Droga na mundial. Andros Townsend, szybki, młody, doświadczony

Najlepszy piłkarz meczu z Polską na Wembley, rewelacja jesieni w angielskim futbolu. Człowiek o niezwykłym pochodzeniu i umiejętnościach. W wieku 22 lat ma na koncie występy dla 10 klubów! To może być tylko Andros Townsend.

Materiał powstał w ramach Tygodnia Angielskiego projektu "Continental - Droga na Mundial"

Już sam fakt, iż Anglik łączy w sobie geny greckie i jamajskie, świadczy o tym, że mamy do czynienia z nietuzinkową postacią. Jednak początki jego przygody z futbolem są jak najbardziej tradycyjne. Chłopak od najmłodszych lat kibicuje Tottenhamowi, marzy, aby w nim grać, wreszcie rozpoczyna naukę w klubowej akademii.

Zwiedzając Anglię...

W 2009 roku Townsend wchodzi na szczebel seniorski i w tym momencie zaczyna się rozkręcać karuzela niecodziennych wydarzeń z jego udziałem. Koguty od razu wypożyczyły młodziutkiego zawodnika do Yeowil Town. Po debiucie na poziomie Legaue One i rozegraniu 10 spotkań wrócił do Londynu i znów pakował walizki, by zasilić w ramach wypożyczenia Lleyton Orient, a potem MK Dons. Najbardziej niezwykły był dla Androsa sezon 2010/11. Zadebiutował wówczas w ekipie z White Hart Lane, ale było to jego jedyne spotkanie dla macierzystego klubu w tamtych rozgrywkach. W ciągu kilku miesięcy był wypożyczany kolejno do Ipswich Town, Watfordu i Millwall.

Później zakotwiczył na krótką chwilę w Leeds United oraz Birmingham City. Dopiero w ostatniej kampanii Premier League urodzony w Leytonstone piłkarz zaznaczył swoją obecność na angielskich boiskach. Pięć meczów dla Tottenhamu i 12 na wypożyczeniu dla Queens Park Rangers, gdzie zdobył debiutancką bramkę w ekstraklasie, to już był niezły rezultat. Po drodze zaliczał występy w młodzieżowych reprezentacjach Anglii. Tym samym w ciągu 5 lat wychowanek Spurs zagrał dla 10 drużyn, ale w żadnej nie więcej niż 26 razy. Jedynym pozytywem, jaki z tego płynął dla zawodnika, było zebrane doświadczenie. Wydawało się, że to piłkarz, jak niektórzy hokeiści w NHL, który trochę pogra tu i ówdzie na najwyższym szczeblu, aż w końcu już nie będzie potrzebny nawet jako uzupełnienie kadry.

Wykorzystana szansa

Sytuacja, jak to w futbolu, zmieniła się błyskawicznie. Po transferze Garetha Bale'a do Madrytu Daniel Levy i jego współpracownicy nie żałowali pieniędzy, więc do północnego Londynu zawitało wielu klasowych zawodników. Wobec tego nieuchronne wydawało się odejście Townsenda. Tymczasem Andros znalazł miejsce w naszpikowanej gwiazdami przedniej formacji i jesień w Premier League miał znakomitą. Zaufał mu Andre Villas-Boas, a on odwdzięczył się dobrą grą, która otworzyła drzwi do reprezentacji. We wrześniu z Ukrainą i Mołdawią nie udało się zaliczyć debiutu, ale już miesiąc później Roy Hodgson dał mu szansę.

- To było męczące. Momentami wręcz się kłóciliśmy. Nie było łatwo zostawić na ławce rezerwowych Jacka Wilshera, Jamesa Milnera czy Michaela Carricka. Doszliśmy do wniosku, że szybkość i błyskotliwość Townsenda jest nam potrzebna najbardziej - wspomina selekcjoner burzliwe dyskusje z asystentami na temat składu przed meczem eliminacji mundialu z Czarnogórą. Właśnie szybkość i błyskotliwość najlepiej cechują gracza Tottenhamu. I to w połączeniu z wysoką formą dało kapitalny występ na Wembley okraszony cudownym golem i zwycięstwem Synów Albionu 4:1.

