Po karnym Barcelony w meczu z Celtą. Poezja i proza piłki

Futbolowe triki przyciągają tłumy, ale jest ciemna strona mocy - rywale czują się ośmieszeni. Jak cienka jest granica między olśniewaniem i upokarzaniem na boisku?

W 81. minucie niedzielnego meczu Barcelona - Celta sędzia podyktował rzut karny po faulu na Leo Messim. Nie wiadomo, co podkusiło Argentyńczyka, który podszedł do piłki ustawionej 11 m od bramki. Podanie do wybiegającego zza jego pleców Luisa Suáreza zamiast strzału media hiszpańskie zinterpretowały jako rodzaj hołdu dla Johana Cruyffa - w 1982 r. w meczu Ajaxu Amsterdam boski Johan nie strzelił z jedenastki bezpośrednio, ale podał do Jespera Olsena, ten oddał mu piłkę, po czym Holender wbił ją do pustej bramki. Wiadomo, kim jest Cruyff dla Barcelony - być może największą z legend. Dziś 69-letni gwiazdor i trener walczy z nowotworem. W zachowaniu Messiego odczytano gest wobec niego.

Prawdopodobnie intencje Argentyńczyka były jednak znacznie bardziej przyziemne. Po prostu z 14 rzutów karnych podyktowanych dla Barçy w tym sezonie Neymar i Messi zmarnowali aż sześć. Dlatego Argentyńczyk poszukał innego sposobu wykonania. W Hiszpanii rozgorzała dyskusja, czy taki sposób wykorzystania jedenastki nie był dyshonorem, upokorzeniem, oznaką lekceważenia dla Celty.

Luis Enrique wziął swoich graczy w obronę. Powiedział, że ich rolą jest nie tylko zwyciężanie, ale też ściągnięcie kibiców na stadion. Na Camp Nou jest prawie 100 tys. miejsc do zapełnienia, a fani piłki uwielbiają triki. Era Messiego to czas, gdy drużyna z Katalonii stała się jedną z turystycznych atrakcji miasta. Bilety na stadion można dostać w biurach podróży przy Ramblas, a muzeum klubowe odwiedza więcej ludzi niż unikalny kościół Sagrada Fam~lia wznoszony według projektu Antonia Gaudiego.

Nie zmienia to tego, że nie wszystkim pomysł Messiego się spodobał. Dziennikarz "Marki" postawił tezę, że gdyby potraktowano tak kiedyś Enrique jako piłkarza, dostałby szału. Ale jeden z graczy Celty przyznał, że zabolało go w zagraniu Messiego tylko to, iż Suárez trafił do siatki. Gdyby spudłował, byłoby OK. Samo wykonanie jedenastki jak rzutu wolnego pośredniego obraźliwe nie jest. Kiedyś w meczu Arsenal - Manchester United spróbowali tego Francuzi Thierry Henry i Robert Pires, ale spaprali sprawę i bramki nie było.

Poniedziałkowa hiszpańska prasa wzięła w obronę Messiego. "Marca" podała dziewięć powodów, dla których oryginalny sposób wykonania karnego należy traktować jako przejaw kreatywności, a nie próbę upokorzenia rywali.

Zdecydowanie bardziej niż Messi kontrowersyjny w Barcelonie jest Neymar, który jednych zachwyca trikami, drugich doprowadza do wściekłości. Piłkarze Atlético Madryt i Athletic Bilbao chcieli kilka razy wymierzyć mu za to "sprawiedliwość" kopniakami. Przy stanie 4:0 dla Barcelony w ostatnim klasyku z Realem Madryt Neymar zdecydował się na dryblowanie Isco, za co dostał od niego kopa w kolano. Komentujący mecz byli piłkarze "Królewskich" uznali, że Brazylijczyk sam się o to prosił, bo to, co robił, było znęcaniem się nad pokonanym.

Przed rokiem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów w Paryżu Suárez założył dwie "siatki" obrońcy PSG Davidowi Luizowi, ale potem go za to przeprosił. Tłumaczył, że nie zrobił tego, by ośmieszyć Brazylijczyka, ale by otworzyć sobie drogę do bramki. Tak samo niezręcznie czuł się Messi po tym, gdy w półfinale z Bayernem Monachium wkręcił w ziemię Jércme'a Boatenga. Internet kipiał od kpin z Niemca, a Argentyńczyk czuł się zażenowany, że przyłożył rękę do pospolitego hejtu.

Ocena futbolowych trików nie jest więc jednoznaczna. Ociera się wręcz o różnice kulturowe. Inaczej traktowane są one w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza w Brazylii, inaczej w Europie. Kiedy młodziutki Neymar próbował swoich sztuczek w lidze brazylijskiej, ówczesny gwiazdor Milanu Kaká przestrzegał go, że w ligach Starego Kontynentu będzie miał problemy. Nie chodziło przy tym wyłącznie o triki - także o symulowanie fauli, w czym Neymar brylował.

Mario Filho, dziennikarz, którego imię nosi legendarny stadion Maracana, pisał, że wielu brazylijskich piłkarzy czuje się zobligowanych, by pokazywać na boisku akrobacje, które oczarują widza. Przypuszczają, że bez tego byliby odbierani jako gracze źle wyszkoleni. Tak zachowywał się legendarny Leonidas w latach 30., a potem jego następcy od Romario, Ronaldo, Ronaldinho po Neymara. Każdy miał miliony wielbicieli, był uważany za geniusza, choć chwilami balansował na krawędzi kiczu.

Włoski skandalista, reżyser, poeta i dramaturg Pier Paolo Pasolini napisał w 1971 r. esej "Futbol jako język, z jego poetami i prozaikami", starając się wyjaśnić porażkę Włochów z Brazylią (1:4) w finale mundialu w Meksyku pół roku wcześniej. Uważał, że "Canarinhos" i inni gracze latynoamerykańscy przemawiają na boisku poezją, a Europejczycy - prozą. Tam ceni się efektowność, tu - efektywność. Argentyńczycy uwielbiali serce do walki Diego Simeone, ale choćby wypruł z siebie flaki, przebiegł 100 km podczas meczu, nie podziwialiby go tak jak Diego Maradonę.

Jeśli wynosimy futbol do rangi sztuki, to tylko kwestią gustu jest, czy ktoś stawia prozę nad poezję, czy odwrotnie. Obrażanie się na artystę za sposób, w jaki przemawia na boisku, nie ma sensu. Messi, Neymar i Suárez, a także Cristiano Ronaldo czy Zlatan Ibrahimović mogą szokować, ale ich kunszt to usprawiedliwia. Kibice czy dziennikarze nie mogą ograniczać geniuszy, bo robią krzywdę piłce.

Nikt nie ośmiesza rywali tak jak Neymar. Najlepsze triki! [WIDEO]

Więcej o: