Robert Lewandowski powoli zmierza w kierunku ławki rezerwowych, schodzi z boiska ustępując miejsca Sandro Wagnerowi, podaje rękę asystentowi Juppa Heynckesa Peterowi Hermannowi, a głównego trenera ignoruje, mija go, nawet nie patrząc w jego kierunku. Tak wyglądała najczęściej komentowana "akcja" chyba nie tylko sobotniego meczu FC Koeln - Bayern Monachium (1:3), ale całej 33. kolejki Bundesligi.
Dlaczego Lewandowski zachował się w taki sposób? O polskim napastniku nigdy nie było głośno ze względu na kwestie dyscyplinarne, to nie jest piłkarz, który poza boiskiem daje tematy dziennikarzom. Jednak tym razem jest inaczej. "Lewy" najpierw zachował się jak nie on, w momencie, w którym Heynckess postanowił go zmienić, a później uznał jeszcze, że nikomu nie będzie się tłumaczył. Po meczu nie rozmawiał z mediami, przeszedł przez strefę mieszaną, odmawiając komentarza.
Przez to odżyły spekulacje mówiące, że nietypowym dla siebie zachowaniem Polak chce zrazić do siebie Bayern, by ten zgodził się go sprzedać, uznając, że nie ma sensu wiązać z Polakiem przyszłości. Niemieckie media już od kilku tygodni informują, że Lewandowski się zmienił, że inaczej wyglądają jego relacje z kolegami z zespołu.
Jeśli Lewandowski faktycznie chce zniechęcić do siebie Bayern, to na razie chyba jeszcze tego nie zrobił. A przynajmniej tak wynika z reakcji po sobotnim zachowaniu Polaka. - Też byłem napastnikiem, wiem, że my napastnicy jesteśmy egoistami i myślimy o swoich statystykach. Rozumiem go. Ale w Bayernie o zmianach decyduje trener i każdy piłkarz musi się temu podporządkować. Ja jestem szefem, nikt inny - komentuje Heynckes, dodając: - Po meczu rozmawialiśmy i powiedział, że był rozczarowany zmianą. Już o tym zapomnieliśmy.
W podobnym tonie wypowiadają się koledzy Lewandowskiego z zespołu ("On jest po prostu ambitny" - Mats Hummels) i dyrektor sportowy klubu, Hasan Salihamidzić ("Nie ma o czym mówić, chciał strzelić kolejne gole. "Lewy" jest profesjonalistą, wyjaśniliśmy sobie sytuację, wszystko jest w porządku").
Gdyby w sobotę Lewandowski nie zszedł z boiska w 77. minucie, miałby szansę zdobyć kolejne gole (strzelił jednego, na 2:1 dla Bayernu) i wyrównać niesamowity wyczyn Gerda Muellera. Najskuteczniejszy piłkarz w historii Bundesligi jako jedyny miał trzy takie sezony z rzędu, w których zdobywał po 30 bramek. W sezonie 1971/1972 legendarny Niemiec uzyskał aż 40 trafień, w kolejne rozgrywki zakończył z dorobkiem 36 goli, a w sezonie 1973/1974 zdobył 30 bramek.
Lewandowski w kończącym się sezonie rozegrał 29 spotkań i strzelił 29 goli. Do rozegrania została jeszcze tylko jedna kolejka (w sobotę 12 maja Bayern zagra w Monachium ze Stuttgartem), a więc Polak ma szansę na trafienie numer 30, ale faktycznie szkoda, że nie mógł o nie powalczyć dłużej w sobotę. Po 30 bramek "Lewy" zdobywał w sezonach 2015/2016 i 2016/2017. Co ciekawe, już w tym momencie nasz napastnik razem z Muellerem i swoim szkoleniowcem jest w innym elitarnym gronie - zawodników, którzy w każdym z trzech kolejnych sezonów zdobyli w Bundeslidze minimum 25 bramek. Heynckes taki wyniki zanotował w Borussii Moenchengladbach, strzelając 28 goli w sezonie 1972/1973 i 30 oraz 27 goli w dwóch następnych sezonach.
Ze słów Heynckesa wynika, że Lewandowski myśli nie tyle o dawnym wyczynie Muellera, co o rywalizacji tu i teraz. Konkretnie z gwiazdami innych topowych lig. Polak tłumacząc swoje zachowanie miał powiedzieć, że w Kolonii chciał grać jak najdłużej i strzelić jak najwięcej bramek, by walczyć o "Złotego Buta".
W klasyfikacji najlepszych strzelców lig europejskich snajper Bayernu jest trzeci. "Lewy" z 29 golami ma 58 punktów. Prowadzi Lionel Messi z Barcelony, który ma 64 punkty za 32 gole, drugi jest Mohamed Salah z Liverpoolu z dorobkiem 62 pkt i 31 bramek.
PAUL WHITE/AP
PAUL WHITE/AP
PAUL WHITE/AP