Pięć rzeczy po Superpucharze Niemiec

Prawie pięć razy więcej strzałów mieli piłkarze Borussii Dortmund, pokazując Bayernowi, że nie pozwolą im zbyt łatwo na dominację w Bundeslidze. Błyszczał Piszczek, a przy Lewadnowskim kibice z Dortmundu nawet nie musieli się zbytnio nagwizdać. Futbol do kraju mistrzów świata wrócił z nie lada hukiem.
Ciro Immobile i Gianluca Gaudino Ciro Immobile i Gianluca Gaudino SASCHA SCHUERMANN/AP

Nie to tempo, Ciro?

Wbrew temu, co mówił komentujący mecz Tomasz Hajto, Ciro Immobile w Torino wcale nie stał, wyłącznie czekając na podania kolegów. Jednym z powodów dla których Juergen Klopp wybrał go do załatania dziury po Lewandowskim było właśnie jego aktywność w kontrach swojego zespołu. Dynamiczny, silny i skutecznie wykańczający akcje - to profil napastnika jakiego Borussia po prostu musiała szukać.

Problem w tym, że we Włoszech, co podkreślają nawet tamtejsi trenerzy, gra się w wolniejszym tempie niż choćby w Bundeslidze. W meczu z Bayernem widać było, że nad czasem reakcji, szybkością podejmowania decyzji Immobile musi pracować teraz najbardziej, by dopasować się do swoich kolegów. Ze wszystkich ofensywnych piłkarzy był on najmniej widoczny, rzadko pokazywał się do podań, unikał cofania się do środka boiska, raczej od akcji uciekając za linię obrony Bayernu.

Dopiero po godzinie gry udało mu się ograć słabego Boatenga, ale swoją szansę już zmarnował, gdy dogonił go Rode - przecież żaden demon szybkości. Na pewno Immobile jest główną postacią w planach Kloppa na nowy sezon, ale przejście z Serie A do Bundesligi i Ligi Mistrzów może okazać się dużo bardziej problematyczne, niż pierwsze spotkania to pokazały.

Lewandowski cierpiał przez Guardiolę?

Gwizdy publiczności były wyłącznie początkiem dosyć bolesnego powrotu Roberta Lewandowskiego do Dortmundu. W nowych barwach nie strzelił byłemu klubowi gola, szans też nie miał zbyt wielu, głównie angażując się w fizyczną walkę ze stoperami Borussii. Jednak jednym z powodów dla których tej wizyty Lewandowski zbyt dobrze nie zapamięta były... decyzje jego szkoleniowca.

Jedynym naprawdę kreatywnym piłkarzem przez większość meczu był Xherdan Shaqiri. Szwajcar w poprzednim sezonie ledwie dziesięć razy w lidze wychodził w pierwszym składzie, a teraz kontuzje i oszczędzanie skrzydłowych zrobiło z niego faworyta do gry w pierwszym składzie. Jednak zbyt często Shaqiri decydował się na indywidualne akcje, rzadziej szukając prostopadłych podań lub choćby krótkiej gry z Muellerem czy Lewandowskim właśnie. Nie zmieniło tego nawet późniejsze pojawienie się Goetzego - w zasadzie tylko Philipp Lahm starał się przyspieszać tempo akcji Bayernu.

Zanim (jeśli w ogóle!) piłka docierała do Lewandowskiego, Polak był otoczony wianuszkiem obrońców. Niech dziś to będzie jakimś jego usprawiedliwieniem, choć w takim zespole jak Bayern nie można zbyt długo pozwalać sobie na jakiekolwiek wymówki... O tym Lewandowski powinien pamiętać - Superpuchar jest do zapomnienia.

Witajcie w rzeczywistości, mistrzowie

Jeśli którykolwiek z mistrzów świata w drużynie Bayernu wciąż śnił na jawie po zwycięstwie na brazylijskim mundialu, porażka z Borussią powinna posłużyć za zimny prysznic. Najgorzej wypadł Jerome Boateng, który przegrywał większość pojedynków, był spóźniony do Aubameyanga przy drugiej bramce, dosyć biernie zachował się przy pierwszym golu i jeszcze dwukrotnie faulował. Thomas Mueller został przez Guardiolę w przerwie zmieniony, tak fatalnie prezentował się w pierwszej połowie.

Wprowadzony za niego Philipp Lahm nieco uspokoił nerwy innych piłkarzy Bayernu, pozwolił przenieść ciężar gry trochę bliżej połowy Borussii, ale i tak nie miał takiego wpływu do jakiego przyzwyczaił nas w poprzednim sezonie. Najlepiej wypadł Neuer, choć i on przysnął w jednej sytuacji, gdy musiał ratować się wybiciem piłki z linii bramkowej, gdy nie patrzył na podającego mu Martineza. Bramkarz Bayernu przynajmniej obronił wiele strzałów i grał w typowy dla siebie sposób, nie mając zbyt wiele do powiedzenia przy golach rywali.

Pressing ma się dobrze

Piłkarze Bayernu wyglądali na mocno zaskoczonych, gdy w pierwszym oficjalnym meczu nowego sezonu ich najwięksi ligowi rywale od momentu rozpoczęcia spotkania zaatakowali ich wysokim pressingiem. Owszem, momentami udawało się mistrzom Niemiec wychodzić z własnej połowy i przebijać przez drugą linię gospodarzy, ale już z Sokratisem i Ginterem żaden z ofensywnych piłkarzy Guardioli sobie nie radził.

W drugiej połowie pressing był nieco lżejszy, ale i tak skuteczny. Eksperymentalnie zestawiony środek pola Bayernu był rozjeżdżany przez Kehla i Kircha, sporo pomagał im Mychitarian. Piłkarze Borussii mieli dwa razy więcej prób odbiorów od swoich rywali, dużo więcej przechwytów i - uwaga - ponad pięć razy więcej strzałów. Dziś widać było, która z drużyn wcześniej złapała właściwy rytm meczowy.

Łukasz Piszczek walczy o piłkę z Robertem Lewandowskim w meczu o Superpuchar Niemiec Łukasz Piszczek walczy o piłkę z Robertem Lewandowskim w meczu o Superpuchar Niemiec SASCHA SCHUERMANN/AP

A dlaczego nie Barcelona?

Gdyby nie zobowiązania wobec swojego klubu, Łukasz Piszczek mógłby zostać jednym z reprezentantów Polski na trwające w Zurychu lekkoatletyczne mistrzostwa Europy - oczywiście w sprincie. Dziś przeciwko Bayernowi toczył pojedynki biegowe z nowym nabytkiem mistrzów, Juanem Bernatem. Przegrał w zasadzie tylko raz, gdy w pierwszej połowie musiał faulować, a przy drugim golu Aubameyanga w świetnym stylu asystował. Chociaż polska kolonia w Dortmundzie przez odejście Lewandowskiego i długą absencję Błaszczykowskiego nieco się wykruszyła, to dzięki Piszczkowi kibice Borussii mają powody do radości.

Nic dziwnego, że polskim obrońcą ponoć interesuje się Barcelona, której oferty mogą się urzeczywistnić wobec niepowodzenia w transferze Cuadrado. Jest i kolejny pozytywny aspekt jego wysokiej formy na otwarciu sezonu - wkrótce przecież ważny mecz reprezentacji z Niemcami... Czy na zgrupowanie przyjedzie w nowych barwach? Niektórym się nie odmawia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA