Domagoj Antolić. Niewolnik własnego ciała

Chociaż jego dziadek był kaskaderem, to nie udało mu się odziedziczyć po nim odporności na kontuzje. Wielokrotnie łamał kości śródstopia, męczył go chroniczny ból pleców i mało brakło, a skok do jeziora Jarun byłby jego ostatnim. Zyskał jednak coś innego - waleczność. Gdyby nie ona, pewnie już dawno do listy urazów dołożyłby te o podłożu psychicznym. Oto 27-letni chorwacki pomocnik, który prawie całe życie spędził w Dinamie Zagrzeb. Jego pierwszym zagranicznym przystankiem będzie warszawska Legia.

Co cię nie zabije...

Listopad 2015 r. Ante Cacić wysyła powołanie na mecz towarzyski z Rosją. Jedno z nich może całkowicie zmienić życie Antolicia. Ale tak się nie stanie. Los ma wobec niego zupełnie inne plany.

Chciałoby się powiedzieć - po raz kolejny. Domagoj w poprzednim wcieleniu z pewnością nadepnął komuś u góry na odcisk, bo za każdym razem, gdy pojawiała się szansa na przełomowe zmiany, coś stawało na jego drodze. W większości przypadków były to kontuzje, które sukcesywnie hamowały jego rozwój. Akurat grę w reprezentacji uniemożliwił mu delikatny uraz wyłączając go na ok. 2 tygodnie. Bywało znacznie gorzej.

Fatum dopadło go ponad dziesięć lat temu, gdy niewinna wyprawa zamieniła się w istny koszmar. 16-letni Antolić wybrał się z przyjaciółmi nad jezioro Jarun i o mały włos skok do wody nie kosztował go utratę życia. Być może za bardzo chciał dorównać dziadkowi, dla którego kaskaderskie popisy były chlebem powszednim. Wszak to właśnie on odgrywał jedną z ważniejszych ról w popularnym filmie "Winnetou". Ostatecznie skończyło się na złamaniu kości czaszki, dwóch operacjach i 7 miesiącach opieki lekarskiej. Szczęście w nieszczęściu - od tego momentu Domagoj miał wychodzić obronną ręką ze wszystkich, nawet najpoważniejszych kontuzji.

Na pierwszy rzut oka nie było to takie oczywiste. Przez ponad pół roku (od końcówki 2014 r.) Antolić był całkowicie wyłączony ze świata piłki i rokowania nie były najlepsze. - Odwiedziłem czterech najlepszych lekarzy w Chorwacji, szukałem pomocy w innych krajach i dostałem dwie różne diagnozy. Minęły już miesiące, to naprawdę nie jest dla mnie łatwe. W ciągu najbliższych 10 dni będę miał badania, mam nadzieję, że coś się wyjaśni - mówił w majowym wywiadzie dla oficjalnej strony Dinama. Już wtedy nie trenował od prawie pół roku i nikt nie potrafił mu pomóc. Pomocnik odczuwał ból w plecach podczas zmiany kierunku biegu: - Żadna filozofia, ale nie jestem w stanie się go pozbyć. Strasznie trudno ogląda mi się kolegów w telewizji. Jestem bezsilny, nie mogę im pomóc - kontynuował. Do gry wrócił dopiero w lipcu.

Można było odnieść wrażenie, że tylko jedna myśl podtrzymuje go na duchu. Antolić wierzył, że te kontuzje sprawią, że wróci silniejszy. Trudno się dziwić, nie była to dla niego pierwsza przerwa od piłki. - Trzy razy w całej karierze złamałem kości śródstopia prawej nogi, raz lewej. Tą pierwszą miałem operowaną dwukrotnie, dzięki Bogu nigdy nie musieli mi ruszać tej drugiej - wyznał piłkarz w rozmowie z bośniackim "Goalem". Chorwat opowiadał także, że tego typu urazy są bardzo uciążliwe: - Dopóki nie minie stan zapalny w ogóle nie możesz polegać na stopie. Początkowo ćwiczy się tylko górne części ciała, dopiero po czterech tygodniach mogłem zacząć jeździć na rowerze. Kiedy jesteś zmuszony do operacji, proces jest jeszcze bardziej powolny. Wszystko należy robić stopniowo - wspominał. Trzeba jednak przyznać, że te kontuzje szczególnie mocno dały mu się we znaki. Dla skali porównania przytoczył przykład Lovrena, który odzyskał sprawność po 45 dniach - on po ok. 4 miesiącach.

Chociaż po wyleczeniu konkretnego urazu Antolić stara się do niego nie wracać, to w czasie rehabilitacji miewał gorsze momenty. - Bywa tak, że jesteś maksymalnie zmotywowany, żeby jak najszybciej wrócić, dajesz z siebie 100% w każdym ćwiczeniu, pokonujesz bariery, ale później następują 2-3 dni, kiedy masz dość. To siedzi w głowie. Wszystko zależy tylko od ciebie - dzielił się doświadczeniami w tej samej rozmowie. Po powrocie na boisku wszystkie złe wspomnienia przestają mieć znaczenie. Nie boi się pojedynków, nie stara się unikać kontaktu z przeciwnikiem.

Bayern - Dinamo Bayern - Dinamo DARKO BANDIC/AP

Igraszki losu

Sierpień 2017 r. Domagoj staje przed niepowtarzalną szansą - może po raz pierwszy spróbować swoich sił poza granicami kraju. Tym razem na jego drodze nie staje kontuzja, a. piłkarz "znikąd".

Żeby w pełni zrozumieć dlaczego Antolić nigdy nie wyściubił nosa poza Zagrzeb, trzeba wziąć pod uwagę nie tylko chroniczne kontuzje, ale także czynniki zewnętrzne. Chorwat nie dokonał świadomego wyboru, celowo nie podporządkował swojego życia Dinamu - po raz kolejny pojawiły się okoliczności towarzyszące.

Pomocnik od dłuższego czasu był wymieniany w kontekście wypożyczenia do greckiego Panathinaikosu. Sytuacja była sprzyjająca: Zeca spakował już walizki do Kopenhagi, Grecy byli zdecydowani, żaden uraz nie jawił się na horyzoncie. Wydawało się, że transfer jest już na ostatniej prostej i właściwie nic nie może się wysypać. Domagoj już miał podpisywać umowę, gdy ni stąd, ni zowąd pojawił się Yacouba Sylla. Włodarze mieli powody, żeby uznać go za lepszą opcję. Szczególnie że jednocześnie Dinamo zażądało 300 tys. euro. Splot losu po raz kolejny miał wpływ na rozwój jego kariery.

Cała historia nie jest taka prosta, na jaką wygląda. Według chorwackiego dziennika "Vecernji", Sylla również znalazł się na liście życzeń klubu z Zagrzebia, również był już od krok od parafowania umowy, ale. nie zdał testów medycznych. Głos w sprawie zabrał sam zainteresowany tłumacząc się, że miał inne powody, które wpłynęły na jego decyzję. Sprawa rozeszła się po kościach, ale kto wie, czy drogi Sylli i Antolicia nie przetną się w najbliższym czasie. Według francuskiego "Le Telegramme" zainteresowanie malijskim pomocnikiem wykazuje Legia Warszawa.

Nieoczekiwana zamiana miejsc

"Transfer" do Panathinaikosu zbiegł się z dobrą dyspozycją Domagoja, któremu wreszcie na dłuższy czas udało się ustabilizować formę. Wcześniej nie było to takie oczywiste. Pozytywne opinie mieszały się z tymi negatywnymi, ewentualnie prasa w ogóle poświęcała mu mniej uwagi niż innym zawodnikom.

Wyjaśnienie tego stanu rzeczy jest dość proste. Antolicia można określić jako typowego, solidnego "wyrobnika", który będzie wykonywał ciężką robotę nie licząc na owacje na stojąco. - Bez wątpienia jest jednym z kluczowych zawodników w tym sezonie (2015/16). Wielu kibiców i media mają obsesję na punkcie Pjaca, Brekalo, Coricia i Roga, zapominając o kapitanie, który trzyma tyły i zawsze daje z siebie wszystko. Odkąd Dinamo straciło Ademiego (w 2015 r. zawieszony na 2 lata za stosowanie dopingu) to właśnie on przejął rolę lidera na boisku i trudno tak naprawdę wskazać co robi źle, bo wykonuje swoje zadania na solidnym poziomie - pisano na portalu zagreb.info. Redaktorzy docenili jego wkład w grę bez piłki i kontrolę wydarzeń meczowych. Do dyskusji podłączył się sam trener, Zoran Mamić, twierdząc że to szczęście mieć w drużynie takiego zawodnika i kapitana.

Ciepłych słów nie szczędził Marko Mlinarić, który w latach 1977-87 grał w Dinamie: - Najbardziej obiecująca jest ta jego skromność. Można odnieść wrażenie, że stoi twardo na nogach. To wszystko, to że jest silny psychicznie, dojrzały jest odzwierciedleniem wychowania. Lubię jego styl, chociaż wydaje mi się, że mógłby grać jeszcze lepiej, gdyby ustawiał się bliżej przeciwnika, próbował strzelać. Wiem, że to trudne z jego pozycji, ale powinien spróbować - oceniał zawodnika na łamach dziennika "Vecernji". Ta namowa do oddawania strzałów nie wzięła się z niczego. Antolić zaczynał jako napastnik, później został przesunięty na skrzydło, a dopiero ostatecznie w niższe sektory boiska. - Nie jest jakoś szczególnie szybki, ale ma dobre przyspieszenie, jest świetnie wyszkolony technicznie. Zasługuje na opaskę kapitana, chociaż nie należy do tych, którzy krzyczą w szatni. Zyskał autorytet w inny sposób - kontynuował były piłkarz.

Sytuacja uległa zmianie, gdy stanowisko trenera objął Mario Cvitanović. Znaczenie Antolicia w szatni zaczęło słabnąć. Trudno w tym momencie powiedzieć, czy między szkoleniowcem a piłkarzem doszło do otwartego konfliktu, ale na pewno pojawiły się pewna różnica zdań. Za punkt kulminacyjny można uznać utratę opaski kapitana na rzecz Arijana Ademiego. Zmiana była na tyle nagła, że nie przeszła bez echa w chorwackich mediach.

- To nie chodzi o to, że coś się stało. Domagoj i ja rozmawialiśmy, zgodziliśmy się co do tej decyzji. W tym momencie temat jest zamknięty. Jak już powiedziałem, nie mamy jednego kapitana. Mamy ich wielu. I nikt nie powinien podawać tego w wątpliwość. Nie ma tu żadnej kontrowersji. Wydaje mi się, że Adem zasłużył na opaskę po tym co przeszedł i co udowodnił. Postanowiłem go nagrodzić - mówił szkoleniowiec w wypowiedzi, która pojawiła się m.in. na chorwackim portalu sportske.jutarnji. Równocześnie pojawiły się głosy, że włodarze ciężko pracują nad transferem Antolicia. Redaktor Olivari na tej samej stronie stwierdził, że byłoby to jak najbardziej zasłużone: - Ze względu na jego poświęcenie, cierpliwość, zdolności przywódcze, uczciwość. Jest stąd, wszystko w końcu idzie po jego myśli. To naprawdę byłaby wielka tragedia, gdyby nie wyjechał.

Prosty chłopak z Zagrzebia

Domagoj nigdy nie miał szczególnego parcia na sławę i pieniądze. Ot, dziecko Dinama, jak zwykli na niego mówić. Trudno się dziwić, że przywiązanie jest tak duże skoro dołączył do drużyny, gdy miał niecałe 9 lat. Ojciec Nenad zostawił go na stadionie Hitrec Kacian, ale nie musiał się martwić - była to miłość od pierwszego wejrzenia. - Jeśli nasz "Domać" nie byłby na boisku, z pewnością siedziałby z nami na wschodniej trybunie - pisał "Nogometni Magazin" przed jednym z meczów derbowych. Prosty, spokojny, bardzo dobrze wychowany chłopak, który w pełni poświęcił się dla klubu.

- Ani mama, ani tata nie są profesjonalnymi sportowcami. Dziadek Luka był kaskaderem, pojawił się w słynnym filmie "Winnetou" i myślę, że coś po nim odziedziczyłem. Zawsze starałem się słuchać ojca, który jest moim największym krytykiem - opowiadał piłkarz w rozmowie z chorwackim "Jutarnji". Jest bardzo skromny, preferuje iść do kina, teatru albo na dobry obiad zamiast pławić w bogactwie, chociaż pewnie mógłby sobie pozwolić na większe luksusy: - Moi rodzice od dziewiętnastu lat jeżdżą do Selcy na wakacje i wypoczywają w jednym z domków letniskowych. Co roku staram się do nich zajrzeć i spędzić w ten sposób przynajmniej weekend - mówił. 

Skromność i zaangażowanie stanowią najmocniejsze strony Antolicia. Chorwat cieszy się z tego co ma, ale nigdy nie zapomina, żeby na boisku dawać z siebie 100 procent. Nawet gdy jakieś 4 lata temu zwątpił w niego ówczesny trener Dinama, Jurcić. Szkoleniowiec zastanawiał się w jakim kierunku potoczy się kariera pomocnika, co tak naprawdę z niego będzie. Ostatecznie Domagoj niewiele się zmienił. W środku pozostał tym samym spokojnym chłopakiem, który nie czekał na swoje "5 minut", a zawsze ciężko pracował. Szczęście w nieszczęściu - kontuzje i wszelkie przeciwności losu ukształtowały jego charakter, a także sprawiły, że stał się silniejszy. Niezależnie od tego, co się działo.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.