Dziecko wojny, kłoda drewna. Dżeko miał trudne początki, ale dziś jest Lewandowskim Bośni

W poniedziałek o 20:45 mecz Bośnia i Hercegowina - Polska. W obecnej kadrze Bośni większość reprezentantów to dzieci emigrantów. Bośni nie znają, niektórzy nawet nie mówią po bośniacku. Wyjątkiem jest Edin Dżeko, dziecko wojny, i superstrzelec, który kiedyś, podobnie jak Robert Lewandowski, był wyszydzany, a dziś jest największą gwiazdą.

Bośnia i Hercegowina zajmuje dopiero 49. miejsce w rankingu FIFA (biało-czerwoni są 19.). Ale jak niemal każdy kraj byłej Jugosławii, jest eksporterem bardzo utalentowanych zawodników.

W Serie A gra łącznie 35 Brazylijczyków, co stanowi najliczniejszą grupę przyjezdnych. Gdyby jednak policzyć Chorwatów, Serbów, Słoweńców, Albańczyków, Bośniaków i reprezentantów Kosowa to jest ich łącznie aż 53. W Hiszpanii gra 24 zawodników z państw postjugosłowańskich, a to oznacza, że wyprzedziliby Francuzów, których jest 22 i stanowiliby najliczniejszą grupę. Z kolei w Bundeslidze gra 18 takich zawodników, co dałoby im czwartą lokatę, zaraz po Holendrach, Francuzach i Austriakach. Wśród czołowych lig świata jedynie w Anglii pełnią marginalną pozycję, choć wśród ich reprezentantów nie brakuje uznanych ligowców, jak Mateo Kovacić czy Nemanja Matić.

Zobacz wideo Piątek czy Milik? Na kogo powinien postawić Brzęczek? [Sekcja Piłkarska #61]

Rakitić, Ilicić, Handanović - oni też by mogli grać

W krajach postjugosłowiańskich jest wysoko rozwinięta kultura uprawiania sportu, sportowcy z tego regionu charakteryzują się walecznością, nieustępliwością i bardzo silnym patriotyzmem, niekiedy wręcz nacjonalizmem. Nie ma natomiast w tej części Europy ani nowoczesnej sportowej infrastruktury, a myśl szkoleniowa straciła dawną moc po wielkiej emigracji fachowców na Zachód. A mimo to, na swój sposób, ten region pozostaje potęgą.

Gdyby wszyscy zawodnicy, którzy mogli reprezentować Bośnię i Hercegowinę, wybrali właśnie dzisiejszego rywala Polski, to być może historia tej kadry potoczyłaby się zupełnie inaczej. Mógł dla Bośni grać Zlatan Ibrahimović, mógł Ivan Rakitić, Mateo Kovacić, Marko Arnautović, Samir Handanović, Josip Ilicić. Ale wybrali Szwecję, Chorwację, Austrię, Słowenię. 

Bośnię, która ogłosiła niepodległości w 1992 roku, w 96 procentach tworzą aż trzy narody: Serbowie (30,78%), Chorwaci (15,43%) oraz tzw. Boszniacy - trochę ponad 50 procent. A państwem rządzi trzyosobowe prezydium złożone z przedstawicieli głównych grup etnicznych: boszniackiej, chorwackiej i serbskiej. Na jego czele stoi przewodniczący, zmieniający się rotacyjnie co 8 miesięcy.

Bośniacy, co nie znają bośniackiego

W obecnej kadrze Bośni większość reprezentantów to dzieci emigrantów. Bośni nie znają, niektórzy nie mówią za dobrze po bośniacku. Miralem Pjanić, który właśnie zamienił Juventus na Barcelonę, mając rok wyemigrował do Luksemburga, a potem przeniósł się do Francji. I choć jest poliglotą, zna włoski, francuski, angielski, niemiecki i luksemburski, to po bośniacku nie mówi. Futbolu za granicą uczył się też bramkarz Asmir Begović, który jest wychowankiem angielskiej Portsmouth F.C. Z kolei Sead Kolasinac, obrońca Arsenalu, wychował się w Niemczech, nawet grał dla ich młodzieżówek. Jednym z nielicznych, którzy się wyróżniają na tym tle jest Edin Dżeko, napastnik Romy. 34-latek doskonale pamięta kraj zniszczony przez wojnę domową tocząca się w latach 1991-1995, będącą najkrwawszym konfliktem w Europie od zakończenia II wojny światowej. On uczył się futbolu w Bośni, choć o mało przez to nie zginął.

- Jako mały chłopiec nie zdajesz sobie sprawy z zagrożenia. Ciągnęło mnie na podwórko, by grać z kolegami w piłkę. Pewnego razu, w obawie o moje bezpieczeństwo, mama zabroniła mi wyjść z domu. Nie mogłem tego zrozumieć, więc zamknąłem się w pokoju i zacząłem płakać. Okazało się, że uratowała mi życie, bo na polanę, która była naszym boiskiem, spadła bomba. Wielu moich kolegów zginęło. To były trudne czasy. Mogliśmy zginąć w każdej chwili. Rakiety latały nam nad głowami, a na ulicach trwała wojna. Nie mieliśmy co jeść, przepłakałem wiele nocy. Każdego dnia dziękuję Bogu, że przetrwaliśmy. Miałem marzenia, żeby być piłkarzem, ale nawet nie śniłem o tym, że tyle osiągnę - wspominał swego czasu Dżeko.

- Gdy ojciec zabierał mnie na pierwszy trening w Żeljeżnicarze, musieliśmy jechać dwoma autobusami i tramwajem. Nasze treningi odbywały się na boisku jednego z liceum, bo stadion był doszczętnie zniszczony. 

Dżeko jak Lewandowski

Edin Dżeko na boisku przypomina nieco Roberta Lewandowskiego. Bośniak co prawda jest wyższy i nie ma aż tak umięśnionej sylwetki, ale siła również jest jego potężnym atutem. W polu karnym zamienia się w drapieżnika; świetnie wykańcza akcje; z łatwością ucieka obrońcom; świetnie gra głową i jest dobrze wyszkolony technicznie. W ostatnich latach nie może się równać skutecznością z Lewandowskim, ale pełnią podobne role na boisku. Dżeko jest rasową dziewiątką, ale nie jest piłkarzem jednowymiarowym, potrafi dostrzec lepiej ustawionego kolegę, o czym świadczy ponad 100 asyst, które uzbierał w karierze. Ale to, co ich najbardziej łączy, to trudne początki. I fakt, że na swoją markę musieli pracować latami. 

Lewandowski nie utrzymał się jako młody chłopak w kadrze rezerw Legii, szydzono z niego podczas pierwszego sezonu w Borussii Dortmund. Dżeko też musiał mierzyć się z nieprzychylnymi opiniami. 

Zaczynał w klubie Zeljeznicar, gdzie nie wiązano z nim dużych nadziei. Może dlatego, że był wystawiany jako środkowy pomocnik? Kibice nazywali go kłodą drewna, a gdy bośniacki klub otrzymał ofertę od czeskiego FK Teplice, prezes Żeljeznicaru powiedział: "wygraliśmy los na loterii, że sprzedaliśmy Dżeko za 25 tysięcy euro". Bośniacy nie poznali się na talencie Dżeko. Już dwa lata później - latem 2007 roku - Wolfsburg zapłacił za napastnika aż cztery miliony euro.

W Bundeslidze Dżeko stał się królem. W 111 meczach zdobył 66 goli i zaliczył 27 asyst. Najlepiej będzie wspominał sezon 2008/09, gdy z Wolfsburgiem zdobył mistrzostwo, a wraz z Brazylijczykiem Grafite tworzył zabójczy duet napastników. W 2011 roku zgłosił się po niego Manchester City. W Anglii wygrał dwa mistrzostwa i też strzelał regularnie, bo w ciągu czterech lat zdobył 72 bramki i 39 asyst. Bośniak jednak ciągle był w cieniu Aguero, więc trafił do Romy. Z rzymianami jego największym sukcesem jest wicemistrzostwo kraju, ale potrafił też dojść do półfinału Ligi Mistrzów i po drodze wyeliminować Barcelonę w 2017 roku. Jeśli nie opuści klubu, to może zostać najskuteczniejszym napastnikiem w historii Romy, zaraz po Francesco Tottim (307 goli). Drugi w tym zestawieniu Roberto Pruzzo 138 trafień, Dżeko jest czwarty i traci tylko 32 gole. Nie wiadomo jednak, czy Dżeko da radę zmienić miejsce w klasyfikacji, bo możliwe, że tego lata trafi do Juventusu. Najprawdopodobniej albo on, albo Luis Suarez zasilą drużynę Andrei Pirlo. To też wymowne, bo choć ma już 34 lata, to Juventus ma go wyżej na liście życzeń niż osiem lat młodszego Arkadiusza Milika, na którym teoretycznie można byłoby jeszcze zarobić.

Dżeko a kadra

Można byłoby napisać, że Dżeko jest niespełniony w kadrze, ale on z reguły nie zawodził. 59 goli w 108 meczach, to niemal bliźniaczy bilans do Roberta Lewandowskiego, autora 61 bramek w 112 spotkaniach. Dżeko, tak jak Lewandowski, tylko raz był na mundialu. Tyle tylko, że Polska to niemal 40 milionów ludzi, a w Bośni i Hercegowinie mieszka zaledwie 3,8 i to jeszcze populacja podzielona na trzy narody. W 2014 roku Bośnia stała się drugim najmniejszym po Trynidadzie i Tobago krajem, który awansował na MŚ. Bośniacy ostatecznie zajęli trzecie miejsce w grupie, za Argentyną i Nigerią. Ale uważają, że nie zagrali w fazie pucharowej nie ze swojej winy. - Powinniśmy wygrać ten mecz, ale sędzia zachowywał się haniebnie. Powinien razem z nami wrócić do domu - powiedział po przegranym meczu z Nigerią (0:1) Dżeko, któremu sędzia Peter O'Leary nie uznał prawidłowego gola.

Ostatnim tańcem w reprezentacji będzie dla Dżeko najprawdopodobniej Euro 2021. Jeśli Bośniacy wygrają baraże, trafią do grupy z Polską.

***
Pisząc artykuł korzystałem z "Guardiana", "Football Paradise.com", "Transfermarktu", oraz "Sport1.oslobodjenje.ba".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.