Dziesięć minut przed końcem bezbarwnego meczu w Vila Real St. Antonio Marcin Wasilewski zagrał do Rogera. Brazylijczyk z polskim paszportem spojrzał w kierunku bramki i zrobił coś, na co nie poważyłby się żaden chyba Europejczyk. Z brazylijską fantazją kopnął piłkę zewnętrzną częścią buta i przelobował kompletnie zaskoczonego walijskiego bramkarza. Po chwili rzucił się w objęcia Leo Beenhakkera.
Brazylijski pomocnik Legii pokazał, że potrafi dać tej drużynie coś specjalnego. Czego nie umie chyba nikt urodzony nad Wisłą. Jego gra przeciwko Walii była wykładnią postawy całej drużyny.
Bardzo chciał, starał się, ale mu nie wychodziło. Do momentu strzelenia gola podawał najczęściej niecelnie, do przeciwnika. Kopał piłkę w różne strony, rzadko dobrze. On należy do grupy, która jest w trakcie przygotowań do rundy wiosennej. Jest jeszcze druga grupa - rezerwowych w swoich drużynach i rzadkie wyjątki tych, co na co dzień grają. Roger stracił ostatnio miejsce w kadrze - wczoraj chyba je odzyskał. W meczach z przewidywalnymi i twardymi Wyspiarzami czasem potrzeba trochę fantazji. Za półtora miesiąca - trzeba mieć nadzieję - nie tylko Roger będzie w lepszej formie. Jak na początek lutego więcej chyba wymagać chyba nie można było.
Wielkiego widowiska polscy i walijscy piłkarze stworzyć nie mogli. Wczoraj czasem było dobrze, czasem źle. Lepiej przed przerwą. Dobrze po indywidualnych próbach mijania rywali albo grze z pierwszej piłki. Tak było na początku, kiedy świetną akcję Wasilewskiego, Boguskiego i Murawskiego niecelnym strzałem zza pola karnego zakończył M. Lewandowski. Pomocnik Szachtara Donieck choć w klubie nie gra, w kadrze nie schodzi poniżej wysokiego, równego, poziomu. Daje reprezentacji siły, pewności i spokoju w środku pola. Dwanaście minut przed końcem świetnie strzelił z ponad 25 metrów, ale bramkarz wybił piłkę na róg.
Dobrze było również, kiedy Polacy spróbowali elementu zaskoczenia - w 15. min Boguski zagrał do Krzynówka ten źle kopnął piłkę wzdłuż bramki i Garguła jej nie sięgnął. Ostatni raz było dobrze tuż przed przerwą - piłka znalazła R. Lewandowskiego. Młody napastnik po raz pierwszy zagrał w kadrze od początku. Długo nie mógł się wykazać, przegrywał pojedynki z Walijczykami, ganiał się z trzema obrońcami. Ale potrafił też przytrzymać piłkę, zastawić się i jej nie stracić. Połowę zaczął od kopnięcia na wiwat wysoko nad bramką, skończył świetną okazją. Po rykoszecie piłka przypadkowo spadła mu pod nogi 14 m przed bramką. Miał chwilę, by przymierzyć - strzelił prosto w bramkarza. To były najlepsze momenty Polaków w tym meczu. Później przydarzył im się jeden magiczny.
Te złe chwile wynikały z niedokładności i braku pewności zagrań. A to efekt albo czasu przygotowań albo braku grania w klubach.
Najwięcej mylił się Łukasz Garguła. Pomocnik Bełchatowa, a od czerwca Wisły Kraków miał za dużo strat w środku pola - dwie z nich kończyły się groźnymi sytuacjami pod bramką Łukasza Fabiańskiego. Bramkarzowi Arsenalu dopisywało wczoraj szczęście. Ma za zadanie grać wysoko, daleko od linii bramkowej, nie bać się ryzyka, wychodzić do prostopadłych podań rywala za obrońców. W środę oszukał się dwa razy - najpierw piłkę sprzed bramki wybił Żewłakow, a później Walijczycy trafili w poprzeczkę. Fabiański miał także parę udanych interwencji. Zdarzyło mu się ratować zespół. Ale też kiedy był na boisku drużyna wydawała się bardziej nerwowa.
Boruca nie sposób ocenić. Bo nie było za co. W drugiej połowie Walijczycy nie zagrozili polskiej bramce, a jeśli już to bramkarz Celtiku nie musiał interweniować. Jeśli już, to przyzwoicie wybijał piłki nogą. Środowy mecz nie dał odpowiedzi, kto będzie bronił w Belfaście.
Błędy popełniali wczoraj niemal wszyscy. Niesamowicie było widać po Dariuszu Dudce, jak dotknął go los w Auxerre. Odkąd nie gra we Francji, stracił formę. To nie był ten sam dowódca defensywy, co choćby w listopadzie w Dublinie. Akurat w jego przypadku ciężko sobie wyobrazić diametralną odmianę sytuacji. Grać raczej nie zacznie. Wczoraj jednak polska defensywa po raz pierwszy od meczu w San Marino (nie licząc występów w krajowym składzie) nie straciła. W trzech wcześniejszych rywale wbijali nam aż pięć goli.
Tak jak nie ma nadziei na odmianę losu Dudki, tak nie widać szans na to, by w Boltonie do składu przebił się Ebi Smolarek. On i Krzynówek (zaczyna grać w Hannoverze) rywalizują o miejsce na lewej stronie. Wczoraj efektywniejszy był Krzynówek, więcej biegał Smolarek. Obaj byli lepsi od obu prawoskrzydłowych - Rafała Boguskiego i Wojciecha Łobodzińskiego. Teraz już tylko wypada modlić się o zdrowie dla Jakuba Błaszyczkowskiego. Bez niego polska siła ofensywna jest słabsza o 50 procent.
Kadra ma za sobą dwa sprawdziany z drużynami z Wysp - za półtora miesiąca trzeba podtrzymać passę zwycięstw. W listopadzie kadra wygrała po porywającym widowisku. Wczoraj potrafiła zwyciężyć mimo bezbarwnej formy.
Po meczu nasi kadrowicze wyjadą od razu do Sevilli, skąd w czwartek rano rozjadą się do swoich klubów.
Polska: Łukasz Fabiański (46. Artur Boruc)- Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow (kapitan), Dariusz Dudka, Jakub Wawrzyniak - Rafał Boguski (46. Wojciech Łobodziński), Mariusz Lewandowski, Łukasz Garguła (46. Roger Guerreiro, Ż), Rafał Murawski (75. Łukasz Trałka), Jacek Krzynówek (46. Euzebiusz Smolarek) - Robert Lewandowski (61. Paweł Brożek).
Walia: Wayne Hennessey (46. Boaz Myhill) - Sam Ricketts, Chris Gunter, Ashley Williams, Lewin Nyatanga, Gareth Bale - David Edwards, Jack Collison (46. Aaron Ramsey), Joe Ledley (46. Carl Fletcher, Ż) - Craig Bellamy (kapitan, 46. Sam Vokes), Ched Evans (46. David Cotterill).