Koniec sezonu Premier League: najwięksi wygrani

Przed ostatnią kolejką Premier League niektórzy z pewnością chcieliby, żeby ten sezon nigdy się nie skończył. Inni marzą, by jak najszybciej o nim zapomnieć. Dziś o największych wygranych wśród piłkarzy angielskiej ekstraklasy pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl. Jutro o tych, którym się nie powiodło.
Jedynego gola w spotkaniu z Crystal Palace zdobył Belg Eden Hazard. Jedynego gola w spotkaniu z Crystal Palace zdobył Belg Eden Hazard. DYLAN MARTINEZ/REUTERS

Hazard, Aguero, Sanchez, De Gea - nazwiska oczywiste

Tak, wszyscy wiemy, że był to sezon Edena Hazarda, że najwięcej bramek zdobył Sergio Aguero, że przebojem angielskie boiska zdobył Alexis Sanchez, że wybitna gra w tym roku ma zapewnić Davidowi de Gei transfer do Realu, że głośno było (nie zawsze z właściwych powodów) o Raheemie Sterlingu. Spróbujmy jednak mówić także o tym, co mniej oczywiste. Oto moja lista bohaterów sezonu - z dwoma polskimi akcentami.

Charlie Adam (Stoke)

Zgoda: nie jest już od jakiegoś czasu piłkarzem Liverpoolu, a w tym sezonie, m.in. po przyjściu do Stoke Bojana Krkicia, grał stosunkowo niewiele (co zresztą może tłumaczyć fakt, że kończy sezon bez czerwonej kartki). Nikt jednak w Premier League nie strzelił dotąd takiej bramki, jak on Thibautowi Courtois.

Nawet David Beckham przed laty w meczu z Wimbledonem uderzał z bliższej odległości. Wreszcie będzie powód do tego, by wspominać Adama z innych powodów niż nadwaga i polowanie na nogi przeciwników.

John Terry John Terry STEFAN WERMUTH/REUTERS

John Terry (Chelsea)

Na Stamford Bridge dokonuje się wymiana pokoleniowa: z grupy trzymającej niegdyś władzę w klubie odeszli Ashley Cole i Frank Lampard, a Petr Cech trafił na ławkę rezerwowych i pewnie odejdzie po sezonie. W pierwszym składzie trwa jednak kapitan, lider i symbol tej drużyny, John Terry. Trwa, i to w jakim stylu: wolny od zobowiązań, związanych z grą w reprezentacji Anglii (choć co jakiś czas o jego powrót upominają się dziennikarze?), zagrał we wszystkich spotkaniach Premier League w tym sezonie, będąc najważniejszą cegłą z muru, jakże często budowanego przed bramką Chelsea przez Jose Mourinho. Przykłady? Żeby nie sięgać pamięcią zbyt daleko, dość przypomnieć mecz z Arsenalem sprzed miesiąca, zremisowany na Emirates 0:0 - 14 wybić kapitana Chelsea z własnego pola karnego i kompletnie wyłączonego z gry Oliviera Giroud. Żadna z defensyw ekstraklasy nie traciła goli tak rzadko jak ta dowodzona przez Johna Terry?ego.

Manchester United - Manchester City Manchester United - Manchester City DARREN STAPLES/REUTERS

Marouane Fellaini (Manchester United)

To miał być sezon Angela di Marii, sprowadzonego do Manchesteru za szalone 66 milionów funtów, to miał być sezon Maty i tak świetnie zapowiadającego się przed rokiem Januzaja, tymczasem miejsce w podstawowym składzie MU Louisa van Gaala wywalczył sobie niechciany w klubie po odejściu Davida Moyesa Marouane Fellaini (a na lewej flance, zamiast kupionego z Realu Argentyńczyka, pojawiał się także, skreślany wcześniej podobnie jak Fellaini, Ashley Young). Grający jako - by użyć określenia Jonathana Wilsona - ?deep-lying target man?, cofnięty snajper, rosły Belg strzelił dla swojej drużyny siedem ważnych bramek. Zapytajcie Emre Cana, jak to jest, czekać w polu karnym, aż w pobliżu wstrzelonej w jego obręb długiej piłki znajdzie się rozpędzony Fellaini.

Diego Costa Diego Costa STEFAN WERMUTH/REUTERS

Diego Costa (Chelsea)

O Fellainim przez lata mówiono w kontekście przepychanek i łokci, podobnie jak o kolejnym z bohaterów tego sezonu, Diego Coście. Urodzony w Brazylii Hiszpan zaczął podbijać Premier League od pierwszego meczu - ze swoją siłą i kontrolowaną przez Jose Mourinho agresją wkomponował się w drużynę natychmiast, strzelając dla niej w kolejnych miesiącach 19 bramek (Fernando Torres, którego zastąpił, w ubiegłym roku strzelił tylko 5?), przy najwyższym w lidze procencie strzałów zamienianych na gole. Brakujące ogniwo do mistrzostwa - z asystami Fabregasa, rzecz jasna.

Harry Kane Harry Kane JON SUPER/AP

Harry Kane (Tottenham)

Zaczynał sezon jako trzeci napastnik Tottenhamu, zakończył jako młody piłkarz roku, nominowany także do tytułu piłkarza roku, zdobywca dwudziestu goli w Premier League, ośmiu w pucharach i jednego w reprezentacji Anglii, do której również zdołał się przebić, w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy dwukrotnie (w związku z podwyżkami, oferowanymi mu przez zapobiegliwego prezesa) przedłużający kontrakt z klubem: czy jest sens rozwijać jeszcze powody, dla których ten, o którym fani na ?White Hart Lane? śpiewają, że jest jednym z nich, musiał znaleźć się w tym zestawieniu? Rok temu mało kto w Europie o nim słyszał, dziś plotkuje się nawet o jego transferze do Realu Madryt i porównuje do Sheringhama czy Shearera. Największy cud sezonu? Fakt, że całe to zamieszanie nie zawróciło jeszcze młodemu Anglikowi w głowie.

Aston Villa - Liverpool Aston Villa - Liverpool KIRSTY WIGGLESWORTH/AP

Christian Benteke (Aston Villa)

A propos cudów: nowy menedżer Aston Villi Tim Sherwood dokonał dwóch. Po pierwsze, utrzymał drużynę w Premier League, po drugie spowodował, że zaczęła wreszcie strzelać bramki (w końcówce rządów Paula Lamberta trzeba było odwołać październikową konkurencję na gola miesiąca, bo piłkarze nie zdobyli ani jednego). Drużyna, czyli przede wszystkim nieskuteczny wcześniej Benteke, który w jedenastu ostatnich meczach strzelił dwanaście goli. Tego lata jego nazwisko będzie jednym z najgorętszych na angielskiej giełdzie transferowej, a zainteresowani Belgiem są ponoć Liverpool, Arsenal i MU.

Łukasz Fabiański Łukasz Fabiański DYLAN MARTINEZ/REUTERS

Łukasz Fabiański (Swansea)

?Arsenal sprzedał nie tego bramkarza? - im dłużej trwał sezon, tym zdanie to powtarzano coraz częściej, nie tylko na walijskich wrzosowiskach. Równa forma przez cały rok, przypieczętowana meczem na Emirates, w którym - także dzięki interwencjom Polaka - udało się wygrać z jego dawnym pracodawcą, powrót między słupki również w reprezentacji, tytuł klubowego piłkarza roku uzyskany po głosowaniu kolegów, a przed ostatnią kolejką szansa na ?złotą rękawicę?, przyznawaną bramkarzowi z największą liczbą czystych kont (ma ich 13, tyle co Hart, Mignolet i Forster - warto dodać, że dotąd się nie zdarzało, by nagrodę dostawał zawodnik niegrający w jednej z pięciu największych drużyn, czyli Chelsea, MU, MC, Arsenalu czy Liverpoolu)? Że jest zbyt cichy i skromny na to, by stać się wielkim bramkarzem? Proszę mnie nie rozśmieszać.

Gylfi Sigurdsson Gylfi Sigurdsson REBECCA NADEN/REUTERS

Gylfi Sigurdsson (Swansea)

Grający niegdyś w Tottenhamie, a dziś awansujący z Watfordem do Premier League bramkarz Heurelho Gomes przestrzega kolegów przed podpisywaniem kontraktów z klubem z White Hart Lane: uważa, że Soldado, Lamela czy Paulinho właśnie trwonią tam najlepsze lata swojej kariery. Nawet jeśli Gomesem powoduje resentyment (sam jest w Tottenhamie pamiętany głównie z kuriozalnych błędów), przykład Gylfiego Sigurdssona mógłby łatwo wzmocnić jego tezę. W ciągu dwóch lat w Londynie Islandczyk nie zdołał przebić się do pierwszego składu i odszedł do Swansea, gdzie do ośmiu goli dołożył aż dziesięć asyst, będąc - obok Fabiańskiego - głównym powodem, dla którego pierwszy pełny sezon menedżerski 36-letniego zaledwie Gary?ego Monka możemy uznać za niezmiernie udany.

Philippe Coutinho Philippe Coutinho CARL RECINE

Philippe Coutinho (Liverpool)

Wszyscy mówią o Raheemie Sterlingu, jego absurdalnych oczekiwaniach kontraktowych i o tym, że najpewniej odejdzie z Liverpoolu, ale w klubie jest przecież inna wielka gwiazda, która dopiero co podpisała nową umowę, i o której sam Steven Gerrard mówił, że dzielenie z nią szatni było przywilejem. Potrafiący jak mało kto wyniuchać wolną przestrzeń między liniami rywala, wybrany przez związek zawodowy piłkarzy do jedenastki roku i nominowany do tytułu piłkarza roku, autor jednego z najpiękniejszych goli sezonu (cudowne uderzenie z dystansu podczas meczu z Southamptonem), w sumie zdobywca ośmiu goli i pięciu asyst - kwitł już przy Suarezie, ale nawet bez niego (i bez zbyt długo kontuzjowanego Sturridge?a) wyciągnął swoją drużynę na miejsce pozwalające grać w przyszłym roku w Lidze Europejskiej.

Francis Coquelin Francis Coquelin TIM IRELAND/AP

Francis Coquelin (Arsenal)

Wielki sezon miał Sanchez, w jego drugiej połowie obudził się Ozil, na swoim, równym i wysokim poziomie grał Cazorla, pokazywali się Ramsey, Oxlade-Chamberlain czy Rosicky - o tym, że Arsenal ma wielu znakomitych graczy zdolnych do kreowania gry w środku pola, wiedzieliśmy zawsze. W tym roku okazało się jednak, że ma również gracza zdolnego do bronienia. Arsene Wenger żartował na temat powróconego zimą z wypożyczenia do Charltonu Francuza, że jest mu przykro, iż nie wydał na niego 40 milionów funtów - wtedy być może kibice ceniliby go bardziej, ale chyba i tak mają świadomość, że okazał się w drużynie brakującym ogniwem. Alex Oxlade-Chamberlain mówi, że nazwisko Coquelina jest pierwsze przy ustalaniu składu. Ze wszystkich, o których tu mówimy, jest chyba największym wygranym, bo takiej eksplozji talentu w trakcie jego tułaczek po wypożyczeniach nikt się chyba nie spodziewał. Coquelin nie tylko rozbija akcje rywali jak najlepsi defensywni pomocnicy angielskiej ekstraklasy (warto przypomnieć w tym kontekście jeden z jego pierwszych występów, w wygranym z MC meczu ze stycznia), ale potrafi też, jak na Kanoniera przystało, utrzymać się przy piłce. Jedyne, co może nas martwić w tym kontekście, to fakt, że droga Krystiana Bielika do pierwszego składu Kanonierów nieco się w związku z jego formą wydłużyła.

Yannick Bolasie po lewej Yannick Bolasie po lewej MATT DUNHAM/AP

Yannick Bolasie (Crystal Palace)

Trudno wyobrazić sobie listę wygranych bez zawodnika Crystal Palace - bo też forma tej drużyny po jej przejęciu przez Alana Pardew domaga się w zasadzie osobnej opowieści. Podczas ostatniego występu Stevena Gerrarda na Anfield Road to skrzydłowy z Londynu stał się bohaterem wieczoru, a kiedy schodził z boiska - oklaskiwali go nawet kibice gospodarzy. Zawsze uśmiechnięty, z nieprawdopodobnym arsenałem sztuczek, on też został ostatnio wyceniony przez swojego menedżera na 40 milionów funtów - a jeśli jeszcze zacznie strzelać więcej goli (w tym sezonie zdobył cztery plus osiem asyst), z pewnością okaże się wart tej sumy.

Sunderland - Leicester Sunderland - Leicester SCOTT HEPPELL/AP

Marcin Wasilewski (Leicester)

Nie miał być piłkarzem pierwszego składu, a kiedy się do niego przebił na początku listopada - ciągle miał stracić miejsce na środku obrony, np. na rzecz sprowadzonego do Leicester Roberta Hutha. A jednak 34-letni Polak wytrwał do końca, ba: strzelił po drodze gola (na Old Trafford) i miał asystę (w wygranym 2:3 dramatycznym meczu z WBA).

Polak jako jeden z symboli najwspanialszej w tym sezonie ucieczki - od połowu kwietnia Lisy wygrały pięć meczów, jeden z remisowały i tylko raz przegrały, ratując się przed niemal pewnym spadkiem? Prawda, że to przyjemna perspektywa?

