W Tychach odbył się mecz Ligi Narodów. Gruzini przejęli szatnię GKS-u

Stadion Miejski w Tychach był w niedzielę areną zmagań reprezentacji Armenii i Gruzji: obie drużyny walczyły o punkty w Lidze C Ligi Narodów UEFA. To kolejna piłkarska impreza, która zawitała do tego śląskiego miasta. I kolejne wydarzenie, któremu spółka zarządzająca stadionem sprostała, o czym świadczy zadowolenie ormiańskiej federacji.

Z powodu trwającego konfliktu o Górski Karabach (terytorium sporne między Armenią i Azerbejdżanem), europejska federacja piłkarska zadecydowała, że spotkanie Armenia - Gruzja zaplanowane pierwotnie w Erewaniu, odbędzie się na neutralnym gruncie. Padło na Tychy. Organizatorem pojedynku była spółka Tyski Sport, czyli operator tyskiego stadionu.

Zobacz wideo Ile kosztował największy wygrany w kadrze Brzęczka? [SEKCJA PIŁKARSKA #67]

- Przed sezonem UEFA wysłała do Polskiego Związku Piłki Nożnej zapytanie, w których miastach w Polsce mogłyby zostać rozegrane spotkania w ramach eliminacji do europejskich pucharów. Związek podał listę miast, w którym umieścił także nas. Z racji tego, że byliśmy współgospodarzem mistrzostw Europy do lat 21 oraz mistrzostw świata do lat 20 wiedzieliśmy co i jak - mówi rzecznik prasowy GKS-u Tychy Krzysztof Trzosek.

- Mogę dodać, że już wcześniej, kiedy pandemia koronawirusa postępowała, mieliśmy zapytania z kilku europejskich klubów z Europy Zachodniej w sprawie rozegrania meczu w Tychach. Temat jednak ostatecznie upadł. Natomiast w zeszłą środę federacja Armenii zgłosiła się do nas z oficjalnym zapytaniem, czy jesteśmy w stanie w tak krótkim czasie przygotować stadion do meczu Ligi Narodów. Prace ruszyły od czwartku. Przede wszystkim musieliśmy wdrożyć w życie wszystkie wytyczne UEFA oraz federacji armeńskiej. Nie było to nic skomplikowanego, tak naprawdę trzeba było usunąć reklamy ze stadionu, przygotować salę konferencyjną. Większą logistyką była wyprowadzka z szatni piłkarzy GKS-u Tychy. Ich szatnię przejęli Gruzini - dodaje Trzosek.

W zespole odpowiedzialnym za sprawną organizację pojedynku Ormian z Gruzinami i całą logistykę był także Mateusz Długasiewicz, pracujący w GKS-ie. - Oprócz wynajmu stadionu i usług związanych z obsługą spotkania, zobowiązaliśmy się też ormiańskiej federacji pomóc w organizacji transportu, przejazdu delegacji i oficjeli z hotelu na stadion. Zaangażowaliśmy osoby odpowiedzialne za obsługę drużyn i przedstawicieli federacji. Był to bardzo intensywny czas, zdarzały się momenty krytyczne, ale koniec końców wszystko się nam udało. Przedstawiciele Armenii dziękowali nam za błyskawiczne przedsięwzięcie. Podkreślali, że stanęliśmy na wysokości zadania. To nas cieszy, tym bardziej że przez ograniczony czas działaliśmy w trybie przyśpieszonym. Mecz także wypadł na plus - przyznaje specjalista ds. organizacji sekcji piłki nożnej w KP GKS Tychy S.A.

Bo wymiar sportowy, poza kwestiami logistyczno-organizacyjnymi, też miały wpływ na ogólną oceną całego wydarzenia. Przypomnijmy: mecz zakończył się remisem 2:2. Ormianie wyrównali w 88. minucie po golu z rzutu karnego Henricha Mchitarjana z AS Romy. - Jak na ten poziom, czyli grupę C Ligi Europy, spotkanie mogło się podobać - przyznaje Długasiewicz.

Trzosek: - W piątek późnym wieczorem cały zespół organizacyjny musiał przejść testy na obecność koronawirusa. W sobotę na stadionie odbyły się dwa oficjalne treningi, do tego konferencja prasowa. Wszystko mieliśmy dokładnie rozplanowane. Potraktowaliśmy to wyzwanie jak zwykły mecz ligowy. Mimo że był to mecz bez publiczności, przyjechali na niego oficjele UEFA, sędziowie, przedstawiciele obu federacji. Trzeba było im zapewnić odpowiednie warunki. Wiem, że federacja ormiańska była zadowolona. Nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek w Tychach zagoszczą, niemniej w razie czego bardzo dobrze nas zapamiętali.

Wytyczne, które otrzymali w Tychach od UEFA, były szczegółowo opisane minuta po minucie. - Największa różnica w organizacji meczu międzypaństwowego, a ligowego wynika z większej papierologii. Dużo więcej osób jest we wszystko zaangażowanych. Na przykład do obsługi medialnej przy okazji meczu mistrzostw Europy były oddelegowane trzy osoby: jedna z UEFA, jednak z PZPN-u i stadionu. Odeszły nam sprawy związane z obsługą kibiców, biletami, systemem wejść, kołowrotkami. No i do EURO mieliśmy rok czasu na przygotowanie, teraz dwa dni. Ale to inna skala przedsięwzięcia: tam cztery mecze, tutaj jeden. Nie musieliśmy nic burzyć, nic demontować - wyjaśnia Trzosek.

- Doświadczenie z przeszłości nam pomogło, wiedzieliśmy czego się spodziewać. Za nami kilka wyczerpujących dni, ale było warto. Zostaliśmy docenieni. W końcu nasz stadion wybrano z katalogu wielu obiektów UEFA. Zdobyliśmy kolejne ciekawe doświadczenie - podsumowuje Długasiewicz.

Masz ciekawy temat związany ze sportem? Wiesz o czymś, co warto nagłośnić? Chcesz zwrócić uwagę na jakiś problem? Napisz do nas: sport.kontakt@agora.pl

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.