5 taktycznych rzeczy po piłkarskim weekendzie

Pierwsze zwycięstwo argentyńskiego "Szaleńca" w Ligue 1, kolejne problemy Louisa van Gaala w Manchesterze United oraz powrót dawno nie widzianego aspektu w grze Barcelony... Taktyczne niuanse piłkarskiego weekendu w Europie omawia Michał Zachodny.

Mocne wejście Schmidta

Trudno o bardziej wymarzone rozpoczęcie sezonu w nowym klubie dla szkoleniowca, niż gol w siódmej sekundzie prestiżowego spotkania. Roger Schmidt wyrobił sobie niezłą markę pracą w Austrii, gdzie w 57 meczach jego Red Bull Salzburg przegrał ledwie sześć razy. Wcześniej prowadził kluby w niższych ligach niemieckich, więc letnia przeprowadzka do Leverkusen była interesująca nie tylko przez wzgląd na futbol jaki 47-latek preferuje. Jednak przeciwko Borussii Dortmund zabrakło wysokiego pressingu, wymienności pozycji i ciągłych ataków - po części właśnie dzięki bramce Karima Bellarabiego. Bayer szybko skupił się wyłącznie na bronieniu i chociaż Bernd Leno musiał kilka razy się wysilić przy strzałach rywali, to formacja defensywna spisywała się bez zarzutu. Piłkarze Schmidta "zamknęli" środek pola, zmuszając przeciwników do gry skrzydłami i dośrodkowań - z tymi Spahić i Toprak radzili sobie świetnie (tylko 1 na 18 prób wrzutek była dokładna). Oczywiście taka gra odbiła się negatywnie na futbolu Bayeru, co pokazuje choćby bardzo niska dokładność podań drużyny - ledwie 59 proc.. Pod tym względem wybijali się Bellarabi i Calhanoglu. Zwłaszcza po tym drugim kibice "Aptekarzy" wiele sobie obiecują. Dwudziestoletni ofensywny pomocnik już w tym wieku imponuje inteligencją w poruszaniu się po boisku, szukaniu gry i umiejętnością dokładnego rozegrania z pierwszej piłki. Był on jednym z niewielu piłkarzy Bayeru, którzy radzili sobie z agresywnym pressingiem gospodarzy. Zwycięstwo jest oczywiście ważne, ale kibice będą liczyli na więcej futbolu w stylu Salzburga. Może takim znakiem lepszej gry będzie drugi gol z czwartej minuty doliczonego czasu? Wtedy, zamiast desperacko wybijać piłkę z własnego pola karnego, piłkarze Bayeru wysoko zaatakowali próbującą błyskawicznie rozegrać akcję Borussię, Bellarabi zaliczył świetny odbiór futbolówki od Durma i rozegrał ją do Kiesslinga, który pewnie skończył ten ruch. Na szczęście dla Bundesligi, Schmidt nie ma w zwyczaju "parkowania autobusu"...

Grzegorz Krychowiak Grzegorz Krychowiak MARCELO DEL POZO/REUTERS

Air "Krychowiak"

Chociaż reprezentant Polski zaczął mecz od faulu na Parejo już w pięćdziesiątej sekundzie, to później po debiutancie w La Liga nerwów już nie było widać. Wręcz przeciwnie - występ Krychowiaka był podkreśleniem jego atutów, które znamy bardziej z jego gry w Ligue 1 niż w drużynie narodowej. Przeciwko Valencii polski pomocnik był jak zwykle zdyscyplinowany, zawsze dobrze ustawiony i zdecydowany w swoich interwencjach. W środku pola nie miał sobie równych, zaliczył pięć skutecznych odbiorów, miał trzy udane dryblingi i jeden przechwyt. Dobrego występu nie skreśliło nawet spóźnienie z kryciem przy wyrównującym golu Orbana. Są oczywiście aspekty w grze Krychowiaka, które wymagają poprawy - w nieco bardziej niechlujnej lidze francuskiej dokładność podań na poziomie 80 proc. przechodziła niezauważona, natomiast już w debiucie w Hiszpanii Polak zaliczył kilkanaście niecelnych podań. Niepotrzebne próby przyspieszania gry, szukania zbyt ambitnych prostopadłych zagrań oznaczały starty piłki i posiadania. Na szczęście styl Krychowiaka łatwo może przypaść do gustu każdemu kibicowi - zwłaszcza jego waleczność, poświęcenie i wysiłek jaki wkłada w spotkanie. W sobotę był ważnym ogniwem Sevilli i piłkarzem ze wszystkich zdecydowanie najlepiej grającym w powietrzu - stąd Air "Krychowiak".

