju taktyczny fundament. Nawiązuje do jego czasów - gwiazdom daje wolność, ale całą drużynę zamyka w pewnych taktycznych ramach. Piłkarze go chwalą i podkreślają zasługi, a eksperci wciąż się zastanawiają, kto ma rację: oni czy ci wszyscy ludzie od lat powtarzający, że selekcjoner potrzebuje czasu.

Mundial ma nieoczywistego gościa w ćwierćfinałach. Kto lubi sensacje, ma komu kibicować

Na pewno potrzebuje czasu, by teraz dojść do siebie. Sam też szalał na boisku, gdy Hakimi zadał ostateczny cios. Już podczas karnych i przewagi 2:0 serce kazało mu świętować, ale rozsądek podpowiadał, że jeszcze za wcześnie. Kręcił się przed ławką, nerwowo sięgał i upuszczał butelkę z wodą. W końcu znalazł swoje miejsce w ramionach asystentów i na rękach piłkarzy. Ćwierćfinał dla Maroka! Pierwszy w historii! 3:0 po karnych! Ten mundial będzie miał niespodziewanego gościa przy stole, gdzie swoje miejsca zajęły już Brazylia, Argentyna, Anglia, Francja, Chorwacja i Holandia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA