Na razie jest karnawał, pobudka dopiero w środę. Od piątku królowie Momo, jak się w Ameryce Łacińskiej nazywa tradycyjnych władców zabawy, przejęli klucze do brazylijskich miast. Przez Sao Paulo przejechał na platformie inny król - Ronaldo: jeden z bohaterów ostatniego zwycięskiego dla Brazylii mundialu z 2002, legenda, która kończyła karierę w miejscowym Corinthians, dziś biznesmen prowadzący marketingową agencję "9ine" i członek komitetu organizacyjnego mistrzostw świata. Przejechał w karnawałowej paradzie ubrany od stóp do głów na złoto. A w poniedziałek sambodrom w Rio uczcił inną sławę brazylijskiej piłki - Zico, w dniu 61. urodzin. Jest rok mundialu, to się czuje.
Brazylia ma teraz wolne, giełda w Sao Paulo zawiesiła do środy notowania, na ulicach ma się bawić do środy łącznie pięciomilionowy tłum. Ale w międzyczasie, od wtorku, zacznie się odliczanie: 100 dni do mistrzostw, do meczu otwarcia 12 czerwca. Jak zwykle przy takich okazjach, odliczanie w panicznym tonie.
Tak jak przed mundialem w RPA, Euro 2012 czy igrzyskami w Soczi, tak i teraz będzie wiele straszenia na wyrost. Choćby stadionowym bandytyzmem. Dziś nigdzie na świecie ludzie nie giną przy okazji meczów tak często jak na stadionach i wokół stadionów Brazylii. Tyle że publiczność mundialowa jest zupełnie inna niż ta, która przychodzi na mecze ligowe, więc mistrzostwom to nie zagraża.
Statystyki zwykłej przestępczości i obrazki ze slumsów też będą przywoływane, bo bywają zatrważające. Ale przerabialiśmy to już przy okazji mundialu w RPA, a okazało się, że było tam spokojnie, o ile ktoś się sam nie prosił o kłopoty. Ostatnią wielką imprezą sportową, na której była ofiara śmiertelna, pozostają mistrzostwa Europy 2004 w spokojnej Portugalii, gdzie przed przestępczością nie ostrzegano, a jeden z kibiców został ugodzony nożem na głównym placu Lizbony. To się może zdarzyć zawsze i wszędzie.
To jednak nie znaczy, że nie ma się czym martwić. Brazylia przygotowuje się do tych mistrzostw w swoim tempie, zupełnie nie przejmując się tym, że FIFA ma jakieś oczekiwania, że wyznacza jakieś terminy, że zostały złożone obietnice, z których by się wypadało wywiązać (np. zorganizowanie stref kibica, z czego już się wycofały władze Recife i FIFA grozi im pozwaniem do sądu). Sepp Blatter powiedział niedawno, że jeszcze żaden kraj nie był tak zapóźniony w przygotowaniach, od kiedy on zaczął działać w FIFA. A zaczął w latach 70.
FIFA od początku namawiała Brazylię na osiem, góra dziewięć aren mistrzostw. Brazylia wolała 12. I dzisiaj cztery są nadal niegotowe, w tym arena otwarcia mistrzostw w Sao Paulo (oraz obiekty w Manaus, Cuiabie i Kurytybie), mimo że ostateczny termin oddania minął w lutym. A piąty stadion - w Belo Horizonte - właśnie trzeba naprawiać, bo poszarpała go wichura.
Z tych czterech niegotowych jeden, Arena da Baixada w Kurytybie, to już pomnik zaniedbań, przy jego budowie nie dotrzymano żadnego wyznaczonego terminu, a koszt wzrósł już niemal trzykrotnie, do 140 mln dolarów. Wokół Areny da Baixada wciąż stoją rusztowania, dźwigi, betoniarki. Miesiąc temu FIFA dała Kurytybie ostateczne ultimatum: pokażcie, że umiecie przyspieszyć, albo was wyrzucamy z listy gospodarzy. Przedstawiciele FIFA sprawdzali już wariant przeniesienia czterech meczów grupowych z Kurytyby do Porto Alegre. Ostatecznie uwierzyli w zapewnienia, że jednak stadion będzie gotowy. Ale tylko dlatego, że pojawiły się dodatkowe gwarancje finansowe i zwiększono obsadę na budowie. Właściciel stadionu, klub Atletico Paranaense, ocenia, że 91 procent prac jest już ukończonych i wszystko będzie gotowe w połowie kwietnia. A mecz testowy zostanie zorganizowany jeszcze przed zakończeniem prac, 29 marca. FIFA podkreśla, że już nie ma choćby chwili do stracenia.
W Sao Paulo prace opóźniły się po tym, jak na jedną z trybun runął dźwig, w Cuiabie konstrukcję naruszył pożar, tylko w Manaus poślizg był w pełni kontrolowany - tam, w środku dżungli, budowa czegokolwiek trwa po prostu dużo dłużej, transport zabiera więcej czasu, trzeba używać innych materiałów, bardziej odpornych na wilgoć, itd.
- O obiekty sportowe się nie martwię, będą gotowe. Ale ogromna część planowanej wcześniej infrastruktury transportowej nie będzie - mówi Sport.pl Fernando Duarte, brazylijski dziennikarz "Guardiana". Wpisana na listę mundialowych projektów superszybka linia kolejowa z Sao Paulo do Rio nie tylko nie jest jeszcze ukończona - ona jeszcze nie została rozpoczęta. Z 81 okołomundialowych projektów infrastrukturalnych gotowych jest na razie tylko 15.
