Misja Brazylia. Trudna wiara w Neymara

Gdy Brazylia dostawała mundial 2014, on właśnie stawał się zakładnikiem. Luksusowym, ale zakładnikiem: licencją na zarabianie dla rodziny, klubu, potem ligi i reprezentacji. Dziś, gdy mistrzostwa tuż-tuż, system Neymar właśnie pęka. I tak cud, że się to wszystko tak długo utrzymało na jednych plecach

Materiał powstał w ramach cyklu Misja Brazylia. Wyjazd dziennikarzy Sport.pl dzięki Visa.

Dopadnie cię w wąskiej uliczce z reklamą jakiegoś akumulatora. Dopadnie w księgarni, namawiając, żebyś zbierał mundialowe naklejki. W supermarkecie, gdzie stoi na tekturowej ściance razem z trenerem kadry Luizem Felipe Scolarim. Przy urzędzie miejskim w Teresopolis przypomni ci z plakatu, że jesteś tu, gdzie trenuje reprezentacja. Otwierasz gazetę, on zachwala majtki. Włączasz telewizor, a on znów cię pyta, dlaczego jeszcze nie masz bokserek Lupo. Albo dezodorantu Rexony. Albo napoju Guarana Antarctica.

Na reklamowe żniwa wyruszyło przed mundialem pół brazylijskiej kadry, z trenerem Scolarim na czele. Thiago Silva i Paulinho powiedzą ci, jaki masz wybrać smartfon, Thiago jeszcze doprecyzuje, w jakiej sieci, David Luiz - co masz wziąć na ból głowy (na wszelki wypadek weź, bardzo się przyda po obejrzeniu reklamy linii lotniczych TAM, właśnie z Luizem, Silvą i Marcelo). Ale wszystko, co oni robią, Neymar robi bardziej.

Kto ma Neymara, ten ma zyski

Może ma kryzys formy, może razem z Barceloną odpadł już z Ligi Mistrzów (ale opłakując porażkę z Atletico, nie zapomniał odsłonić na boisku majtek Lupo) i przegrał Puchar Króla, może staje się w Katalonii kozłem ofiarnym. Rzeczywiście, niewiele drużynie na razie dał jak na te blisko 100 milionów wypłacone na stole i pod stołem, w sumach odstępnego, prowizjach, pensjach, zaległych podatkach dla hiszpańskiego fiskusa. I już w tym sezonie niewiele da, bo właśnie się okazało, że ma kontuzję śródstopia, a przerwa potrwa najprawdopodobniej - co za przypadek - aż do reprezentacyjnej zbiórki przed mistrzostwami. Ale w reklamie bez zmian: kto ma Neymara, ten ma zyski. Przez ostatnie kilka lat młoda Brazylia czesała się jak on, słuchała tego, co on, nosiła to, co on. I to się szybko nie zmieni. Nawet w muzeum Santosu, klubu Pelego, zanim dotrzesz do gablot króla, zwabi cię tuż za wejściem Neymar: wersja futurystyczna, posąg z blachy. A za nim gablota z wystawą jego zdobyczy.

Każdy tu musi mieć swoje zdanie na temat Neymara: że najzdolniejszy albo że przereklamowany. Pracowity albo rozpuszczony. Że udaje faule albo że się na niego w Europie uwzięli. Że będzie gwiazdą mundialu albo przepadnie. I tylko czasami się Brazylijczycy łapią na tym, że właściwie to niewiele o Neymarze wiedzą. Tyle, ile im chce powiedzieć w coraz rzadszych wywiadach, pokazać na Instagramie albo ćwierknąć na Twitterze. Reszta jest za murem, który tworzą ojciec, sztab kilkunastu doradców do spraw wizerunku, udziałowcy, menedżerowie. Neymar może na Instagramie ogłosić, że jego związek z Bruną Marquezino, gwiazdą telenoweli telewizji Globo, dobiegł końca (teraz pora na początkującą modelkę Gabriellę Lenzi). Ale już prawdę o jego transferze do Barcelony, tajnych klauzulach itd. musiał ujawnić hiszpański sąd. Prezes Barcy Sandro Rosell zapłacił za to dymisją, karawana idzie dalej. A jeszcze się pewnie parę takich klauzul, nieodkrytych, uzbierało. Tylu tu było doradców i promotorów, tyle się po drodze przewinęło sław brazylijskiej piłki, od Zito, przez Pelego, po Ronaldo. Projekt Neymar ma już dziewięć lat, na dobre wystrzelił do przodu siedem lat temu. Neymar miał wtedy lat 15. A Brazylia właśnie zdobywała prawo organizowania mundialu i bardzo potrzebowała kogoś takiego jak on.

