Piszczek dla Sport.pl: Za dwa lata kończę z piłką. Reprezentacja? Chcę grać jak najdłużej

Trzy tygodnie temu Łukasz Piszczek przedłużył umowę z Borussią Dortmund do czerwca 2020 roku. To ostatni kontrakt 32-latka. - W piłkę pogram jeszcze dwa lata. Kadra? Na razie koncentruję się na mistrzostwach świata - mówi Sport.pl obrońca, którego odwiedziliśmy w Niemczech.

Sebastian Staszewski: Niedawno podpisał pan z Borussią nowy kontrakt, który ma obowiązywać do końca sezonu 2019/20. To pana ostatni?

Łukasz Piszczek: Zgadza się. Za dwa lata planuję zakończenie kariery. Ostatni mecz zagram właśnie w Dortmundzie. Niemieccy dziennikarze już o tym wiedzą, mówiłem to w kilku wywiadach. Kiedy na zgrupowaniu zapytali czy chciałbym przedłużyć kontrakt, nie miałem wątpliwości. "Jeśli będę zdrowy to tak". Odpowiedziałem bez zastanowienia.

Goczałkowice nie lubią tego.

- Nie wykluczam, że w LKS-ie pogram kiedyś dla przyjemności.

Łukasz Piszczek Łukasz Piszczek MIECZYSŁAW MICHALAK

Zadowoleni nie będą także kibice reprezentacji. Skoro będzie tak jak pan mówi, to w czerwcu czekają pana pierwsze i zarazem ostatnie mistrzostwa świata.

- Tak, choć życie lubi weryfikować takie plany. Dlatego nie mówię głośno, że do Rosji na pewno pojadę. Uważam, że takich rzeczy piłkarz nie powinien sobie planować.

Dlaczego nie? Kilku pana kolegów poważnie rozważa zakończenie gry w kadrze zaraz po mundialu.

- Kiedy ktoś pyta mnie o mistrzostwa to odpowiadam: tak, chętnie pojadę, ale najpierw muszę wytrzymać w formie do czerwca. Może to trąca banałem, ale dla mnie w tej chwili naprawdę najbardziej liczy się każdy kolejny mecz. Ostatnio powiedziałem w jakimś wywiadzie, że mistrzostwa być może będą zwieńczeniem mojej gry w reprezentacji. I wszyscy tę deklarację odebrali dosłownie. A moim zdaniem nie ma dobrych momentów na podejmowanie trudnych decyzji. Choć czasem trzeba się na to zdecydować i już. Nie chcę jednak wzbudzać kolejnych emocji. Dużo myślę o chwili, gdy będę musiał powiedzieć "dziękuję, dalej nie jadę". Ale na razie koncentruję się na mundialu. W reprezentacji chciałbym grać tyle ile się da, choć wiem, że to nie jest wyłącznie kwestia "chcenia".

Hala Sportowa Częstochowa, 27 grudnia 2016 r. Charytatywna impreza 'Świąteczne granie z Kubą' organizowana przez Fundację Ludzki Gest Jakuba Błaszczykowskiego Hala Sportowa Częstochowa, 27 grudnia 2016 r. Charytatywna impreza 'Świąteczne granie z Kubą' organizowana przez Fundację Ludzki Gest Jakuba Błaszczykowskiego GRZEGORZ SKOWRONEK

A czego? Zdrowia?

- Też.

Często boli?

- Boli. Bez bólu nie ma gry.

A w domu?

- Nie chcę się nad sobą użalać. Robię wszystko, aby być gotowym na każdy kolejny mecz. Chociaż są lepsze i gorsze dni. Jestem wiekowym zawodnikiem, przeszedłem kilka kontuzji. Mówię głównie o moich biodrach. Na razie daję radę grać na wszystkich fontach, ale jeśli organizm się zbuntuje to nie będzie wyjścia. Nie mam zamiaru przeciągać niczego na siłę.

Łukasz Piszczek Łukasz Piszczek BERND THISSEN/AP

To czarny humor, ale niedługo będzie pan świętował 10 rocznicę problemów z biodrami.

