Dani Alves je banana i drwi z rasistów

W 75. minucie dramatycznego meczu ligi hiszpańskiej Villarreal - Barcelona (2:3) w Daniego Alvesa rzucono niedojedzonym bananem. Brazylijski prawy obrońca Barcy podniósł go, zjadł i skórkę wyrzucił poza boisko.

Incydent opisał w protokole meczowym sędzia Fernandez Borbalan, co znaczy, że Villareal może ponieść karę za rasizm. Winowajca już został ukarany dożywotnim zakazem stadionowym.

Incydent to o tyle zaskakujący, że kibice Villarrealu należą do spokojniejszych w Hiszpanii. To klub niemal rodzinny, stworzony na przedmieściach Walencji za pieniądze Fernando Roiga, właściciela fabryki płytek ceramicznych Pamesa. Oczywiście wybryki się tam zdarzają, w lutym trzeba było przerwać mecz z Celtą, gdy ktoś zrzucił z trybun gaz łzawiący.

Rasizm jest jednak na boiskach Primera Division codziennością, o czym mówił po meczu Dani Alves. - Ojciec zawsze powtarzał mi, żebym jadł banany, bo zapobiegają skurczom mięśni - żartował brazylijski obrońca Barcelony.

Potem poważnie dodał, że z przejawami dyskryminacji na trybunach styka się od 11 lat, czyli odkąd gra w lidze hiszpańskiej. - Nie zwalczymy tych zacofańców, wypada się tylko z nich śmiać - powiedział. Rodaka i kolegę z drużyny wsparł Neymar. Na Instagramie zamieścił swoje zdjęcie z synkiem Davidem Luccą - obaj trzymają w dłoniach banany. Syn Neymara ściska banana pluszowego. Podpis pod zdjęciem głosi: "Wszyscy jesteśmy małpami". Na Twittera ludzie wrzucają zdjęcia, jak jedzą banany (#notorascism), są tam już zdjęcia m.in. jedzącego banana Argentyńczyka Sergio Aguero z Manchesteru City, reprezentantki Brazylii, ambasadorki mundialu Marty Vieiry da Silvy.

Dla graczy Barcelony mecz z Villarreal był wyjątkowy, ale z zupełnie innego powodu. W piątek, po dwóch i pół roku walki z nowotworem, zmarł ich były trener Tito Vilanova. Podczas minuty ciszy przed spotkaniem Sergio Busquets nie był w stanie powstrzymać wybuchu łez, a potem już w czasie gry popełniał trzy razy więcej błędów niż zwykle. Stoper Javier Mascherano rozpłakał się z kolei po ostatnim gwizdku sędziego. - Ten mecz był jak życie Tito, czyli walka do samego końca - powiedział Argentyńczyk.

- Nie było lepszego sposobu, by uczcić Vilanovę - tłumaczył Andres Iniesta. Dla drużyny z Camp Nou zwycięstwo było ostatnią nadzieją zachowania choć cienia szans na obronę mistrzostwa Hiszpanii. Tymczasem do 65. min Villarreal prowadził 2:0. Wtedy szczęście uśmiechnęło się do załamanych gości. Po dwóch ostrych centrach w pole karne Daniego Alvesa, gracze gospodarzy Gabriel i Musachio wbijali piłkę do swojej bramki. Zwycięskiego gola dla Katalończyków zdobył Leo Messi w 82. min. - Byliśmy rozbici, ale biliśmy się do końca. I tak będzie do ostatniej minuty sezonu - powiedział młody stoper Marc Bartra.

Obecny trener Barcy Gerardo Martino nie chciał komentować przebiegu spotkania. - Mówienie o futbolu w takiej chwili jest kompletnie nie na miejscu - powiedział. W weekend 53 tys. kibiców Barcelony przybyło na Camp Nou, by pożegnać Vilanovę. Do Barcelony przyleciał nawet Eric Abidal, były obrońca drużyny, dziś piłkarz Monaco, który wygrał walkę z chorobą nowotworową i po przeszczepie wątroby wrócił do sportu. Wczoraj wieczorem w katedrze w Barcelonie odbyła się msza za Vilanovę, na którą zapowiedziało przybycie aż siedmiu prezesów katalońskiego klubu, mocno ze sobą skłóconych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.