"Zieloni ludzie" czyli kibice do zadań specjalnych

Są zieloni albo czerwoni, robią dziwne miny i mają wielkie głowy. Jednych wkurzają, innym pomagają

Ole, ole, ole, ole! Trybuna Kibica zawsze pełna

Force i Sully pomysł zaczerpnęli z serialu "U nas w Filadelfii". Jednym z jego bohaterów jest "Zielony Człowiek", który ma całe ciało pokryte kostiumem z zielonej lycry. - Chcieliśmy iść na mecz Seattle Seahawks [drużyna ligi futbolu amerykańskiego NFL], ale coś nie wypaliło i poszliśmy na Vancouver Canucks [ekipa z hokejowej NHL] - tłumaczą. Stali się takim symbolem drużyny jak grający w niej bliźniacy Daniel i Henrik Sedinowie. Ale sławę zawdzięczają nie tylko kostiumom.

"Zieloni Ludzie" siedzą tuż przy ławce kar. Kiedy trafia na nią rywal, zaczynają show. Gdy był to Mike Fisher z Nashville Predators, pokazali mu zdjęcie jego żony Carrie Underwood w koszulce Canucks. Aarona Palushaja z Montréal Canadiens denerwowali kartonowym "Titanikiem", sugerując, że ta drużyna idzie na dno. Dużą popularność przyniósł im wigilijny numer, kiedy wpisywali zawodników na listę niegrzecznych chłopców, którzy nie dostaną prezentów.

 

Nic dziwnego, że znaleźli naśladowców. Na meczach szwedzkiego Modo pojawili się "Czerwoni Ludzie". Popisowym numerem Flipa i Flapa jest tzw. wędka. Ponieważ ławka kar w hokeju przypomina akwarium, udają, że łowią rybę, którą jest gracz drużyny przeciwnej.

Przeszkadzacze są też w koszykówce. Siedzą za tablicami i rozpraszają przeciwnika, który wykonuje rzuty osobiste. Mistrzostwo w tej dziedzinie osiągnął Jack Blankenship, sympatyk drużyny Uniwersytetu Alabama, czyli "Twarzowy Gość". Robi śmieszną minę, a w ręku trzyma ogromny karton ze zdjęciem swojej twarzy, na której jest... ta sama mina.

 

Równie pomysłowy był fan Washington Bullets (obecnie Wizards) Robin Ficker. Siadał za ławką przeciwników i ciągle komentował ich grę. Był tak skuteczny, że inne drużyny chciały go mieć u siebie. W 1993 roku miejsce za ławką Chicago Bulls wykupił mu gracz Phoenix Suns Charles Barkley.

A w piłce nożnej? Tu też można spotkać kibiców do zadań specjalnych. Przykładem jest mecz z 2006 roku między brazylijskimi Santacruzense i Atlético Sorocaba. Gola dla gospodarzy strzelił chłopiec od podawania piłek José Carlos Vieria. Jak to możliwe? Napastnik Santacruzense Samuel uderzył na bramkę, ale nie trafił. Piłka znalazła się jednak w siatce, bo wkopał ją tam, wykorzystując Vieria. Gdy sędzia Silvia de Oliviera zauważyła futbolówkę w bramce, wskazała na środek boiska.

Tak kibic został dosłownie 12. zawodnikiem. Ale tego akurat sposobu wspierania drużyny nie popieramy. Przez sprytnego, ale łamiącego sportowe zasady fana klub zapłacił 23 tys. dol. kary.

A ty jaki masz pomysł na kibicowanie? Pisz na adres: trybunakibica@sport.pl

Najpiękniejsza trybuna kibica [GALERIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA