Droga na mundial. Duet na miarę światowej dominacji?

Jeśli Brazylia poważnie myśli o wygraniu organizowanego przez siebie mundialu - a dobrze wiemy, że tak jest - to reprezentacja Scolariego musi być równie skuteczna w defensywie, co w grze ofensywnej. Na szczęście to właśnie w obronie "Canarinhos" mają liderów swojej drużyny - pisze Michał Zachodny - bloger, współpracownik m.in. Goal.com, scout i analityk InStat Football.

Tekst powstał w ramach projektu "Continental - Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Brazylijski.

Dowodzi jej głównie niedoszły kierowca autobusu miejskiego z Rio, którego Paweł Wilkowicz sprofilował jako "anty-Neymara" , piłkarza rzadziej widzianego w reklamach, ale tego z którym naród częściej się utożsamia. Może to również po części efekt tego, że i reprezentacja Brazylii staje się bardziej europejska - głównie ze względów taktycznych - jednak docenienie obrońców może okazać się kluczowe dla losów "Canarinhos". Zwłaszcza że oprócz poważania rodzimych kibiców Thiago Silva cieszy się wielkim szacunkiem w światowym futbolu. Wielu mówi wprost, że drugiego tak skutecznego, twardo grającego, skupionego, inteligentnego i odpornego na presję obrońcy po prostu nie ma.

Pod wieloma względami Silva różni się od Davida Luiza. Ten drugi - wciąż pozostający zawodnikiem Chelsea - cieszy się opinią bardziej przebojowo, by nie powiedzieć szaleńczo interweniującego obrońcy. Równie silny, ale mniej zdyscyplinowany, bardziej ryzykownie wyprowadzający piłkę, chętnie włączający się do ataków i świetny we wślizgach, które w ostatniej chwili ratują sytuację. Przecież jego fenomenalna interwencja z finału Pucharu Konfederacji, gdy wybił piłkę z linii w niezwykle trudnej pozycji i po mocnym strzale, była i wciąż jest celebrowana w całej Brazylii.

Warto też powiedzieć, że David Luiz "brazylijski" to zupełnie inny obrońca od tego "londyńskiego". W Chelsea już był określany jako "piłkarz sterowany przez dziecko grające na playstation", a po banalnym błędzie w meczu ze Swansea Jose Mourinho wolał wystawiać go w ważniejszych meczach w linii pomocy. To właśnie tam dominował fizycznie, świetnie interweniował i szybciej rozgrywał piłkę niż wciąż chimeryczny kolega z reprezentacji (Ramires), nawet jeśli psując pojedyncze zagrania, to i tak polegając na może bardziej ograniczonej, ale skuteczniejszej angielskiej parze środkowych obrońców Terry-Cahill. W zasadzie to idealnie obrazuje problem Davida Luiza w klubowym futbolu - w wieku 27 lat i już po jednym wielkim transferze, po wygraniu europejskich pucharów on wciąż nie jest pierwszym wyborem na swojej nominalnej pozycji.

Nic dziwnego więc, że oprócz wielkich pieniędzy za jego transferem do PSG stoi również chęć gry właśnie tam, gdzie spisuje się najlepiej. Choćby w reprezentacji, gdzie różnice w stylu Luiza i Silvy tworzą parę idealną. To Rafał Stec już po Euro 2012 pytał, dlaczego tak wiele czołowych klubów nie posiada duetów na miarę tych najlepszych ze współczesnej historii futbolu - Terry'ego i Carvalho, Vidicia i Ferdinanda czy Puyola i Pique. W minionym sezonie Atletico Madryt było chwalone za grę defensywną, ale bardziej jako cały zespół, a nie wyłącznie przez wzgląd na Mirandę i Godina. Ramos w ważnych momentach Realu strzelał gole, ale popełniał też absurdalne błędy w Primera Division, gdy Pepe to wciąż więcej agresji niż rozsądku w interwencjach.

Mundial daje więc okazję, by jeszcze raz spojrzeć na duet środkowych obrońców, który w przyszłym sezonie piłki klubowej może odbudować wiarę w kompletne pary defensorów. Zwłaszcza że Thiago Silva i David Luiz będą mieli sporo pracy - Marcelo i Dani Alves prawie na pewno więcej czasu będą spędzać na połowie rywali, a za plecami stoperów będzie grający tylko w MLS Julio Cesar. Równie ważny będzie spokój jednego, co zdolność do reakcji drugiego - a jak pisze Jack Lang na blogu Eurosportu, łącząca ich nić porozumienia ("nie musimy na siebie patrzeć, by wiedzieć, co zrobi ten drugi" - cytuje Luiza autor) może się okazać jeszcze bardziej istotna.

A David Luiz "brazylijski" to też chodząca odpowiedzialność. Bawiący i scalający młodą drużynę poza boiskiem, ale dowodzący nimi na murawie, nieprzypadkowo wybrany na kapitana reprezentacji. I jeden z jej najlepszych symboli, który zawsze ma czas dla kibiców, posiedzi chwilę na boku boiska treningowego z niepełnosprawnym fanem, który... pokaże mu kilka sztuczek. A Luiz jeszcze zawoła kolegów i upewni się, że każdy poświęci chłopakowi chwilę. Także to, jak otwarty jest obrońca Chelsea, pokazuje, że przekazanie mu opaski kapitańskiej było trafioną decyzją Scolariego - nawet w obliczu jego coraz rzadszych występów w minionym sezonie w Londynie.

Bo w gruncie rzeczy to obrońca na wielkie okazje, na najważniejsze mecze, na fazy pucharowe i finały. Wtedy ze zbyt luźno interweniującego piłkarza zmienia się w ostoję odpowiedzialności i prawdziwego lidera. Może więc ten rekordowy, wciąż jedynie zapowiadany transfer do PSG wcale nie jest dla niego takim zbawieniem? W Ligue 1 tych spotkań na szczycie będzie jeszcze mniej, bo mistrzowie Francji konkurencji coraz bardziej uciekają - choć oczywiście celem jest dominacja na arenie międzynarodowej, a nie tylko krajowej. Chociaż kwota pięćdziesięciu milionów funtów za Luiza wydaje się absurdalna, to konsekwencje wyjęcia z reprezentacji Brazylii tego, co Luis Felipe Scolari ma najlepsze, mogą być dla Paryżan wyłącznie pozytywne - zwłaszcza jeśli Silva i Luiz z kraju wrócą ze złotymi medalami.

Wygraj koszulkę, piłkę, grę FIFA [KONKURS]

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.