- Zgadza się. Pierwszą operację przeszedłem w 2008 roku. Później graliśmy z reprezentacją towarzyski mecz z Serbią w Austrii. Murawa była zalana wodą, bo spadł deszcz. Mocno się rozjechałem. Byłem pewny, że będzie potrzebna kolejna operacja. Ale na szczęście udało mi się jej uniknąć. Tylko, że po kilku latach, po finale Ligi Mistrzów w 2013 roku, i tak przeszedłem zabieg, choć na drugie biodro. Wciąż jednak jeden fałszywy ruch sprawia, że czuję ból. Musze uważać na przeciążenia. I dlatego biorę życie takim jakie jest, nie rozmyślam o kilka lat do przodu. Jakiś plan na siebie mam, jakąś datę zakończenia kariery w głowie ułożyłem, ale spróbuję grać w Borussii tyle, ile się da. W reprezentacji tak samo.

Miło było czytać, że Borussia nie może wygrać meczu, bo Piszczek nie gra? Patrząc jak w kolejnych tygodniach dortmundczycy się męczą pomyślał pan, że coś w tym jest?

- Na ten słabszy okres złożyło się wiele czynników. Nie tylko moja kontuzja. W futbolu nie możesz przez cały czas być w najwyższej formie. Kiedyś musi przyjść kryzys. I przyszedł. Mam nadzieję, że ostatni raz w tym sezonie. Dołek minął, zaczęliśmy punktować. Poza tym musisz pamiętać, że wiele zespołów woli przeszkadzać Borussii, niż grać z nią w piłkę.

Utrzymujecie się jednak w czołówce. Chociaż od kilku lat walczycie tylko o wicemistrzostwo. Bayern jest poza zasięgiem, udowodnił to w ostatnim meczu, kiedy strzelił BVB sześć bramek.

- Bayern zdominował Bundesligę, choć na początku tego sezonu wydawało się, że nawiążemy z nimi walkę. Oni mieli swoje problemy, my szliśmy jak burza. I wszystko się odmieniło. Przyszedł Jupp Heynckes, dał im impuls, my się posypaliśmy. Teraz walczymy o kwalifikację do Ligi Mistrzów. To zawsze jest cel Borussii. Nikt w klubie nie powiedział nam wprost, że mamy bić się o mistrza, bo wiem jak Bayern rozwinął się przez ostatnie lata. Od naszego drugiego mistrzostwa nikt ich nie ograł. Są silniejsi, nie ma co kryć. My w tym sezonie mamy swoje problemy i będziemy zadowoleni jeśli zajmiemy miejsce gwarantujące start w LM.

Zwycięstwa w lidze z okresu 2011-2013 były anomalią? Bo po latach tak wyglądają.

- Bayern był wtedy dużo słabszą drużyną i ktoś musiał to wykorzystać. Nie było powiedziane, że uda się to akurat nam, drużynie, której średnia wieku wynosiła 24 lata. Nie wystrzeliliśmy jednorazowo, bo rok później obroniliśmy tytuł. Wtedy poczuliśmy siłę, wiedzieliśmy, że nawet w Champions League możemy dać radę. No i daliśmy.

Co było największą siłą tamtej drużyny?

- Taktyka. Niewielu rywali mogło się nam przeciwstawić. Poza tym był świetny trener i grupa chłopaków, która rozumiała się nie tylko na boisku.

Dziś mówią, że Borussia wciąż ma wiele, ale jej romantyzm przeminął.

- Tak mówią.

Kiedy w 2012 roku odwiedzałem Dortmund można było odnieść wrażenie, że traktujecie klub jak drugi dom. Dziś Borussia to tylko wystawa na której możesz się pokazać.

- Dużo się zmieniło. Kiedy zdobywaliśmy mistrzostwa Borussia wciąż była zadłużona. Nikt nawet nie myślał o wydaniu 20 mln euro za jednego piłkarza.

Nawet zapłacenie 5 mln euro za Roberta Lewandowskiego stanowiło problem.

- Wtedy to była duża kwota. Przez kilka lat klub wrócił jednak na właściwie tory i sądzę, że już nigdy nie będzie miał takich kłopotów. Ale tak jak BVB zyskiwała finansowo, tak traciła sportowo. Z każdym sezonem ktoś odchodził. A takich zawodników jak Lewandowski, Mario Götze czy ?lkay Gündo?an nie da się zastąpić w minutę. Za nich przychodzili piłkarze z różnych krajów, z różną kulturą bycia. Jedni przyzwyczajali się do Niemiec, inni nie. Kiedy ja dołączyłem do Borussii to chłopaki znali się od dwóch lat. Zespół zaczynał funkcjonować, dodałem coś od siebie, tak samo Shinji Kagawa, Robert i poszło. Teraz zmiany mamy co pół roku, w tak krótkim czasie ciężko stworzyć kolektyw. A duch daje dużo, bo jeśli jest, to pojawią się wyniki. Taka więź przydaje się w trudnych momentach.

Łukasz Piszczek Łukasz Piszczek MARTIN MEISSNER/AP

Zamiast ducha był strajk Ousmane Dembélé i fochy Pierre'a-Emericka Aubameyanga.

- Każdy ma swoje priorytety. Wiem, że wytworzenie czegoś takiego jak sześć lat temu będzie cholernie trudne. Byliśmy głodni sukcesu, młodzi, chętni do zdobywania świata. I umieliśmy grać w piłkę. Na nasz sukces złożyło się kilka kwestii, nie tylko ta ostatnia. Na dodatek był z nami Jürgen Klopp, który nas nakręcał. Później każdy poszedł w swoją stronę. Jeden odszedł za darmo, drugiego nie chciał klub, za trzeciego ktoś zapłacił, a czwarty zakończył karierę.

Życie.

- Taki jest futbol, nic nie trwa wiecznie. A na dodatek dziś coraz mniej jest piłkarzy, którzy przykładają wagę do miejsca w którym są. Mają w głowie tylko jedno: przyjść, pokazać się i iść dalej. Nie mówię o Borussii, ale o całym futbolu. To oczywiście ich prawo, ale uważam, że klub powinien mieć możliwość decydowania o tym, czy kogoś sprzeda czy nie. A takich historii jest coraz mniej, bo zaczęły się szantaże, naciski.

Myślę, że Dembélé nie żałuje.

- Jeśli masz okazję sprzedać takiego piłkarza za świetne pieniądze to dlaczego nie? Po prostu należy to lepiej rozegrać. Z klasą. Mi niektóre jego zachowania nie mieszczą się w głowie.

Pan też nie był w skowronkach po podpisaniu umowy z Borussią.

- To przez mój charakter. Kiedy jestem w miejscu, które polubię i akceptuję, nie jest mi łatwo je opuścić. Można to odnieść także do reprezentacji. Takie decyzje kosztują wiele wysiłku. Wracając wtedy do Berlina nie cieszyłem się, że idę do wielkiego klubu, tylko żałowałem, że opuszczam Herthę, gdzie miałem przyjaciół, i Berlin, który bardzo polubiłem. Ale zrobiłem to dla rozwoju kariery. Nie miałem umowy. Nic na nikim nie wymuszałem. Wszystko odbyło się elegancko.

Ile razy mógł pan opuścić Dortmund?

- Ani razu. Było kilka informacji o różnych zainteresowaniach, ale konkretów zabrakło.

Ani jednej oferty?

Wszystko kończyło się na poziomie klubu. Albo to ja nie byłem przekonany do zmiany.

Nie chciał pan zagrać w Realu Madryt?

Mówiło się o tym. Prezes Hans-Joachim Watzke powiedział, że mam pozdrowienia od José Mourinho do którego podobno nie chciałem przyjść. Ale ile w tym kurtuazji, a ile prawdy, trudno mi ocenić. Fakt jest taki, że ograliśmy Real 4:1 i poszło mi w tym meczu całkiem nieźle. Coś więc pewnie było na rzeczy, ale temat nigdy się nie rozwinął.

Bayern też się panem nie interesował?

- Nie, nigdy.

Przyjąłby pan taką ofertę?

- Nie, nie przyjąłbym. Gra w Borussii zawsze była dla mnie najważniejsza i dlatego tu chcę zakończyć karierę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.