Droga na mundial. ASEC Abidżan, afrykańska perła

Od czasu awansu na MŚ 2006 Wybrzeże Kości Słoniowej stało się jedną z najsilniejszych afrykańskich reprezentacji. Piłkarze z WKS podbili czołowe ligi europejskie, reprezentując barwy Liverpoolu, Manchesteru City czy AS Roma. Jednak rzadko mówi się o klubie, który położył fundament pod te osiągnięcia - ASEC Abidżan.

Tekst powstał w ramach "Tygodnia Afrykańskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"

O tym, iż mamy do czynienia z wyjątkowym zespołem, świadczy pewien wyjątkowy rekord. Otóż ASEC między 1989 a 1994 r. nie przegrał 108 kolejnych spotkań w lidze oraz krajowych pucharach. Nawet jeśli mamy do czynienia wyłącznie z rozgrywkami w Wybrzeżu Kości Słoniowej, wynik musi budzić podziw. Jednak jeszcze większe wrażenie robi akademia MimoSifcom, powstała w 1993 r. Odkryła ona dla świata piłkarskiego takich zawodników jak bracia Kolo i Yaya Toure, Salomona i Bonaventurę Kalou, Gervinho, Romaricia, Didiera Zokorę, Lacinę Traorę czy Emmanuela Eboue.

Rewolucyjne metody

Za jej powstaniem stoi Jean-Marc Guillou, były francuski piłkarz i trener. Został od razu menedżerem i dyrektorem zarządzającym ASEC. Akademia powstała pierwotnie jako rezerwy najbardziej utytułowanego klubu w historii - WKS (24 mistrzostwa i 18 pucharów kraju). Od 20 lat plan jest ten sam - szkolenie i edukacja piłkarzy z myślą o jak najszybszym wytransferowaniu ich do Europy. Ważny jest tu aspekt edukacyjny, gdyż piłkarze, uczęszczając do akademii, mają ułożony plan zajęć od rana do wieczora. Uczą się zwykłych szkolnych przedmiotów, w tym języków obcych, takich jak angielski czy hiszpański, uczestniczą również w dwóch sesjach treningowych dziennie. Są one bardzo nietypowe. Zawodnicy z początku grają boso (lepsza kontrola piłki), bez ochraniaczy oraz bez bramkarzy. Ta ostatnia metoda ma za zadanie sprawić, by zawodnicy cały czas działali jako jeden organizm, atakowali oraz bronili razem i wysoko odbierali piłkę rywalom, nie pozwalając podejść pod ich bramkę. To wszystko dzięki pomysłom Guillou.

Już kilka lat po otwarciu akademii ASEC wygrało po raz pierwszy afrykańską Ligę Mistrzów, lecz jej wychowankowie jeszcze nie mieli wielkiego udziału w tym sukcesie. Pokazali się dopiero kilka miesięcy później, w lutym 1999 r. w meczu o... Superpuchar Afryki. Wystąpili w nim 17- oraz 18-latkowie (nikt starszy!), a przeciwnicy jeszcze przed meczem byli bardzo niezadowoleni ze względu na konieczność gry przeciwko dzieciom. Problem w tym, iż te dzieciaki pokonały ich 3-1. Wtedy to była olbrzymia sensacja. W tamtym meczu w barwach ASEC wystąpili: Boubacar Barry, Kolo Toure, Didier Zokora, Gilles Yapi Yapo, Siaka Tiene i Aruna Dindane.

Belgijski łącznik

Ten sukces przykuł uwagę europejskich skautów. Już rok później Aruna został sprzedany do Anderlechtu za 1,4 mln euro. ASEC od tej pory miał budować swoją markę i zarabiać miliony na swoich zawodnikach. Tak się jednak nie stało. W 2001 r. Guillou został menedżerem belgijskiego Beveren. Historia tego ruchu jest ciekawa - menedżer Arsenalu Arsene Wenger pierwszą pracę w poważnej piłce zaczął jako asystent u boku Guillou. W tym czasie Beveren było pogrążone w długach i potrzebowało miliona euro na przetrwanie. Wobec tego ówczesny wiceprezes Arsenalu, David Dein, miał według belgijskich mediów kupić ten klub, choć angielski klub nigdy się do tego nie przyznał.

Dzięki znajomości Wengera i Guillou bezpośrednio z ASEC do Arsenalu trafił Kolo Toure. W ramach współpracy pomiędzy ASEC a Beveren do Belgii podążyli m.in. Gervinho, Romaric, Eboue, Arthur Boka czy Yaya Toure. Ten ostatni był na testach w Arsenalu i czekał na decyzję o przyznaniu pozwolenia na pracę, lecz zanim została ona wydana, trafił na Ukrainę do Metalista Charków. Kierunek belgijski był idealny właśnie ze względu na krótki czas oczekiwania na obywatelstwo tego kraju, które otwierało drzwi do najsilniejszych lig na świecie.

Związek ASEC z Beveren został oficjalnie zakończony w 2006 r., choć już wcześniej klub z Abidżanu nie mógł porozumieć się w sprawie prowadzenia akademii z Guillou. Francuz zdołał od tego czasu otworzyć wiele podobnych akademii na całym świecie - na Madagaskarze, w Tajlandii, Mali, Algierii, Egipcie, Wietnamie, Ghanie czy Belgii. Przy niektórych z nich współpracuje Arsenal. Kolo Toure twierdzi, iż Afryka potrzebuje więcej takich ludzi jak Guillou. - To nasz ojciec. Duchowy ojciec. Bez niego i jego utopijnej wizji o przybyciu do Afryki nigdy nie dostalibyśmy szansy. On to wszystko zorganizował. To dowód na talent obecny w Afryce - mówi obecny piłkarz Liverpoolu.

Droga w dół

Od momentu definitywnego odejścia Guillou ASEC zaczął pogrążać się w stagnacji. Przestał tworzyć kolejne gwiazdy lub chociażby przyzwoitych piłkarzy, a ostatnie mistrzostwo kraju zdobył dopiero w 2010 r. Współpraca rozpoczęta w 2006 r. z Charltonem Athletic nie przyniosła wielkich korzyści, choć jak mówił były dyrektor wykonawczy angielskiego klubu ASEC, "to najlepsza akademia w Afryce", której program edukacji jest zupełnie inny od tego znanego w Europie. Na pracy akademii odbiły się wewnętrzne konflikty. W zeszłym roku klub podpisał nowe porozumienie z grupą SIFCA (zaangażowaną w projekt od samego początku), mające gwarantować kontynuację projektu. Problem w tym, iż ponad 20 lat temu taka inicjatywa była zupełnie nowatorska. Dziś sam Guillou posiada kilka akademii, to samo robią największe kluby czy też Katarczycy .

Jednak ASEC wywarł wielki wpływ na reprezentację swego kraju. Na ostatnim mundialu w kadrze WKS grało aż 13 piłkarzy grających niegdyś lub wychowanych w tym klubie. Na zeszłorocznym Pucharze Narodów Afryki było ich aż 15. - Myślę, że sukces "Słoni" można sprowadzić do treningów wprowadzonych we wczesnych latach 90. przez ASEC. W tym czasie to nie było nic zwyczajnego. ASEC stworzył pierwszą prawdziwą szkołę piłkarską - powiedział kapitan reprezentacji Didier Drogba. To najlepsza laurka z możliwych.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.