Puchar Polski. "Cud dwa razy się nie zdarza". Legia wygrywa w finale

"Cud dwa razy się nie zdarza" - mówili kibice Legii przed środowym finałem Pucharu Polski. Jak się okazało, mieli rację. Mistrzowie Polski byli lepsi od Arki Gdynia, którą pokonali 2:1 po bramkach Jarosława Niezgody i Cafu. Piłkarze Leszka Ojrzyńskiego odpowiedzieli jedynie trafieniem Dawida Sołdeckiego, i nie obronili trofeum.

Walka i zaangażowanie Legii

- Doskonale znamy zespół Arki. Analizowaliśmy dogłębnie jej grę. Do finału podchodzimy z gorącym sercem i chłodną głową. Jesteśmy gotowi - zapowiadał przed środowym finałem trener Legii, Dean Klafurić.

Gorące serca piłkarzy mistrzów Polski było widać od samego początku meczu - grali z zaangażowaniem, walczyli o każdą piłkę i mieli plan. Już 2. minucie stworzyli duże zagrożenie po świetnym długim podaniu Michała Pazdana, które w polu karnym opanował Michał Kucharczyk. Ostatecznie skrzydłowy Legii stracił jednak piłkę.

To, czego nie udało się zrobić w 2. minucie, udało się zrobić dziesięć minut później. Legioniści zaatakowali prawym skrzydłem, Domagoj Antolić dośrodkował w pole karne, a tam pojedynek główkowy z obrońcami Arki wygrał Jarosław Niezgoda, który pokonał Pavelsa Steniborsa i otworzył wynik meczu.

Zespół Deana Klafuricia po pierwszej bramce spokojnie kontrolował przebieg gry i nie dopuszczał rywali do groźnych sytuacji. Sam groźne sytuacje jednak stwarzał, a jedna z nich zakończyła się kolejnym golem, w 29. minucie. Michał Kucharczyk rozpoczął akcję na prawym skrzydle, zagrał w pole karne, piłka odbiła się od nogi jednego z obrońców gdynian i trafiła prosto do wbiegającego Cafu, który pewnym strzałem po ziemi podwyższył na 2:0.

Legia po raz pierwszy rozluźniła się pod koniec pierwszej i na początku drugiej połowy. Wtedy groźnie uderzali kolejno Mateusz Szwoch i Rafał Siemaszko, który pojawił się na boisku po przerwie. Obydwa uderzenia wybronił jednak Radosław Cierzniak, z pierwszym mając jednak problemy. 

Później, po jednym z dośrodkowań Arki, Cierzniak złapał piłkę i długim wyrzutem starał się wznowić grę, ale piłka trafiła pod nogi Michała Nalepy. Zawodnik gdynian chciał przelobować bramkarza Legii, ale uderzył zbyt wysoko, a piłka przeleciała nad poprzeczką.

Race przerwały widowisko

W 60. minucie gra została wstrzymana na kilka minut przez race odpalone przez kibiców.

Kibice podczas finału Pucharu Polski
Bartosz Rzemiński

Kibice podczas finału Pucharu Polski
Bartosz Rzemiński

Kibice podczas finału Pucharu Polski
Bartosz Rzemiński

Od 71. minuty Arka musiała grać w osłabieniu. Grzegorz Piesio, który wszedł na boisko w 46. minucie, by ożywić grę drużyny Leszka Ojrzyńskiego, brutalnie zaatakował Sebastiana Szymańskiego. Sędzia błyskawicznie przerwał grę i po krótkiej konsultacji z asystentami ukarał zawodnika czerwoną kartką.

W końcówce Legioniści oddali jeszcze kilka strzałów, m.in. ten głową Niezgody, czy ten zablokowany przez obrońców Szymańskiego. Młody skrzydłowy okazji do wpisania się na listę strzelców miał więcej, bo w 82. minucie dobrze przymierzył z rzutu wolnego, ale piłka minimalnie przeleciała nad poprzeczką. Warszawiacy prowadzenia już nie podwyższyli.

Arka zdołała natomiast zdobyć bramkę kontaktową. W 99. minucie Dawid Sołdecki najlepiej odnalazł się w polu karnym i mocnym strzałem pokonał Cierzniaka. Gdynianie do remisu nie zdążyli już jednak doprowadzić.

Puchar Polski po roku przerwy wrócił do Legii, Arka nie zdołała obronić trofeum, a warszawiacy zdobyli go 19. raz w historii. "Puchar jest nasz" - rozbrzmiało na sektorze warszawskich kibiców po ostatnim gwizdku sędziego, który rozległ się dokładnie w 100. minucie, 10. doliczonego czasu gry.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.