Droga na mundial. Gdzie się podziali brazylijscy napastnicy?

Bebeto, Pele, Romario, Ronaldo - kto ich nie zna? Brazylię od lat rozsławiali jej wspaniali napastnicy. Jednak w ostatnich latach w państwie brazylijskim nie wszystko dzieje się tak, jak powinno. W jej kadrze na MŚ 2014 znajdują się zaledwie dwaj klasyczni napastnicy; żaden z nich nie jest nawet w połowie tak sławny jak ich poprzednicy.

Tekst powstał w ramach projektu "Continental - Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Brazylijski.

Fred to dobry napastnik, lecz dawniej prawdopodobnie nie zostałby nawet powołany na mundial. W wieku 30 lat ma za sobą średnio udaną europejską przygodę z Olympique Lyon, po której powrócił do Brazylii. Dla Fluminense strzelił wiele goli, choć jego zespół po poprzednim sezonie powinien spaść z ligi (został w niej przez karną degradację innego zespołu).

Na jego niekorzyść działają kontuzje. Od 2009 roku doznał aż dziewięć poważniejszych urazów. Od dłuższego czasu trenuje według indywidualnej rozpiski treningowej, mającej zapobiec kolejnym kontuzjom. Gdyby coś mu się stało, Luiz Felipe Scolari musiałby poważnie zrewidować swoje plany.

Jest jeszcze Jo, ale on również nie przebił się w Europie. Dobra gra w CSKA Moskwa zaowocowała transferem do Manchesteru City, ale tam zawodził; spędził półtora roku na wypożyczeniu w Evertonie, ale nie prezentował odpowiedniego poziomu na angielską Premier League. Niedługo potem wrócił do Brazylii. W tym sezonie w barwach Atletico Mineiro zagrał zaledwie dwa razy, w reprezentacji wystąpił 15 razy, zdobywając 5 goli.

Jako napastnicy klasyfikowani są również Neymar i Hulk, choć obaj grają zwykle na skrzydle, oraz będący ofensywnym pomocnikiem Bernard.

Bezowocne poszukiwania

Dunga, Mano Menezes i Scolari - trzej ostatni selekcjonerzy "Canarinhos" - sprawdzili łącznie prawie trzydziestu napastników, lecz ostatecznie nikt nie okazał się lepszy od Freda i Jo. Menezes próbował nawet gry w ustawieniu 4-6-0. Problemy nasilały się już od 2006 roku, gdy w reprezentacji przestał grać Ronaldo. Rok później na Copa America ciężar strzelania goli wzięli na siebie Robinho oraz Julio Baptista.

Ten pierwszy nigdy nie był klasycznym napastnikiem, ale jego kariera w tym czasie jeszcze nabierała rozpędu. Potem Robinho zaczął gwałtownie obniżać loty, dziś Milan najchętniej oddałby go jakiemukolwiek klubowi skłonnemu do zaoferowania za niego kilku milionów. Baptista prezentował się nieźle w Realu Madryt, Arsenalu czy AS Romie, ale to nigdy nie był materiał na wielką gwiazdę, zawodnika będącego w stanie udźwignąć ciężar oczekiwań Brazylijczyków.

Naturalnym następcą Ronaldo powinien być Adriano, lecz liczne błędy w karierze oraz - przede wszystkim! - niesportowy tryb życia przyczyniły się do jego upadku.

Na MŚ 2010 linii ataku przewodził Luis Fabiano. Strzelił trzy bramki, lecz miał już wówczas prawie 30 lat i trudno było opierać na nim przyszłość kadry. Choć dziś w Sao Paulo gra regularnie i nadal zdobywa gole, więc może przydałby się jako opcja rezerwowa? Na Copa America 2011 dwa gole strzelił Alexandre Pato, lecz "Kaczor" robi wiele, by przejść do historii piłki nożnej jako jeden z największych niespełnionych talentów .

Nadzieje pokładano w Leandro Damiao, lecz jego rozwój wstrzymały kontuzje. W tym sezonie w barwach Santosu zagrał zaledwie trzy mecze (na dziewięć możliwych) i coraz trudniej będzie mu zrobić wielką karierę, nawet jeśli jeszcze jakiś czas temu mocno walczyły o niego takie kluby jak Tottenham czy Napoli.

Brazylijskie media dość poważnie przebąkiwały o możliwości powołania Waltera z Fluminense (poprzedni sezon w Goias, jeden z lepszych strzelców ligi; do obu klubów wypożyczany z FC Porto), lecz znany jest głównie ze względu na swoją widoczną nadwagę. O tym, iż ma kilkanaście kilogramów za dużo, mówiło nawet jego BMI (body mass index - wskaźnik masy ciała). Jeszcze w lutym ważył 99 kg przy 178 cm wzrostu. Dziś waży kilkanaście kilo mniej, lecz jego sylwetka dalej nie stanowi wzoru dla młodych piłkarzy.

Jest jeszcze Jonas z Valencii, choć w kadrze nigdy nie dostał prawdziwej szansy - zagrał w ośmiu towarzyskich spotkaniach ze słabszymi rywalami i zdobył dwa gole.

Może brak napastnika z prawdziwego zdarzenia to jeden z powodów, dla których Brazylijczyków tak bardzo zabolała decyzja Diego Costy o reprezentowaniu Hiszpanii? Dziś byłby podstawowym zawodnikiem i gwiazdą tej ekipy; dawniej prawdopodobnie byłby może nie jednym z wielu, ale daleko byłoby mu do statusu gwiazdy.

Tęsknota za dawnymi czasami

- Brazylia zawsze miała wielkich napastników mogących zadecydować o wyniku meczu w jakimkolwiek momencie. W 1958 roku byli to Pele i Vava, tak samo cztery lata później; w 1970 Pele i Tostao. Następnie Bebeto i Romario [1994], potem Rivaldo i Ronaldo [2002] - mówi Rivelino, mistrz świata z 1970 roku. - Zawsze było co najmniej dwóch ważnych piłkarzy, jeden albo drugi nigdy nie zawodził. Dziś mamy jednego, Freda, który ma nosa do bramek, ale piłka musi do niego przyjść, nie zdobywa goli samodzielnie.

Podobne zdanie ma Edilson, członek zwycięskiej kadry z 2002 roku. - Musimy zadać sobie pytanie - co się dzieje z brazylijskim futbolem? - mówił w jednym z programów telewizyjnych. - W moich czasach musiałem walczyć o miejsce z Ronaldo, Romario, Mullerem, Edmundo, Caio, Violą, Luizao. Dziś martwimy się o jednego piłkarza, Freda. Brazylijska piłka przechodzi przez naprawdę fatalny okres - twierdzi Edilson.

Choć to przed laty mogłoby się wydawać niemożliwe, Brazylijczycy są bardziej znani z obrońców aniżeli napastników. Trudno ustalić decydującą przyczynę. Czy to przypadek? Zmiany w szkoleniu piłkarzy? Ale czy to na pewno coś złego? - Moim zdaniem to po prostu ewolucja futbolu - powiedział David Luiz w wywiadzie dla "Mirrora". Ale czy takie tłumaczenie jest wystarczające dla wychowanych w miłości do pięknego i ofensywnego futbolu Brazylijczyków?

Wygraj koszulkę, piłkę, grę FIFA [KONKURS]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA