- Wiem, co pokazują statystyki, że grając w 4-4-2 mamy lepsze wyniki, ale jeśli przeanalizuje się te mecze, to za każdym razem swędziały nas tyłki - powiedział Louis Van Gaal. Najlepiej różnicę było widać w sobotnim meczu ligowym z Queens Park Rangers, który "Czerwone Diabły" rozpoczęły w ustawieniu 3-5-2, które w ostatnich miesiącach przynosiło drużynie świetne wyniki. Jednak w Londynie w pierwszej połowie piłkę rozgrywali głównie obrońcy (aż 114 razy), do 57. minuty goście mieli aż 68-proc. posiadanie. Zniecierpliwieni kibice krzyczeli, by United atakowali albo zmienili system na 4-4-2. Tak się stało i choć w ostatnich trzydziestu minutach posiadanie spadło do 50 proc., to akcje były szybsze i, co najważniejsze, przyniosły dwa gole.
- Nie muszę brać pod uwagę sześciuset milionów opinii - odpowiadał Van Gaal na pytanie, czy to złość i sugestie kibiców wpłynęły na jego zmianę w meczu z QPR - Nie mogę słuchać, co ludzie mówią, co jest w mediach, co się pisze, bo ich nigdy nie ma na treningach czy naszych zgrupowaniach. To moja praca, by analizować mecze, komunikować się z piłkarzami i potem ze sztabem podjąć decyzję. Wygraliśmy z West Hamem, grając 4-4-2, ale cały czas swędziało mnie to w tyłek, a tego nie lubię - dodawał Van Gaal ku zaskoczeniu dziennikarzy.
Jednak w tej zabawnej scence i dziwacznych słowach Van Gaala pojawia się wiele interesujących aspektów - narzucających choćby porównania do Sir Aleksa Fergusona - wskazujących na problemy Manchesteru United oraz braku pełnego komfortu menedżera i jego zawodników w tym sezonie.
Pierwszy aspekt - taktyczny - wskazuje na rozbieżności między oczekiwaniami kibiców a Van Gaala. Pomimo olbrzymich inwestycji latem Manchester United nie jest jeszcze w stanie rywalizować o mistrzostwo, a priorytetem od początku był powrót do Ligi Mistrzów. Dlatego menedżer wspomina częściej o adaptowaniu się drużyny do nowego systemu i, nade wszystko, szukaniu równowagi. - Widzę, że piłkarze wciąż nie czują się komfortowo w grze 3-5-2 - mówił w czwartek Van Gaal. - Chciałbym, by w końcu to się zmieniło, dlatego dużo nad tym pracujemy pomiędzy meczami.
Wybór 3-5-2 wynika po części z braku zaufania do środkowych obrońców w składzie United. Van Gaal nie chce wystawiać wyłącznie dwóch, bo dostrzega, ile ich błędów musi naprawiać, ratować David de Gea. Jednak przychodzi to kosztem szybkości rozegrania piłki. Jak w meczu z QPR, piłka krąży głównie między obrońcami, sześciu z dziesięciu najczęściej podających piłkarzy Manchesteru United to zawodnicy defensywni, nie ma też w lidze drugiego zespołu rzadziej zagrywającego do przodu (ledwie 29,4 proc.).
Na brak ryzyka i szybkości przy rozegraniu piłki od obrony wskazywali Gary Neville i Jamie Carragher w swoich analizach w programie "Monday Night Football". Pierwszy z nich nie robił bezpośredniego porównania do tego, jak grał Manchester United za czasów Fergusona, ale różnice są oczywiste. - Kiedyś na treningu zagrałem proste podanie wszerz do Neville'a i zaraz naskoczył na mnie Roy Keane - pisze w swojej autobiografii Rio Ferdinand o pierwszych miesiącach na Old Trafford. - Powiedział mi: "Przestań grać bezpiecznie, a zacznij do przodu, nie jesteś już w pieprzonym West Hamie czy Leeds". Miał rację. Trzeba podejmować ryzyko, jeśli chce się wygrywać - dodawał były obrońca United, który teraz gra w QPR.
Van Gaal ryzyka nie chce, bo wie, że każdy błąd może zostać wykorzystany przez rywali - jak choćby w niedawnym spotkaniu z Southampton, które United przegrali, a Holendra kosztowało to wiele porównań z drużyną prowadzoną przez Davida Moyesa. Także z QPR, choć po zmianie na 4-4-2 gra wyglądała lepiej, to gospodarze stworzyli sobie kilka świetnych sytuacji, ale niezawodny był znów de Gea.
Dlatego równowagi stara się szukać także przez ustawienie Juana Maty i Wayne'a Rooneya w środku pola, a nie jako zawodników ofensywnych. Widać to po ich statystykach - Hiszpan ma najniższą średnią kluczowych podań od czasu transferu do Premier League, a Wayne Rooney ma najwyższą średnią podań na mecz oraz podaje najdokładniej w swojej karierze. Wszystko przez to, że już nie podejmują takiego ryzyka jak wcześniej, są odpowiedzialni za przenoszenie akcji na połowę rywala, a nie decydujące zagrania.
Holender dostrzega te problemy swoich piłkarzy w grze na małej przestrzeni i przeciwko dobrze ustawionej defensywie rywala. Dlatego w ataku gra Angel di Maria, którego szybkość ma rozciągać formacje przeciwników, stwarzać miejsce na prostopadłe, przyspieszające akcje United podania. - Kibice chcieliby oglądać, jak ich zespół najpierw strzela dwa gole, a potem kontroluje spotkanie przez posiadanie piłki, nie na odwrót - twierdzi Gary Neville. Ale tym, jak już wiemy, Van Gaal nie zamierza się przejmować. Dlatego można spokojnie założyć, że w tym sezonie to częściej kibiców będzie swędziało, a nie Holendra. Jak znów będzie Liga Mistrzów, to na Old Trafford raczej nikt już na niego głosu nie podniesie.