Ojciec i syn

Mówimy Neymar, ale to jest Neymar junior. I bez tego "junior" zrozumieć jego karierę dużo trudniej. Neymar senior jest zawsze za plecami syna. Nawet w oficjalnej autobiografii jest rozdział od niego: jakim sam był piłkarzem, dlaczego nie zrobił większej kariery (gruźlica, kontuzje) itd. Z milionów euro wydanych przez Barcelonę na transfer Brazylijczyka aż 40 dostała rodzina spółka N+N. Można powiedzieć, że rodzice wykupili udziały w swoim synu. Interes życia. Ojciec miał też dostawać od Barcy prowizje m.in. za wyszukiwanie talentów dla klubu.

Od siedmiu lat Neymar senior zajmuje się tylko karierą syna. Rzucił pracę mechanika w firmie transportowej z Santosu, gdy junior zarobił dla rodziny pierwszy milion. Wtedy jeszcze milion reali (dziś ponad 1,3 mln zł): tyle ówczesny prezes Santosu Marcelo Teixeira wypłacił rodzinie, żeby Neymar zapomniał o propozycji Realu Madryt - zawiózł go tam razem z ojcem Wagner Ribeiro, menedżer Robinho - i został w Brazylii. Teixeira dorzucił jeszcze kilkupokojowy apartament z basenem niedaleko stadionu Santosu. Dziś mieszka tam matka dziecka Neymara. Ojcem Daniego Lukki piłkarz został, gdy miał 19 lat. Ale u niego wszystko działo się zawsze bardzo szybko.

Chcesz polecieć na mistrzostwa świata FIFA? Nic prostszego!

Co rok los na loterii

Miał 7 lat, gdy do rodzinnego domu w Sao Vicente, sypialni Santosu, zapukał poszukiwacz talentów. Zapytał, czy może chłopaczka, którego przyuważył podczas meczu ojca, jak wyczyniał cuda z piłką na trybunach, zabrać do klubu, do Portuguesy Santista. Miał 11 lat, gdy zapukał kolejny, tym razem Zito. Jedna z legend Santosu, dwukrotny mistrz świata z Brazylią, wygadany defensywny pomocnik, który nie bał się na boisku ryknąć nawet na Pelego. Zito, czuwający nad szkoleniem młodzieży w Santosie, obiecał rodzinie, że w klubie przychylą Neymarowi nieba. Specjalnie dla niego stworzyli tam drużyny do lat 11 i 12, bo wcześniej system szkolenia nie był aż tak rozwinięty. Barata, koordynator szkolenia grup futsalowych w Santosie, opowiada, że od początku było jasne, że to będzie wielki piłkarz. Rozmawiamy w futsalowej hali pod trybunami stadionu Vila Belmiro, przez którą musi przejść każdy wychowanek Santosu. W ostatnich latach oprócz Neymara grali tu w futsal m.in. Diego z Atletico Madryt, Robinho. - Ale Neymar był od nich dużo lepszy - mówi Barata.