W przypadku niektórych nie zakończyły się jeszcze przetargi na budowę. To dotyczy lotnisk, linii metra, w pośpiechu remontowane są drogi. Miasta gospodarze podpisywały umowy, w których się zobowiązywały, że oprócz przygotowania stadionów postarają się też o rozbudowę infrastruktury, inwestycję w edukację, w służbę zdrowia. Jak to wyszło np. w Cuiabie, można było niedawno zobaczyć na zdjęciach publikowanych na Twitterze przez reportera AP Stephena Wade'a. Niegotowy stadion wygląda na najbardziej gotowy w porównaniu z lotniskiem, drogami, linią kolejki. O szpitalu, którego budowa ruszyła 30 lat temu, nie wspominając. - Problem Brazylii to ogromna biurokracja na każdym z trzech szczebli władzy: federalnym, stanowym, lokalnym. I rywalizacja między różnymi ośrodkami władzy. To spowolniło przygotowania - mówi Duarte.
Linia metra, która miała być, a jej nie będzie? Znamy to z Warszawy, a jednak podczas Euro nie dało się tego odczuć. W zakorkowanych brazylijskich miastach państwach - jak 11-milionowe Sao Paulo czy 6-milionowe Rio - pewnie też da się na czas mistrzostw zorganizować udogodnienia w ruchu. Znacznie większy problem jest z podróżami między miastami.
Dla każdego, kto się zajmuje mundialową logistyką, Brazylia 2014 to pod względem transportu koszmar. Mistrzostwa trafiły do państwa wielkiego jak kontynent, na stadiony rozrzucone po całym kraju. Już przy okazji mundialu w RPA trudno było zaplanować podróże z miejsca na miejsce. A Brazylia jest siedem razy większa od Republiki Południowej Afryki. I w RPA aż trzy stadiony były w zrośniętych ze sobą metropoliach Johannesburga i Pretorii, a czwarty w niedalekim Rustenburgu. W Brazylii żadne miasto nie ma więcej niż jednego stadionu na mundial, a z Rio do najbliższych aren mistrzostw, w Sao Paulo i Belo Horizonte, jest ponad 500 kilometrów jazdy. Z Rio do Manaus - 4400 km, czyli tylko delikatnie bliżej niż z Warszawy do Nowosybirska.
I co najważniejsze: w RPA przed mundialem czy w Polsce i na Ukrainie przed Euro udało się wyremontować wszystkie lotniska albo zbudować nowe terminale. W Brazylii zaniedbania pod tym względem są ogromne. Pośpiechu nie było, bo na Brazylijczykach liczba mundialowych gości nie robi wielkiego wrażenis. Skoro turyści i amatorzy karnawału radzą sobie rok w rok, to poradzą sobie i kibice. Najwyżej poczekają na lotniskach dłużej, niż planowali.
- Muszą zaplanować wszystko dużo wcześniej, bo inaczej mogą gdzieś utknąć. Mundial jest tak rozrzucony po całej Brazylii, bo stała za tym idea "narodowej integracji" przez futbol. Stąd 12 miast, a nie osiem czy dziewięć. A miasta wyznaczono po długich zakulisowych targach, wszyscy musieli być zadowoleni - tłumaczy Fernando Duarte.
Jeśli do tego dodać drożyznę w hotelach, zaplanowanie wyjazdu na mistrzostwa staje się ekwilibrystyką. Do niedawna hotelarze z Rio de Janeiro życzyli sobie równowartość 30 tysięcy złotych za mundialowy miesiąc w podrzędnym pokoju. Ceny za pokoje o przyzwoitym standardzie w niektórych dwu- czy trzygwiazdkowych hotelach przekraczały 100, 200, a nawet 300 tysięcy złotych za mundialowy miesiąc. Teraz ceny w Rio (w Sao Paulo i innych miastach od początku były kilka razy niższe) powoli wracają z kosmosu, ale nadal są zaporowe.
Przez to wszystko: rozrzutność, opieszałość, lekceważenie wszystkich niesportowych inwestycji, marnotrawienie publicznych pieniędzy, odgradzanie się od biednej klienteli - mundial staje się najbardziej oczywistym celem ulicznych protestów. Tu się łączy to, co Brazylijczyków boli: korupcja, zaniedbania władzy, złe planowanie, nierówności społeczne. Fala niezadowolenia, która się rozlała po kraju rok temu przed Pucharem Konfederacji, zaczęła się od protestów w sprawie cen biletów komunikacji miejskiej. Ale szybko doszła do wszystkiego, co związane z mundialem.
Furorę robił wtedy transparent z hasłem, że stadiony są już w Brazylii światowej klasy, teraz trzeba jeszcze dobudować do nich państwo. Protestujący krzyczeli wtedy, że do mundialu nie dopuszczą, "Nao vai ter Copa!" - nie będzie i już. Krzyczą tak dalej, niedawno w Brasilii, gdy spod stadionu Mane Garrincha szedł na pałac prezydencki marsz 15 tysięcy robotników. Zaatakowali pałac, kilkadziesiąt osób zostało rannych.
Mundial na pewno będzie, ale protesty też będą. Pytanie, czy tym razem policja zareaguje mądrzej. Bo podczas Pucharu Konfederacji to również jej brutalność dolała oliwy do ognia. A to na ulicach może się rozegrać najważniejszy mecz brazylijskiego mundialu.