Po tym spotkaniu "The Sun" opublikowało artykuł o wymownym tytule "EnglANDROS", nazywając przy okazji Townsenda graczem meczu i nową gwiazdą kadry. Kilka dni później o talencie wychowanka Spurs przekonali się biało-czerwoni, przegrywając w świątyni futbolu 0:2. Genialny październik Anglik zwieńczył pierwszą ligową bramką dla Kogutów w starciu z Aston Villą.

Z przyjemnością patrzyło się wówczas na tego piłkarza. Wydawało się, że wprowadza nową jakość. Niesamowite przyśpieszenie na skrzydle, świetna lewa noga, potężny strzał z dystansu i skuteczne, choć schematyczne, zejście do środka, czym przypomina Arjena Robbena i Garetha Bale'a, ale on w przeciwieństwie do Holendra i Walijczyka, nie używa prawej nogi jedynie do podpierania. Nią też potrafi postraszyć, co potwierdził choćby golem przeciwko Czarnogórze.

Wtedy w najgorszym możliwym momencie przyczepiła się kontuzja ścięgna udowego, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni.

Albo w górę, albo w dół

Takie przypadki nie są w stanie złamać człowieka, który mając 10 lat, przeżył śmierć starszego brata. Tym bardziej nie może go rozbić tak błaha sprawa jak niedawne rozbicie luksusowego auta zaraz po jego zakupie. - Byłem w życiowej formie, kiedy złapałem kontuzję. Nie byłem zachwycony, ale to część tej gry. Jesteś wtedy smutny, czujesz się odrzucony, ale musisz patrzeć na pozytywy - miałem czas na odpoczynek. A kiedy jesteś już zdrowy, musisz wracać silniejszy. Taki teraz mam być - mówił po powrocie na boisko.

Mimo dłuższej absencji w zimowym oknie transferowym pytał o niego m.in. Manchester United. Na Old Trafford mógłby śmiało zastąpić Naniego czy Valencię, od dawna niespełniających oczekiwań. Piłkarz Tottenhamu to łakomy kąsek na rynku, gdyż jest relatywnie tani. Transfermarkt wyceniania go jedynie na 7 milionów euro. Niedawno wrócił, a Tim Sherwood cieszy się, że ma Androsa w składzie przed decydującym fragmentem sezonu. Obaj panowie, podobnie jak cały zespół, zapominają już o wymarzonej Champions League, jednak poprawa stylu w końcówce rozgrywek nie tylko uratuje mocno nadszarpniętą reputację trenera, ale także może dać Townsendowi nominację na mistrzostwa w Brazylii.

Sytuacja jest jasna. Albo w najbliższych miesiącach jego notowania pójdą w górę za sprawą dobrej gry w klubie i ewentualnego występu na mundialu, albo pójdą mocno w dół, jeśli wcześniej wymienione warunki nie zostaną spełnione. Powołania na imprezę czterolecia nie może być pewny, bo Roy Hodgson ma duże pole manewru na skrzydłach. Do wyboru ma Sterlinga, Johnsona czy Oxlade'a - Chamberlaina. Na boku może też występować Adam Lallana, tak jak w meczach towarzyskich z Niemcami i Chile. Niemniej jednak Townsend jest w kręgu zainteresowań selekcjonera i ma prawo liczyć w maju na nominację do kadry na finały mistrzostw świata.

Jeżeli wychowanek Kogutów szybko nie wejdzie na najwyższe obroty, może zostać na dłuższą chwilę odrzucony. Ten sport nie znosi pustki, więc ktoś szybko będzie mógł zająć miejsce Townsenda i zostać okrzyknięty nowym wybawcą angielskiego futbolu.

Wygraj cenne nagrody w konkursie Continentala!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.