W środę finał 64. edycji Pucharu Polski. Na Stadionie Narodowym w Warszawie zmierzą się Arka Gdynia, czyli dwukrotny triumfator i obrońca tytułu oraz Legia, która po to trofeum sięgała rekordowo często, bo aż 18-krotnie, po raz ostatni w 2016 roku. Początek spotkania o godz. 16, relacja na żywo w Sport.pl.
Dlaczego to legioniści wygrają środowe spotkanie? Przede wszystkim dlatego, że są lepszą drużyną i mają lepszych zawodników. Dean Klafurić na każdej pozycji dysponuje co najmniej jednym piłkarzem lepszym od tych, których w kadrze posiada Leszek Ojrzyński.
Co więcej, nie będzie wielkim nadużyciem, jeśli stwierdzimy, że mistrzowie Polski nawet wśród rezerwowych mają lepszych graczy niż Arka w teoretycznie najmocniejszym, podstawowym składzie. Trudno wskazać kogokolwiek z gdyńskiego zespołu, o kim marzyłby Klafurić. Ojrzyński zaś, gdyby tylko mógł, sprowadziłby pewnie większość legionistów do swojej kadry.
W bramce Arkadiusz Malarz, w obronie Michał Pazdan, w pomocy Kasper Hamalainen czy młody Sebastian Szymański, a w ataku skuteczny Jarosław Niezgoda - każdy z zawodników Klafuricia będzie mógł wstrząsnąć rywalem w każdej chwili.
Chociaż Arka triumfowała w Pucharze Polski przed rokiem i środowy finał nie będzie dla niej nowością, to i tak Legia jest zespołem zdecydowanie bardziej doświadczonym. Kilku graczy dobrze pamięta zwycięskie finały sprzed dwóch i trzech lat. Ci, którzy w nich nie grali, mają za sobą występy w meczach o dużą stawkę, przed dużą publicznością, ale w innych ligach.
Kilku legionistów, reprezentantów Polski, Stadion Narodowy zna doskonale z meczów kadry Adama Nawałki. Dla gdynian będzie to dopiero, co najwyżej drugi występ na tym pięknym stadionie, przed taką publicznością. W Legii odpowiedniego doświadczenia zdają się nie mieć jedynie Szymański i Niezgoda, ale o to, że poradzą sobie z presją, w Warszawie mogą być spokojni. Wszak obaj radzą sobie z nią na co dzień przy Łazienkowskiej.
Po kryzysach i turbulencjach z tego sezonu, mistrzowie Polski wreszcie zdają się wracać do wysokiej formy. Po zwolnieniu Romeo Jozaka warszawiacy grali trzy mecze i wszystkie wygrali. Chociaż zaczęło się od wymęczonego triumfu w półfinale Pucharu Polski z Górnikiem, to ligowe zwycięstwa z Wisłą Kraków i Koroną mogą napawać optymizmem.
Wysoką formę wciąż utrzymuje Malarz, przed którym coraz pewniej prezentują się obrońcy z Pazdanem na czele. Coraz jaśniej błyszczy Szymański, w ostatnich tygodniach dyspozycją zaskakiwał też Pasquato, w trudnych chwilach (jak zwykle) Legię dźwigał Michał Kucharczyk, a skuteczności nie zatracił Niezgoda. W decydujących momentach sezonu warszawiacy wreszcie nawiązują do swoich możliwości, co nie będzie bez znaczenia w środowym finale.
Raptem 3 z 14 meczów wygrali piłkarze Ojrzyńskiego w tym roku. Chociaż gdynianie mają niemal zapewnione utrzymanie w Ekstraklasie, to w rundzie wiosennej zawodzą na całej linii. Arce udało się pokonać Bruk-Bet Termalicę (4:0) i Legię (1:0) w lidze oraz Koronę w Pucharze Polski (1:0). To zdecydowanie za mało.
Kibiców z Gdyni martwić mogą zwłaszcza ostatnie tygodnie, bo chociaż to w nich Arka zapewniła sobie awans do finału na Stadionie Narodowym, to przegrała też dwukrotnie derby (2:4, 1:2) i starcie z Sandecją (1:3). Najlepszym podsumowaniem obecnej dyspozycji gdynian był piątkowy blamaż z Piastem Gliwice, który rozbił drużynę Ojrzyńskiego aż 5:1.
Chociaż arkowcy zgodnie podkreślali, że myślami byli już przy meczu z Legią, to jednak taka porażka z pewnością wiele mówi o ich aktualnej formie.
Przed rokiem Arka sensacyjnie zdobył Puchar Polski, pokonując w finale Lecha Poznań. Zespół Ojrzyńskiego pokonał piłkarzy Nenada Bjelicy po dogrywce 2:1, a gole strzelali wtedy Rafał Siemaszko i Luka Zarandia. To była sensacja, bo "Kolejorz" walczył o mistrzostwo Polski, a gdynianie do samego końca sezonu musieli drżeć o utrzymanie w lidze.
Teraz szoku nie będzie. Legia wszystkie argumenty ma po swojej stronie, i w przeciwieństwie do Lecha, na pewno nie zlekceważy rywala. Zespół Klafuricia niedawno przegrał w Gdyni, więc będzie żądny rewanżu, podwójnie zmotywowany. Warszawiacy mają za sobą trudny sezon, ale pierwsze trofeum doda im pewności siebie, napędzi na końcówkę ligi i osłodzi kibicom wszystkie dotychczasowe trudne chwile. W szatni wszyscy podejdą do tego meczu na wielkiej motywacji, więc dlatego cud nie zdarzy się po raz drugi.