Chyba najbardziej rozchwytywany dziś piłkarz. Łasiły się do niego czołowe kluby hiszpańskie, angielskie i włoskie, on wybrał największą pośród nich Barcelonę. Do transferu doszło w czwartek, 21 lipca.
Prowincjonalny włoski klubik od lat ubija świetne interesy - żyje z sieci doskonale zorientowanych skautów, wyszukuje na całym świecie młodych zdolnych, daje im się ładnie rozwinąć w Serie A, sprzedaje z wielokrotnym przebiciem. A przy okazji niekiedy przeciwstawia się potęgom. W minionym sezonie jego piłkarze zachwycali spektakularnym, ofensywnym stylem gry i już po raz drugi awansowali do eliminacji Ligi Mistrzów. Objawieniem sezonu został właśnie Sánchez, który będzie piątym najdroższym graczem wyeksportowanym z Włoch (po Zidanie, Ibrahimoviciu, Kace i Szewczence). I drugim najdroższym importowanym przez Barcelonę (po Ibrahimoviciu).
W katalońskim klubie piłkarze ściągnięci z obcych lig, choćby najwybitniejsi, ostatnio się nie przyjmują. Chilijczyk ma przełamać fatalną passę, bo zdaje się stworzony do oryginalnej koncepcji gry z Camp Nou - ze swoimi 172 cm wzrostu wpisze się w postępującą miniaturyzację drużyny, urzeka techniką, jest szybki, mocno trzyma się na nogach, na zeszłorocznym mundialu zdrowo zalazł za skórę reprezentacji Hiszpanii. W Barcy będzie prawdopodobnie rywalizował z Pedro o miejsce na prawym skrzydle.
Przed kilkoma tygodniami Silvio Berlusconiemu wyrwała się deklaracja wprost, że chciałby widzieć słowackiego rozgrywającego w Milanie, ale prędko musiał się wycofać, bo zbliżały się wybory samorządowe, a w zakochanym w liderze swojej drużyny Neapolu wybuchły niemal zamieszki. Niestety, fanów klubu, który zaraz zadebiutuje w Lidze Mistrzów, niebawem spotkała jeszcze większa przykrość. Oto sam piłkarz wyznał w wywiadzie dla gazety ze swojego kraju, że czuje potrzebę przeniesienia się do wielkiej firmy i chętnie zagrałby na San Siro.
Słowak pozostaje zatem jednym z głównych kandydatów, by zostać ?Misterem X?. Tak prezes Adriano Galliani nazwał wybitnego ofensywnego piłkarza, którego Milan kupi pod koniec sierpnia. Nazwiska ujawnić nie chciał, ale jego klub już poprzedniego lata udowodnił, że umie zachować zimną krew i odczekać ze spektakularnymi zakupami do ostatniej chwili - Ibrahimovicia i Robinho sprowadził dosłownie godziny przed zamknięciem okna transferowego. Wtedy sprzedający stoi pod ścianą (albo się pogodzi ze stratą, albo zatrzyma sfrustrowanego pracownika potencjalnie zatruwającego szatnię). Właściciel Napoli na razie wciąż utrzymuje, że klejnotu nie odda, że przekonać mogłaby go tylko naprawdę ?niemoralna propozycja?. Czytaj: gigantyczna oferta, których Milan nie składa, bo od kilku lat kupuje wyłącznie okazyjnie. A teraz koncern Berlusconiego został jeszcze skazany na wypłacenie 560 mln euro odszkodowania za przestępstwo popełnione w latach 90.
Hamsik wyjechał do Brescii jeszcze jako junior, do Napoli przeszedł jako 20-latek i z miejsca został gwiazdą, co sezon strzela co najmniej dziesięć goli. W mieście jest bożyszczem - policja pozwala mu jeździć z prędkością 150 km/godz., a mafia interweniuje, kiedy zostanie okradziony.
W zeszłym roku Alex Ferguson wreszcie ujawnił, że nie jest trenerem wszechwiedzącym, wskazując na poważną lukę w swoich kompetencjach - wybieranie bramkarza. Miał czas, żeby się zorientować, jak jest, bo następcy najlepszego na tej pozycji na świecie Petera Schmeichela szukał sześć lat. I zanim znalazł genialnego Edwina van der Sara, do bramki Manchesteru United wpychał m.in. Massimo Taibiego, Marka Bosnicha, Fabiena Bartheza, Ricardo, Tima Howarda, Roya Carolla - żaden się nie sprawdził, kilku wyglądało jak skaczące nieszczęście, większość nie zrobiła karier nigdzie indziej.
Erę Schmeichela zwieńczył triumf w Lidze Mistrzów, erę van der Sara zwieńczyły jeden triumf i dwie porażki w finale Ligi Mistrzów. Obaj przyszli na Old Trafford jako zaawansowani wiekowo, bardzo doświadczeni bramkarze, tymczasem ich spadkobierca w listopadzie skończy zaledwie 21 lat. Rozwija się jednak fantastycznie - występował we wszystkich hiszpańskich reprezentacjach juniorskich (z dwiema zdobył mistrzostwo Europy), już w ligowym debiucie przed dwoma sezonami obronił rzut karny, z Atletico Madryt (jest wychowankiem) wygrał Ligę Europejską i Superpuchar Europy (w meczu z Interem Mediolan też zatrzymał jedenastkę). Aby go zatrudnić, Manchester musiał wypłacić zapisane w kontraktowej klauzuli wykupu 20 mln euro. De Gea - długo, starannie przez wyspiarzy obserwowany - stał się drugim najdroższym bramkarzem w historii, więcej kosztował tylko Gianluigi Buffon, za którego Juventus w 2001 r. dał 50 mln.
To pracownik wyjątkowo nielojalny, niezdolny wytrzymać dłużej w jednym klubie, każdy jego transfer wywołuje kontrowersje. Przejście z argentyńskiego Boca Juniors do Corinthians było szokiem dla Brazylijczyków. Klub z gigantycznymi długami wydał nań 18 mln dol., choć ta cena odstraszyła europejskie kluby, z Bayernem Monachium na czele. Zbuntowali się nawet piłkarze, którzy usłyszeli pogłoski o faraońskim kontrakcie Téveza. Argentyńczyk należał jednak już wówczas do firmy MSI - co jest sprzeczne z coraz powszechniej ignorowanymi przepisami FIFA - która później rzuciła go do West Hamu. Przed spadkiem z angielskiej Premier League uratował tę drużynę niemal w pojedynkę, po czym zbiegł do Manchesteru United. Tam też nie był szczęśliwy, bo trener Alex Ferguson traktował go jak piąte koło u wozu i przetrzymywał w rezerwie.
Zemsta Téveza? Przeniósł się do sąsiedniego Manchesteru City, tuczonego już petrodolarami ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Wytrzymał dwa sezony. W grudniu ogłosił, że jego stosunki z szefami klubu się zepsuły i są ?nie do naprawienia?, a kilkanaście dni temu - że chce odejść, bo tęskni za rodziną. Ponoć myślał o transferze do Włoch lub Hiszpanii, licząc na to, że skłoni mieszkającą w Buenos Aires żonę, by razem z dwiema córkami się tam przeprowadziła. Do szarego Manchesteru zaciągnąć jej nie potrafił. Na południe Europy też się nie przeniesie, gigantyczne finansowe oczekiwania szefów City jest skłonny zaspokoić tylko jego były pracodawca - Corinthians. Ostatnia propozycja to 40 mln funtów, wyspiarze chcą o 10 mln więcej, negocjacje trwają. To byłaby sensacja i znak czasów - w dziesiątce najdroższych transferów w historii znalazłby się zakup klubu spoza Europy. I kolejny sukces Kia Joorabchiana - reprezentującego Téveza agenta o dwóch obywatelstwach (kanadyjskim i brytyjskim, choć urodził się w Iranie) i dwóch datach urodzenia, uchodzącego za jedną z najbardziej szemranych postaci w środowisku. Działa bez licencji, co jest w Wielkiej Brytanii zabronione. Tłumaczy, że nie jest agentem, tylko ?doradcą?.
Portugalskie kluby obławiają się na obrońcach jak żadne inne w świecie. W tuzinie najdroższych sprzedanych po 2004 r. - to był dla tamtejszej piłki rok wyjątkowy, bo kraj organizował Euro, a Porto wygrało Ligę Mistrzów - aż siedmiu sprzedali właśnie oni. Paulo Ferreira kosztował 20 mln euro, José Bosingwa 21 mln, Bruno Alves 22 mln, David Luiz 25 mln, a Pepe, Ricardo Carvalho i Fábio Coentrăo aż 30 mln. Ten ostatni, w przeszłości skrzydłowy, ma być odpowiedzią Realu Madryt na Daniego Alvesa - on też, podobnie jak prawy obrońca Barcelony, jest niezmordowanym pędziwiatrem lubiącym szaleć pod polem karnym rywala, tyle że szaleje na lewej flance. Co oznacza, że obaj będą toczyć bezpośrednie pojedynki.
A królewski klub stanie się jeszcze bardziej portugalski. Defensywę będą mogli tworzyć Pepe, Carvalho i właśnie Coentrăo, gole będzie strzelał Cristiano Ronaldo, całością będzie rządził José Mourinho. Wszystkich reprezentuje ich kolejny rodak, były właściciel nocnego klubu Jorge Mendes. To najpotężniejszy dziś piłkarski agent. Prezes Realu Florentino Pérez odgrażał się, że nie chce jego dużych wpływów w szatni i nie zgodzi się na transfery jego klientów. Ale portugalskiej inwazji nie zatrzymał.
'Chcesz grać dla tych, którzy cię nienawidzą i z ciebie drwią? Gdzie twoja duma, świnio z Schalke?' - taki transparent wywiesili szalikowcy Bayernu, gdy w kwietniu Neuer przyjechał na Allianz Arena. Wiedzieli już, że golkiper reprezentacji Niemiec nie przedłuży umowy z ekipą z Gelsenkirchen i rozmawia z Bayernem. Gdy podpisał kontrakt, działacze z Monachium spotkali się z ultrasami i wymusili obietnicę wspierania piłkarza. Na pierwszym sparingu Neuera przywitała jednak szmata z napisem: ?Możesz obronić tyle strzałów, ile chcesz, ale nie zaakceptujemy cię w naszej koszulce?. - Jesteśmy wkurzeni. Nie chcemy tych ludzi na naszym stadionie - mówił dyrektor Bayernu Karl-Heinz Rummenigge. Inny dyrektor - Christian Nerlinger - uważa, że 99 proc. kibiców cieszy się z przyjścia bramkarza. Równie dobrze działacze Widzewa mogliby przekonywać, że 99 proc. fanów łódzkiego klubu cieszy się z podpisania umowy ze zdeklarowanym kibicem Legii Arturem Borucem.
Neuer od 12. roku życia sobotnie popołudnia spędzał na trybunie ultrasów Schalke. Na stadionie w Gelsenkirchen i wyjazdach. Jeszcze rok temu stał na płocie, ryczał przez megafon i cieszył się ze zwycięstwa z Leverkusen. Dwa lata temu w Monachium wyrwał chorągiewkę, położył się przy rogu boiska i radował ze zwycięstwa nad Bayernem. Niby nic, ale tak samo w 2001 r. z mistrzostwa cieszył się uwielbiany przez kibiców z Bawarii bramkarz Oliver Kahn.
Neuera nienawidzą także kibice z Gelsenkirchen. Co zdecydowało o przeprowadzce? Jedni zgadują, że ambicja (Schalke oferowało podobne zarobki) - Bayern w ostatnich 15 sezonach tylko raz nie dobił do Ligi Mistrzów, Schalke w sumie wystąpiło w niej cztery razy. Inni twierdzą, że klub wybrała bramkarzowi dziewczyna. Pochodząca z Monachium.
Paliwem futbolowych rywalizacji może być religia (derby Glasgow), polityka (Real - Barcelona), historia miast (Liverpool - Manchester United). W XXI w. napięcie między Arsenalem i Barceloną wywołuje wojna transferowa.
Zaczęło się osiem lat temu, gdy Fabregas, jeden z najzdolniejszych uczniów barcelońskiej szkółki, wyjechał do Londynu (burmistrz rodzinnego miasta Fabregasa uważa, że gracza porwano). - W tym sezonie zainwestowaliśmy w zespół juniorów 7 mln euro, ale mamy ogromny problem z Anglikami, którzy podbierają nam wychowanków. Nie mają własnego systemu szkolenia, więc szukają ratunku gdzie indziej - narzekał prezes Barcelony Joan Laporta. Narobił rabanu, bo wkrótce do Fŕbregasa dołączył Fran Mérida, a Gerard Piqué przeniósł się Manchesteru United. Piqué po kilku latach został odbity, inne kluby chcące złupić La Masię powstrzymano, nie znaleziono tylko sposobu na skautów z Londynu.
Choć Mérida Emirates nie podbił, w szkółce Arsenalu biega dziś trzech piłkarzy, którzy futbolowego elementarza uczyli się w Katalonii. Sprowadzeni wiosną 16-letni Hector Bellerin i Jon Toral kosztowali 400 i 350 tys. euro. Temu ostatniemu Wenger miał obiecać debiut w pierwszej drużynie już w sezonie 2012/13. Hiszpanie szacują, że w Londynie obaj dostali nawet 35 razy większą pensję niż w Barcelonie. Także dlatego, że angielskie przepisy pozwalają na podpisywanie profesjonalnych kontraktów już z 16-latkami, a hiszpańskie - wyłącznie z dorosłymi. Prezes Barcy nazwał zakupy ?trochę niemoralnymi?, trener Arsenalu pyta, czym różni się transfer Torala od ściągnięcia 13-letniego Messiego. Barcelona odpowiada, że Argentyńczyk przyjeżdżał do klubu zielony, a w Torala inwestowano osiem lat. Trener Wenger narzeka, że przy kupowaniu Fŕbregasa Barcelona okazuje jego klubowi brak szacunku. Pewnie dlatego Hiszpan wraca do domu od trzech lat i wciąż nie wiadomo, czy dotrze do celu.
Gdyby historię tego transferu opowiadali wyznawcy Arsene'a Wengera, powiedzieliby, że Nasri wybiera między futbolowymi siłami dobra i zła. Dobro reprezentuje rządzony przez Francuza Arsenal, klub świetnie zarządzany, przynoszący kilkadziesiąt milionów zysku rocznie. Siły zła kwaterę główną założyły w Manchesterze City. Nie liczą się z groszem, jeśli go zabraknie, wspomoże ich emiracki właściciel ze skarbcem bez dna lub jego znajomi. City rok temu przyniosło 121 mln funtów straty - także dlatego, że wydaje majątek na pensje piłkarzy. Dla City Arsenal porzucili już Emmanuel Adebayor, Kolo Touré, Gaël Clichy, a teraz zastanawia się Nasri.
Francuz - najlepszy obok Jacka Wilshere'a gracz czwartej drużyny Premier League w ostatnim sezonie - zarabia w Londynie 55 tys. funtów tygodniowo. Mało. Zażądał 60 tys. funtów podwyżki, Wenger dawał 45 tys., ale piłkarz ofertę odrzucił, City daje 185 tys. Dużo. W Arsenalu mniej dostaje nawet Cesc Fabregas.
Gdyby o transfer zapytać fana City, powiedziałby, że Nasriego kuszą nie pieniądze, tylko trofea. Arsenal nie uniósł żadnego pucharu od sześciu lat. Drużyna z Manchesteru w maju zdobyła Puchar Anglii, jesienią zadebiutuje w Lidze Mistrzów. Według bukmacherów ma większe szanse na mistrzostwo od Arsenalu.
City daje za Nasriego 22 mln funtów. Dużo. Za rok kończy mu się kontrakt i będzie mógł odejść za darmo. Na razie Wenger utrzymuje, że nie pozwoli na transfer, nawet jeśli Arsenal miałby po sezonie tego żałować.
Mówi René Meulensteen, holenderski asystent trener Alexa Fergusona w Manchesterze United: ?Nie potrafię wymienić piłkarza, który bardziej pasowałby do naszej drużyny. Wiem, że nie znajdziemy drugiego Paula Scholesa, tak jak nie znaleźliśmy drugiego Roya Keane'a. Ale Sneijder byłby transferem idealnym.
Bert van Marwijk, pryncypał wychowanka Ajaksu z reprezentacji Holandii, uważa, że na transferze skorzysta też kadra, bo po pierwsze, ?w Manchesterze Wesley stanie się lepszym piłkarzem?, po drugie, ?MU gra w podobnym stylu co Holandia, a Inter nie?.
Sny kibiców mistrzów Anglii, którzy wyobrażali już sobie gole strzelane przez Wayne'a Rooneya po podaniach Sneijdera, przerwał Ferguson. - Czytam, że jesteśmy nim zainteresowani, ale to nieprawda. Przede wszystkim nie wydaje mi się, by Inter chciał go sprzedać - mówi trener MU. Im głośniej zaprzecza, tym głośniej dziennikarze poważnych gazet słyszą na korytarzach San Siro i Old Trafford, że transfer Sneijdera jest blisko. MU miałoby zapłacić za rozgrywającego rekordowe w historii klubu 35 mln funtów i dać mu 190 tys. funtów tygodniowo. Gdyby do transferu doszło, pracujący w Manchesterze od 25 lat Ferguson dopiero drugi raz wydałby więcej niż 5 mln funtów na piłkarza, który skończył 27 lat. Trzy lata temu zapłacił 30,75 mln funtów za Dimitara Berbatowa.
Nawet jeśli zostanie w Santosie, jeszcze o nim usłyszymy. Nie wiadomo tylko, czy o strzelanych przez niego golach, czy wywoływanych skandalach. Neymar od przynajmniej dwóch lat uchodzi za najbardziej utalentowanego młodego brazylijskiego piłkarza. Ale solidnie zapracował też na opinię zepsutej, kapryśnej gwiazdki.
Rok temu w noc przed meczem wraz z kolegami zaprosił do hotelu prostytutki. Jego agent zaprzeczył. Opowiadał o spisku mediów, który ma doprowadzić do popsucia opinii jego klienta i przepędzenia go z ligi brazylijskiej. Sędziów i rywali Neymar irytuje wymuszaniem rzutów karnych i wolnych. O to, by przestał się przewracać, prosił go już sam Pele. Rywalom na boisku mówi: ?Jestem milionerem i wszystko mi wolno?. Trudno się z nim nie zgodzić, zarabia 270 tys. euro miesięcznie, a klub nawet nie próbuje go wychować. We wrześniowym meczu z Atlético Goianiense Neymar chciał wykonać rzut karny, choć z poprzednich dziesięciu nie wykorzystał sześciu. Gdy trener Dorival Júnior wyznaczył innego piłkarza, napastnik wpadł w szał. Obrażał trenera i kolegów. Santos zawiesił gwiazdora, ale tylko na jeden mecz. Gdy Jénior skomentował, że to za mało i nie wystawi gwiazdora także w prestiżowym spotkaniu z Corinthians, został zwolniony. - Wiele lat pracowałem z młodzieżą, ale czegoś takiego nigdy nie widziałem. Ktoś musi zająć się tym dzieciakiem, bo jesteśmy na dobrej drodze, by stworzyć potwora - mówi René Simőes, były trener brazylijskiej młodzieżówki. Wybuchy Neymara nie odstraszają jednak Realu Madryt, Chelsea, Manchesteru City i potężne finansowo Anży Machaczkała. Wszystkie są gotowe zapłacić za napastnika 45 mln euro.
Transfer zięcia Diego Maradony może wywołać wojnę między Atletico a Realem Madryt. Według hiszpańskiej prasy prezes Królewskich Florentino Pérez w styczniu chciał kupić Agüero lub Diego Forlana. Szefowie Atletico odmówili, więc jedynym sposobem na pozyskanie piłkarzy było zapłacenie sumy odstępnego zapisanej w ich umowach. W hiszpańskim prawie oznacza to, że kontrakt musi wykupić zawodnik. Zazwyczaj dostaje pieniądze od nowego klubu i są one obciążone podatkiem. W wypadku Agüero Real musiałby zapłacić 45 mln euro klauzuli i 22 mln podatku. Pérez zaproponował, że zrezygnuje z transferów zimą, jeśli latem Atletico pozwoli odejść Agüero za 45 mln euro. Dyrektor siódmego zespołu ligi hiszpańskiej Miguel Ángel Gil Marín podobno się zgodził, ale gdy Real umówił się z piłkarzem na wysokość pensji, zmienił zdanie. Pérez wpadł w szał i zerwał rozmowy.
Agüero wciąż jednak powtarza, że zmieni klub, i mało prawdopodobne, by na Vicente Calderón go jeszcze chcieli, bo ostatnio powiedział, że lojalny jest tylko wobec Independiente, w którym się wychował, a Atletico było dla niego miejscem pracy. Być może Argentyńczyka uratuje Manchester City szukający następcy Carlosa Tevéza. Trener Roberto Mancini potwierdził, że transfer jest możliwy, a stylem gry Argentyńczyk pasuje do Mario Balotellego i Edina Dżeko.
Ten transfer to wyzwanie. Santos, który ma organizować grę reprezentacji Brazylii na mundialu w 2014 r., piłkarza sprzedać nie chce. - Nie jesteśmy bankiem, bardziej niż na pieniądzach zależy nam na trofeach - tłumaczy prezes zwycięzcy Copa Libertadores (południowoamerykańskiego odpowiednika Ligi Mistrzów). Ganso marzy o grze w Milanie - dołączyłby tam do kumpli z reprezentacji Thiago Silvy, Robinho i Pato - ale przeprowadzkę planuje dopiero w styczniu. W grudniu chce pokonać Barcelonę i zdobyć klubowe mistrzostwo świata.
Milan już w maju potwierdził, że chciałby kupić brazylijskiego rozgrywającego, ale przeszkadzały mu włoskie przepisy, które pozwalają ściągnąć tylko jednego piłkarza bez paszportu Unii Europejskiej rocznie. A mistrzowie Włoch podpisali wcześniej umowę z Nigeryjczykiem Taye Taiwo. Gdy kilka dni temu limit powiększono do dwóch graczy, Milan miał już inne problemy. Sąd nakazał bowiem należącemu do Silvio Berlusconiego koncernowi Fininvest wypłatę 560 mln euro odszkodowania za nielegalne przejęcie koncernu medialnego Mondadori. Berlusconi jest także właścicielem Milanu. Wiceprezes Adriano Galliani utrzymuje, że odszkodowanie nie wpłynie na funkcjonowanie klubu, ale dodał też, że kadra już dziś jest silna. W dodatku o Ganso zaczął też się starać Leonardo - były skaut i trener Milanu, dziś dyrektor sportowy Paris Saint-Germain, który zna piłkarza od lat. Ostatnim problemem jest cena. Klauzula odstępnego zapisana w kontrakcie to 50 mln euro, zbić ją będzie trudno, bo Santos ma tylko 55 proc. praw piłkarza, reszta należy do sponsora.