Brazylia usłyszała o Neymarze, małym magiku z Santosu, gdy miał 13 lat. Dwa lata później była historia z Realem, która na dobre odmieniła życie rodziny. Neymar senior lubi przypominać, jak bardzo skromne życie prowadzili wcześniej i jak w głębi duszy pozostali mimo milionów tymi samymi prostymi ludźmi. Po kolejnych dwóch latach Neymar podpisał kontrakt z Nike, od razu na wiele lat. Wtedy już wszystko pędziło w zawrotnym tempie. Od pensji 10 tysięcy reali miesięcznie, zawrotnej jak na 15-latka, skok do 125 tysięcy reali miesięcznie rok później, a potem już do milionowych zarobków. 19-letni Neymar dostał od Santosu kontrakt, który pozwolił mu zarabiać tak, jak w Europie, a gdy dołożyć do tego umowy sponsorskie, awansował do dziesiątki najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. To tak jakby nastolatek co rok wygrywał na loterii coraz więcej. I nie zwariował, nie przestał pracować nad sobą. Nawet gdy obrósł w piórka na tyle, że zaczął sobie ustawiać trenerów w Santosie, nie przestał wymagać od siebie.

Można Neymara seniora oceniać różnie, ale gdyby nie jego determinacja i kokon uwity wokół syna, pewnie nie byłoby to możliwe. Jak sukcesy Leo Messiego bez Jorge Messiego, jak sukcesy Kaki bez Bosco Leite. Bez ojców, którzy byli jednocześnie i kumplami, i menedżerami, twardymi negocjatorami, biorącymi od klubów milionowe prowizje. Ale żeby był sukces, taki ojciec i syn muszą jeszcze znaleźć właściwy klub.

Klub młodych

Santos, leżący ok. 70 km od Sao Paulo, jest wyspą. A przy tym największym portem Ameryki Południowej, tu kiedyś przypływali brytyjscy inżynierowie z pierwszymi na brazylijskiej ziemi piłkami, stąd odpływała kawa. Santos Futebol Clube też jest wyspą. Jest inny. Ma dziś jeden z najmniejszych stadionów w lidze, nie ma możnych przyjaciół we władzach, nie jest szczególnie popularny w Brazylii, o czym nam kibice innych klubów chętnie w rozmowach przypominali. Jest jedynym wielkim klubem stanu Sao Paulo, który nie ma siedziby w bogatej metropolii. Ale potrafi te bariery przeskoczyć. Kiedyś, za czasów Pelego, Zito i innych piłkarzy złotego pokolenia, Santos był najlepszym sportowym towarem eksportowym Brazylii, objeżdżającym świat na dewizowych tournée. Teraz, tak jak wtedy, jego największą siłą jest klubowa akademia i to, że nie boi się stawiać na jej wychowanków. Żeby przebić się do składu Corinthians Sao Paulo, musisz wygrać wojnę. W Palmeiras zawsze łatwiej mieli piłkarze, którzy grali pięknie. A Santos to klub młodych. Tu szefowie mają cierpliwość, poczekają. Wiedzieli, że Neymarowi najbardziej potrzeba czasu, i przekonali go, że nie warto się spieszyć do Europy. Zostań, dojrzej, zarobisz, ile trzeba, a my razem z tobą.

To Ronaldo, przenosząc się w 2009 roku z Milanu do Corinthians, pokazał, że futbol bogacącej się Brazylii jest już gotowy, by utrzymywać gwiazdy na milionowych kontraktach. Zaczął się boom, zaczęło się chodzenie na mecze dla Ronaldo. A gdy ten przegrał ostatecznie walkę ze swoimi kolanami, Neymar był już gotowy do przejęcia jego roli. Zresztą w Ronaldo ma do dziś doradcę biznesowego, który dla niego zdobywa nowe kontrakty sponsorskie.

Joga bonito żyje

Brazylijska piłka bardzo potrzebowała potwierdzenia, że nie tylko się bogaci, ale że joga bonito i futebol-arte wbrew pogłoskom jeszcze tutaj nie umarły wraz z gaśnięciem pokolenia Ronaldo. Neymar jej to dał. To było szaleństwo. Na meczach Santosu między kibicami tego klubu i kibicami rywala siadali kibice Neymara, piszcząca publiczność jak z koncertu boysbandu, dziewczyny z transparentami: "Neymar, chcę mieć z tobą dziecko". Romario i Pele, którzy jeszcze wtedy potrafili być zgodni, domagali się od trenera Dungi, by zabrał młodego już na mistrzostwa świata do RPA. Nic nie wskórali, ale było jasne, że mundial u siebie to już musi być jego czas. Neymar stał się kurą znoszącą złote jajka dla wszystkich, od rodziny, przez doradców, po kadrę. Nawet ministerstwo turystyki zrobiło z niego swojego ambasadora, twarz Brazylii organizującej w odstępie dwóch lat dwa największe wydarzenia sportowe na świecie, mundial i igrzyska. Wszystko się w tym projekcie Neymar przeplata. Nike to sponsor Neymara, ale i kadry, podobnie jak Ambev, potentat na rynku napojów. Panasonic wspiera Neymara i ruch olimpijski. Volkswagen - Neymara i akademię Santosu. Claro to partner Neymara i Ronaldo.

Miło już było

Pytanie, czy nie zebrało się tego za dużo jak na tak młodego chłopaka, dopiero 22-letniego. W niewielkim Santosie wystarczyły trzy mistrzostwa stanowe i Copa Libertadores 2011, żeby Neymar był nietykalny. W reprezentacji też Neymar długo miał nieograniczony kredyt zaufania, ale gdy drużyna z nim przegrała i turniej olimpijski w Londynie i Copa America, zaczęły się pytania, czy w tym szale na Neymara nie ma za dużo dymu, a za mało ognia. Piękno pięknem, ale prowadzenie do zwycięstw też by się przydało. Świetna gra w Pucharze Konfederacji nie do końca te wątpliwości uciszyła, bo to jednak turniej małej rangi w porównaniu z tym, co Neymara czeka w mundialu. A przyjedzie na niego po szkole życia w Barcelonie. Tam miło już było, a teraz coraz częściej pojawiają się pytania, co właściwie Neymar takiego daje drużynie, że warto było za niego tyle zapłacić. Transfer do Katalonii, jak wszystko w życiu, był zaplanowany dużo wcześniej. Już gdy grał przeciw Barcy w finale klubowych mistrzostw świata 2011, miał z nią przedwstępną umowę. Chciał w Barcelonie znaleźć spokój, którego nie miał w Brazylii. Nie znalazł. Miał przez ten sezon dać odpowiedź, czy dojrzał do europejskiej piłki. Nie dał. Definitywnej, bo momenty były. Ale to za mało.

Scolari dzwoni i atakuje

Trener Scolari jest w niego zapatrzony jak w obrazek, dzwoni do Barcelony co drugi dzień, nie wahał się nawet zaatakować Gerardo Martino, że wystawia jego bohatera nie tam, gdzie trzeba - Neymar na prawej stronie się dusi. Brazylijscy dziennikarze podejrzewają, że to sam piłkarz mu się na to poskarżył i poprosił o wsparcie.

Wcale niewykluczone, że na mundialu, wypoczęty po przerwie na leczenie kontuzji, będąc niekwestionowanym liderem drużyny, Neymar będzie wspaniały. Ale jeśli mu się nie uda, pozostanie niespełnioną obietnicą i aż do następnego mundialu od takiej etykietki trudno mu się będzie uwolnić.

W klubowym muzeum Santosu, na końcu wielkiej gabloty stojącej między wspomnianym Neymarem z blachy a wielką statuetką Pelego uplecioną z drutu jest telewizyjny ekran: na nim non stop lecą powtórki gola, za którego Neymar dostał w 2011 nagrodę Ferenca Puskasa. Przyznaje się ją strzelcowi najpiękniejszej bramki na świecie w danym sezonie. Bramka jest z meczu Santos - Flamengo, samo piękno i lekkość: Neymar zaczyna rajd spod linii bocznej, kilkadziesiąt metrów od bramki. Oddaje piłkę, dostaje ją z powrotem, robi slalom między kilkoma rywalami i strzela. Można to oglądać do znudzenia. Jedna informacja nie dość mocno rzuca się w tej gablocie w oczy: że Santos tamten mecz z Flamengo przegrał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.