Saido Berahino Saido Berahino CARL RECINE/REUTERS

Saidi Berahino (West Bromwich Albion)

Kolejny obok Kane?a młody Anglik, który (skądinąd podczas wygranego meczu ze świeżo upieczonym mistrzem Anglii) przekroczył barierę dwudziestu goli w sezonie - i to występując w broniącym się przed spadkiem West Bromwich. Kolejny, przed którym tego lata jeszcze wyjazd na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Kolejny, w kontekście którego padają zawrotne kwoty transferowe. Nic dziwnego: grając jako jedyny napastnik, rozprowadzając kolegów podczas kontrataków, strzelając kolejne gole, w dużej mierze samodzielnie utrzymał WBA w Premier League, a teraz sam zaczyna przebąkiwać o ochocie na grę w Lidze Mistrzów. Warto dodać, że w mniejszych klubach było jeszcze kilku takich: czy możemy wyobrazić sobie walkę Southamptonu o utrzymanie, renesans WHU w pierwszej fazie sezonu i obronę Leicester czy Sunderlandu przed spadkiem, bez goli Tadicia, Sakho, Pelle i Defoe?a?

Sadio Mane (Southampton)

Wspominam go nie tylko w związku z najszybszym hat-trickiem w historii Premier League (3 gole w 2 minuty i 56 sekund podczas meczu z Aston Villą) - także w związku ze wszystkimi szybkimi rajdami po skrzydle Southamptonu, z ciężką pracą dla drużyny w pressingu, z dwunastoma golami i trzema asystami. Nikt się nie spodziewał, że zdemolowany po odejściu Mauricio Pochettino, Adama Lallany, Dejana Lovrena, Caluma Chambersa czy Luke?a Shawa klub podniesie się tak szybko i tak efektownie - porównanie osiągnięć takiego Mane i takiego Lallany, i w ogóle przyjrzenie się osiągnięciom tych, którym wydawało się, że trawa na innych pastwiskach jest bardziej zielona, musi być dla fanów ?Świętych? źródłem ogromnej satysfakcji.

Jonas Gutierrez (Newcastle)

Do największych przegranych sezonu należałoby właściwie wpisać wszystkich piłkarzy Newcastle (niezależnie od tego, czy wyratują się w ostatniej kolejce, jest rzeczą niewiarygodną, że dopuścili do tak wielkiej degrengolady w tak wielkim klubie), z jednym wyjątkiem: Jonasa Gutierreza. On swoją najważniejszą walkę - z nowotworem - już wygrał, a po tym zwycięstwie zdołał jeszcze wrócić na boisko, grając na wszystkich pozycjach wyznaczonych mu przez menedżera i próbując świecić zdemoralizowanym kolegom przykładem. Choć podczas walki o powrót do zdrowia nie miał właściwie wsparcia ze strony klubu, nie obraził się i nie trzasnął drzwiami: grał dla kibiców. Jak widać zdanie, że żaden piłkarz nie jest większy niż klub, nie zawsze musi być prawdziwe.

Frank Lampard Frank Lampard KIRSTY WIGGLESWORTH/AP

Frank Lampard (Manchester City)

Wiele w tym sezonie mówiło się o pożegnaniach - ze Stevenem Gerrardem przede wszystkim, ale także z Bradem Friedelem, który w niedzielę może jeszcze zostać najstarszym grającym piłkarzem w historii Premier League, jednak jedno z pożegnań udało się odroczyć: Frank Lampard, dzięki chytremu wykorzystaniu przez MC swojej amerykańskiej franczyzy, spędził na boiskach Premier League kolejnych 12 miesięcy, śrubując swoje niewiarygodne statystyki do 608 meczów, 176 goli i 102 asyst (w sumie w tym roku strzelił dla MC siedem goli, z czego pięć w Premier League). Niby nie był podstawowym zawodnikiem, niby częściej mówiliśmy o Aguero i Silvie, niby bohaterem drugiego planu często okazywał się Milner, ale jego obecność w szatni, na treningach (był w ich trakcie, jak zawsze, legendarnie pracowity), na ławce i już podczas meczów była przecież nie do przecenienia. O tym, ile straciła Chelsea, można się było przekonać się już we wrześniu, kiedy strzelił jej gola podczas meczu na Etihad. Fakt: drugiego tak bramkostrzelnego pomocnika prędko nie zobaczymy - nie tylko w Premier League.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.