• Link został skopiowany

Piłka nożna. Kto przespał okienko i z utęsknieniem czeka na zimę?

Kiedy 31 sierpnia zamykano okienko transferowe, Arsene Wenger nie wiedział jeszcze, że jego obrońcy zaczną zbiorowo lądować w szpitalu, a Rafa Benitez, że na pierwszego gola Gonzalo Higuaina będzie musiał czekać do końcówki października... Kto jeszcze przespał letnie okienko transferowe i, jak się okazuje, z utęsknieniem czeka na to zimowe?

Arsenal

Wspomniany już Arsene Wenger ma niemały ból głowy. Na chwilę obecną w ekipie "Kanonierów" kontuzjowanych jest dziesięciu piłkarzy, z czego aż trzech to obrońcy: Kieran Gibbs, Laurent Koscielny i Mathieu Debuchy. Wobec tych absencji na ławce ostatnim meczu z Sunderlandem z defensorów siedział tylko młodziutki Bellerin (który musiał zastąpić wspomnianego Gibbsa po tym, jak doznał urazu). Teraz w ekipie "Kanonierów" marginesu błędu już nie ma, a kolejne kontuzje będą oznaczały konieczność sięgnięcia do głębokich rezerw. Wenger przekonuje, że w po najbliższej przerwie na reprezentacje do gry wróci już Koscielny, ale zanim ona nadejdzie, ekipę Wengera wciąż czekają pojedynki z Burnley i Swansea. Z kolei zaraz potem na Emirates Stadium przyjeżdża Manchester United, który z Di Marią, Falcao i Rooneyem na czele z pewnością wykorzysta dosłownie każdą personalną słabość w defensywie ekipy Wengera. Francuz w styczniu nie ma wyjścia i jeśli chce uniknąć takiej sytuacji na wiosnę, w styczniu będzie musiał do ostatnich sekund okienka walczyć o sprowadzenie jak najlepszych obrońców.

Napoli

W tarapatach jest też szkoleniowiec Napoli, Rafa Benitez. Jego Napoli w zeszłym sezonie prowadziło grupę pościgową za Romą i Juventusem, a w tym sezonie po ośmiu kolejkach zajmuje dopiero siódme miejsce, a jego podopieczni grają znacznie poniżej oczekiwań. Zwłaszcza w ofensywie, gdzie Gonzalo Higuain, mimo trzech goli strzelonych w ostatnim starciu z Veroną jest mocno krytykowany (były to jego pierwsze trafienia w tym sezonie), a Marek Hamsik o ile w meczu reprezentacji Słowacji z Białorusią wyglądał znakomicie, o tyle w klubie jego gra pozostawia sporo do życzenia. Benitez sam sobie stworzył problem praktycznie nie zapewniając sobie jakiejkolwiek alternatywy. Z ludzi odpowiedzialnych za strzelanie bramek w jego zespole na miarę swoich możliwości gra chyba tylko Jose Callejon, a Benitez możliwość rotacji ma znikomą. Do tego gra defensywna jego drużyny również pozostawia wiele do życzenia (Napoli straciło więcej goli niż choćby 16. w tabeli Atalanta). Hiszpański szkoleniowiec, zwłaszcza jeśli chce walczyć w tym sezonie o coś więcej niż awans do Ligi Europejskiej, musi rozglądać się za wzmocnieniami na więcej niż jednej pozycji.

Fiorentina

Jeszcze gorzej spisuje się czwarta w zeszłym sezonie siła Serie A - AC Fiorentina. Zespół ten zajmuje w obecnych rozgrywkach dopiero jedenaste miejsce, a z pierwszych ośmiu spotkań wygrał zaledwie dwa. Najbardziej bolesną dla kibiców Fiorentiny jest jednak inna statystyka: Zaledwie sześć strzelonych goli. Gorszą skuteczność ma tylko jeden zespół w lidze, a nawet ostatnia w tabeli Parma strzeliła dwanaście. Fiorentina ewidentnie przespała końcówkę okienka. Nie piszę tu tylko o tym, że największym sukcesem było.. zatrzymanie Cuardado, ale już w sierpniu było wiadomo, że Giuseppe Rossiego, ich najlepszego, ale też najbardziej kontuzjogennego napastnika, czeka bardzo długa przerwa. Teraz wiemy już, że nie ma szans, by wrócił on przed świętami, a odpowiedzialność za strzelanie goli przerzucono na Babacara, który w tym sezonie trafił do siatki ledwie dwa razy. Vincenzo Montella, który stawia dopiero pierwsze kroki w swojej trenerskiej karierze, wie już, że jeśli chce w ogóle myśleć o europejskich pucharach, to musi albo poszukać snajpera z krwi i kości, albo w cudowny sposób przywrócić do zdrowia Rossiego.

Monaco

Co prawda Dmitry Rybolovlev nie jest już tak hojnym darczyńcą jak dawniej, ale jeśli klub traci takich piłkarzy jak James Rodriguez i Radamel Falcao, to musi pomyśleć o następcach, jeśli liczy na walkę o coś więcej niż miejsce w górnej połowie tabeli. Kiedy Monaco rosło w siłę dzięki pieniądzom wspomnianego rosyjskiego oligarchy, do klubu były sprowadzane piłkarze na najwyższym europejskim poziomie, których kusiły nie tylko wielkie pieniądze, ale też - śladem PSG - powrót do Ligi Mistrzów. Pech chciał, że Rybolovlev akurat w momencie, gdy Monaco do Champions League wróciło... rozwiódł się z żoną i stracił gigantyczną część majątku. Zakręcił kurek z pieniędzmi, a Monaco musi walczyć na własną rękę. Co prawda Berbatov, Traore, Carvalho i Kondogbia to wciąż nazwiska, które są doskonale znane w Europie, ale jeśli w klubie nie wykorzystają zysków z Ligi Mistrzów i zimą nie sprowadzą nowych piłkarzy, to ich obecne gwiazdy mogą pójść w ślady Falcao i Jamesa...

Athletic Bilbao

To było ciężkie lato dla Athleticu Bilbao. Co zaskakujące, bo przecież Ernesto Valverde przygotowując się do pierwszego od szesnastu lat sezonu w Lidze Mistrzów powinien być spokojny o przyszłość... A jednak, odejście Andera Herrery pozostawiło w środku polu trudną do załatania wyrwę. Zwłaszcza, jeśli w zespole z San Mames głównym wzmocnieniem zawsze byli wychowankowie. Valverde wiedział, że będzie się też musiał zmierzyć z większą ilością meczów, co wymusza bardziej przemyślaną rotację. O taką niełatwo, zwłaszcza, gdy w ataku poza Adurizem nie ma nikogo, kto gwarantowałby skuteczność na poziomie Ligi Mistrzów, a klub nie ma pieniędzy na ściąganie piłkarzy pokroju Andera Herrery. Dodatkowo z nominalnych pomocników swoje, zaledwie jedno, trafienie dołożył tylko Iturraspe, a sprowadzony za milion euro Borja Viguera, który miał odciążyć wspomnianego Aduriza nie strzelił jeszcze ani jednego gola. Szkoleniowiec Bilbao nie ma więc wyjścia - w styczniu rozejrzeć się za wzmocnieniami i bynajmniej nie mowa tu o rozejrzeniu się w szkółce...

HSV

Strefa spadkowa, trzy gole w pierwszych dziewięciu meczach i brak specjalnych perspektyw. Nowy sezon Bundesligi, póki co, nie napawa fanów HSV specjalnym entuzjazmem... Na pierwszy rzut oka wszystko powinno iść dużo lepiej (a już na pewno lepiej niż miejsce w strefie spadkowej). Rafael van der Vaart tuż za plecami Lasoggi, który przecież w zeszłym sezonie był jednym z najbardziej obiecujących talentów. Lewis Holtby, ponownie wypożyczony z Tottenhamu i całkiem przyzwoita obrona, która straciła tyle goli co piąty w tabeli Bayer Leverkusen. Kibice HSV o europejskich pucharach raczej już nie myślą, ale z kolejki na kolejkę ich sytuacja wcale się nie poprawia, a gdyby Bundesliga zakończyła się w tym momencie, to ich ulubieńcy za rok graliby w niższej klasie rozgrywkowej. Pytanie tylko, kogo w styczniu dokupić, skoro po boisku biegają piłkarze teoretycznie przyzwoici...

Liverpool

Już przed sezonem Brendan Rodgers i kibice Liverpoolu wiedzieli, że strata Luisa Suareza poważnie odbije się na grze zespołu. Mało kto jednak spodziewał się, że klub, który w poprzednim sezonie do ostatniej kolejki walczył o mistrzostwo, teraz regularnie tracił punkty z klubami z dolnej połowy tabeli. Okienko transferowe w którym Liverpool sprowadził m.in. Adama Lallane i Mario Balotellego na pierwszy rzut oka wyglądało dobrze. Rodgers uparcie chciał jednak kontynuować swoją filozofię, grać bardzo szybko, wykorzystując atuty Sterlinga i Sturridge'a. Szybko jednak okazało się, że ten drugi złapał kontuzję, a Sterling kompletnie nie potrafi dogadać się z Balotellim, który do stylu gry Liverpoolu zwyczajnie nie pasuje. Jeden gol strzelony w Lidze Mistrzów to zdecydowanie za mało jak na napastnika, który był na Anfield witany jako następca Luisa Suareza. Latem mówiło się, że Liverpool wzmocnią takie nazwiska jak Alvaro Morata, czy Marco Reus. Patrząc na to, jakie wyniki osiągają ci, których sprowadzono zamiast wspomnianej dwójki, nie ulega wątpliwości, że Rodgers w styczniu wróci na rynek transferowy i to ze sporym workiem pieniędzy...