Od Roztocza do La Masii: kim jest Michał Żuk, złotowłosy strzelec z Barcelony?

Michał Żuk ma 9 lat, 172 gole dla Barcelony, propozycje od potężnych sponsorów i młodszego brata Miłosza, też bardzo zdolnego. A ich rodzice mają dylemat: jak ochronić dwóch małych blondynów przed szaleństwem, które właśnie wybucha?
Michał Żuk Michał Żuk archiwum rodzinne

Bus Barcelony przyjeżdża do Blanes trzy razy w tygodniu. Najpierw o 17 pod podstawówkę, tam gdzie chodzą Michał i Miłosz. I gdzie co poniedziałek, proszeni o narysowanie, co robili w weekend, rysują same boiska i piłki. A potem późnym wieczorem pod drzwi bloku Żuków. Bus zabiera Michała i kilku innych chłopców z okolicy do Barcelony na trening, a po treningu i kolacji w klubie każdego odwozi do domu. Trzy razy w tygodniu, dziewięćdziesiąt kilometrów w jedną stronę. Wzdłuż plaż Costa Brava do akademii piłkarskiej La Masia. A potem z powrotem pod same drzwi.

Jak wychować nieziemskich, żeby się nie oderwali od ziemi

Po drodze jest czas, żeby się pouczyć ze szkolnych podręczników. A Michał ma przykazane: muszą być dobre stopnie, żeby był futbol. To miło, że on i Miłosz mają już ustną umowę z Adidasem na grę w jego butach i kontrpropozycję od Nike, miło że mają zdjęcia z Leo Messim z zamkniętej imprezy sponsorskiej, miło że z La Masii o starszym Żuku słychać głosy: to jest brylant, kandydat na gwiazdę, z niesamowitym prowadzeniem piłki. Ale nauka musi być. Tego wymagają rodzice, ale dla klubu to też bardzo ważne. Michał co trzy miesiące musi przedstawiać w Barcelonie swoje szkolne oceny.

Dzieci odbiera i przywozi zawsze ten sam kierowca, trochę już jak znajomy rodziny. W klubie ciągle powtarzają, że drużyna i rodzina to jedno. Jak jedni albo drudzy nie przypilnują swoich obowiązków, to się nie uda. A udać się musi godzenie ognia z wodą: wychowanie nieziemskich piłkarzy tak, żeby się nie oderwali od ziemi. Niby to jeszcze tylko dzieci. Ale takie dzieci, o które Adidas walczy z Nike, dzieci których bramki można obejrzeć w Barca TV (program "Promesas", Michał był już w trzech odcinkach), czyli na całym świecie. Do rodziców odzywają się po tych bramkach znajomi niewidziani od lat, a sąsiedzi pytają, tak jak sąsiedzi Żuków w ostatnich dniach: dla jakiej reprezentacji zagrają Michał i Miłosz?

Michał Żuk Michał Żuk archiwum rodzinne

Z Zamojszczyzny do Katalonii. Na rok, na dwa, na długo

Żukowie przyjechali do Katalonii z Zamojszczyzny. Mariusz Żuk z okolic Szczebrzeszyna miał w Polsce firmę budowlaną. Dostał kiedyś duże zlecenie na Costa Brava, spędził tu trzy lata, potem wrócił do Polski, ale tęsknota w sercu została. Narzeczonej - dziś już żonie - Annie też się w Hiszpanii spodobało. Gdy po wejściu do Unii zniknęły ograniczenia dla Polaków, Mariusz przyjechał poszukać pracy. Po skończeniu studiów na KUL dołączyła do niego Anna. Najpierw na rok, potem na dwa, a potem tak wyszło, że na długo. Tu w 2009 urodził się Michał, niecałe dwa lata później Miłosz, chłopcy zaczęli grać w piłkę. Od kiedy Barcelona upatrzyła sobie Michała, już było jasne, że do Polski szybko nie wrócą.

Michał Żuk Michał Żuk archiwum rodzinne

"Polacos". I wszyscy zadowoleni

Michał i Miłosz mówią trzeba językami: po polsku, katalońsku i hiszpańsku. Dla ludzi z La Masii Michał jest "local". "Catalan". Urodził się tutaj i według nich może grać dla Katalonii i Hiszpanii. Gdy po jednym z meczów w dużym turnieju Michał zadedykował gola wszystkim "polacos", zadowolone były dwie strony: Polacy, bo to była dedykacja dla nich. I Katalończycy, bo Hiszpanie mówią na nich "polacos". Z grą w kadrze już się tak wszystkich pogodzić nie da. Ale rodzice Michała na razie nie chcą o reprezentacji rozmawiać. On jest małym dzieckiem, dla którego na razie najważniejsze jest, czy mama się śmieje, gdy on strzela gole. A nie to w jakiej reprezentacji ma grać. Niech najpierw wytrwa w piłce, niech się o niego jakaś reprezentacja upomni. Do tego jeszcze daleka droga. Było wiele małoletnich gwiazd, z których wyrośli przeciętni piłkarze. Albo takich, które już w ogóle w piłkę nie grają.

Żukowie starają się jak mogą odciąć dzieci od tego, co się wokół Michała ostatnio dzieje. Wiedzą, że on jest w Barcelonie bardzo ceniony, dzięki znajomym wiedzą też, że ostatnio klip z bramkami Michała robił furorę w Polsce, ale im dłużej on sam o tym nie wie, tym lepiej. Mariusz Żuk wpisał niedawno "Michał Żuk" na Twitterze i złapał się za głowę, co się dzieje.

Barcelona chroni przed wywiadami

Liczyli się z tym, że ktoś wreszcie skojarzy: to oni są tymi Żukami, od tego Michała Żuka, który cały czas wyskakuje na pierwszy plan w filmikach i na zdjęciach z młodszych roczników La Masii. Ale długo była cisza. Nawet gdy rok temu Michał wygrał z Barceloną Mundialito, duży turniej dziecięcy w Cambrils, i został wybrany jego najlepszym piłkarzem. Szaleństwo i prośby o wywiad zaczęły się dopiero w ostatnich dniach, po klipie z bramkami. Prośby o wywiad z rodzicami, bo na rozmowę z Michałem raczej nie ma szans. Niechętna temu jest Barcelona, która nie chce żeby z dzieci robić gwiazdy. Na więcej swobody pozwala swoim młodym piłkarzom dopiero w zespole rezerw, Barcelonie B. Młodszych stara się trzymać pod kloszem jak najdłużej. Jest w La Masii syn Eidura Gudjohnsena, zasypywany prośbami o wywiad. Barcelona konsekwentnie odmawia. Ale nawet gdyby się zgodziła na wywiad z Michałem, to nie zgodzą się rodzice. Oni uważają, że na to jest czas podczas wakacji, w sezonie nie. Niech jak najdłużej będzie cisza. O ile może być cisza, gdy tyle osób, które widziały Michała w akcji, powtarza: zapiszcie to nazwisko.

Michał Żuk Michał Żuk archiwum rodzinne

Dwa lata, czyli dwieście goli temu

Michał gra w Barcelonie od blisko dwóch lat. Czyli od blisko dwustu goli, bo od kiedy kopie piłkę tylko raz mu się zdarzył sezon, w którym zdobył mniej niż 100 goli. Konkretnie: 98 goli, bo wtedy zmarnował dwa karne.

Zaczynał w klubie CD Blanes. Od zawsze grał ze starszymi od siebie lub przeciw starszym. Dziś w Barcelonie też zwykle wbija gole drużynom piłkarzy o rok starszych. Jest drugim najlepszym strzelcem drużyny Benjamin C. Najwięcej goli ma tam David Obina, napastnik. A Michał jest raczej defensywnym pomocnikiem. W sobotę 10 marca zdobył gole nr 54 i 55 w sezonie. W niedzielę znów gra mecz, ale tym razem już w drużynie ze starszego rocznika, Benjamin A. Trenerzy czasem przenoszą go do tego rocznika, był z nim na turniejach w Niemczech i Francji. Takie awanse rzadko się zdarzają wśród najmłodszych uczniów La Masii. Jego trenerem w Benjamin C jest dziś Albert Puig. W poprzednim sezonie trenował u Juanana Gila.

Michał Żuk Michał Żuk archiwum rodzinne

Nie ścinajcie mi włosów, chcę być jak Puyol

Michał gra z numerem 4, choć tatę od małego prosił o koszulki z numerem 5, jak u Carlesa Puyola. Od małego zapuszczał włosy, żeby być Puyolem. Dziś jest bardziej wpatrzony w Messiego i Paulo Dybalę, ale włosów nie ściął. Miłosz, też z długimi blond włosami, woli Sergio Ramosa, Javiera Mascherano i grę w obronie, jak tata w młodości. Michał lubi kiwać, Miłosz woli prostą grę.

W CD Blanes może jeszcze pamiętają, jak przez pierwszy tydzień trzyletni Michał wychodził na boisko tylko za rękę z ojcem. Gdy potem zaczynał grać Miłosz, nie trzeba go było prowadzić za rękę, ale łzy mu leciały jak grochy. A dziś obydwu nie można z boiska wygonić. I obydwaj się nie boją walki ze starszymi. Michałowi jest łatwiej, bo jest w swoim roczniku ze stycznia. A Miłosz jest z listopada 2010 i bywa że w meczach ma naprzeciw rywali starszych o ponad dwa lata.

Barcelona zaprasza dwa razy

Michał z CD Blanes przeszedł na dwa lata do Aqua Hotel FC, klubu wyspecjalizowanego w szkoleniu młodzieży. Tam wypatrzyła go Barcelona, zaprosiła na testy (Barca zwraca się w takich przypadkach do macierzystego klubu, a klub przekazuje zaproszenie rodzicom). Zwykle na takie próby klub zaprasza grupy po kilkunastu, góra dwudziestu małych piłkarzy. Dwóch bramkarzy, reszta to zawodnicy z pola. Próba trwa półtorej godziny. Jeśli piłkarz się spodoba, to za trzy, cztery miesiące zapraszają go znowu. Michał po takiej drugiej próbie został przyjęty. A do testów przygotowywał się w Polsce, trenował dwa tygodnie w Roztoczu Szczebrzeszyn, u trenera Pawła Sawica.

Miłosz zaczynał w Ca La Guido z Blanes, teraz jest w Aqua Hotel. Też miał już zaproszenie na testy w Barcelonie, też doszedł do drugiego etapu. Na razie zaproszenia do treningów w La Masii nie dostał (jest obserwowany przez dwa inne katalońskie kluby). Ale już samo zaproszenie na sprawdzian, przy tej liczbie dziecięcych drużyn w Katalonii, i przy tej liczbie skautów Barcy przeczesujących całą Hiszpanię, to jest coś.

Trzeba tylko spakować kosmetyczkę. I nauczyć szacunku

Przyjęcie do klubu niektórzy rodzice świętują jak wygraną w totka. Dziecko trafia do najsłynniejszej piłkarskiej akademii na świecie. Klub troszczy się o wszystko, za nic nie trzeba płacić. W każdej drużynie jest dwóch trenerów, specjalista od sprzętu i lekarz. Klub odbiera dziecko na trening, klub odstawia do domu po treningu. Trzeba tylko spakować kosmetyczkę. I trzeba mieć szacunek i uczyć dziecka szacunku: do kolegów, do przeciwnika, do trenera. Rodzice dzieci z Barcelony muszą się wyleczyć z pokusy bycia trenerem. Mogą przyjść raz w tygodniu, we wtorki, na otwarty trening. Pozostałe treningi są przy drzwiach zamkniętych. Mecz to co innego: weekendowe rodzinne święto. Chyba, że wyjazd jest daleko, wtedy dzieci jadą klubowym autokarem. Jeśli bliżej, mogą je przywieźć rodzice, byle dzieci były na zbiórce nie później niż godzinę i 15 minut przed meczem. A rodzice idą wtedy na kawę. Wtrącanie się z trybun w pracę sędziego i trenera jest bardzo niemile widziane. Tak jak wywieranie presji na dzieci lub klub. Trzeba dać czasowi czas. Nie każdy z tych chłopaków zrobi wielką karierę, ale każdy ma się potem odnaleźć w życiu. Tak podchodzą u Żuków do karier synów: nie wybiegajmy w przyszłość za daleko. Póki się obaj śmieją, grając w piłkę - jest dobrze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.