Angel Di Maria Angel Di Maria DANIEL OCHOA DE OLZA/AP

Jakie problemy rozwiąże Di Maria?

Skoro sam Louis van Gaal przyznaje, że Sunderland był bliżej zwycięstwa w meczu z Manchesterem United, niech zaświadczy to o martwiącej przeciętności niedawnych mistrzów Anglii. Po całkiem niezłym otwarciu "Czerwone Diabły" na Stadionie Światła marniały z każdą minutą. Znów w przerwie Holender był zmuszony zmieniać ustawienie swojej drużyny, chociaż nie tylko ze względu na kontuzję Chrisa Smallinga. United brakowało kreatywności i szybkości w rozegraniu. W zeszłym sezonie Robin van Persie narzekał, że koledzy często wchodzą mu w drogę - dziś wydawało się, że to właśnie napastnicy van Gaala przeszkadzali w rozegraniu Juanowi Macie. Nie pomagało to, że Cleverley i Fletcher raczej rozciągali grę Manchesteru niż nadawali jej wyższe tempo, które mogłoby zaskoczyć znacznie lepiej zorganizowany Sunderland. Zwłaszcza na lewej stronie był problem, bo kolejny słaby mecz zaliczył Ashley Young. Nic dziwnego, że van Gaal sprowadza już trzeciego lewonożnego piłkarza - po Shawie, Rojo teraz za ponad 60 milionów funtów na Old Trafford trafi Angel di Maria. Czy Argentyńczyk rozwiąże problemy United? Jakość i uniwersalność piłkarza Realu predysponuje go do gry na skrzydle lub w środku pola, ale czy akurat w preferowanym obecnie systemie 3-5-2? Ofensywnie grający skrzydłowi często słabo wypadają na pozycji bardziej wycofanej, a w środku pola van Gaal potrzebuje bardziej stonowanych piłkarzy i wkrótce do zdrowia wróci Carrick oraz Herrera. Holender nie wyklucza zmiany ustawienia, dopasowania go pod wykonawców, a np. w 4-3-3 byłoby więcej możliwości jak najlepszego wykorzystania Di Marii. - Ale w takim razie musiałbym wybierać między Rooneyem a van Persiem - stwierdził w jednym z ostatnich wywiadów van Gaal, raczej negatywnie odnosząc się do tego pomysłu. Na razie nawet przy słabych wynikach Holendra broni to, że wciąż nie mogliśmy zobaczyć najmocniejszej jedenastki Manchesteru United. Van Gaal twierdzi, że potrzebuje dwóch, trzech miesięcy na przekazanie pełni swojej wiedzy drużynie. Kibice "Czerwonych Diabłów" nie mogą się doczekać października...

Szaleniec wreszcie wygrywa

Z ciekawością przyglądano się powrotowi Marcelo Bielsy na ławkę trenerską - Argentyńczyk latem podpisał kontrakt z Olympique Marsylia, gdzie miał znacznie poprawić wyniki drużyny. Po obiecujących transferach i dobrych wynikach w okresie przygotowawczym dwa otwierające sezon Ligue 1 spotkania przyniosły ledwie jeden punkt. Ustawiona w charakterystycznym dla Bielsy systemie 3-3-3-1 drużyna miała olbrzymie problemy z organizacją defensywy, a obrońcy często dawali się zaskakiwać przy prostopadłych podaniach rywali. Tak właśnie Montpellier pokonało Marsylię w drugiej kolejce na otwarcie pięknie odnowionego Stade Velodrome. W sobotę przeciwko Guingamp wyglądało to już znacznie lepiej - przede wszystkim druga linia Olympique skutecznie pracowała w pressingu (zwłaszcza Ginaelli Imbula), a odpowiadający za kreatywność stwarzali kolejne szanse dla Pierre-Andre Gignaca. Jedną z nich tuż po przerwie napastnik wykorzystał, chociaż jego trener pozostał niewzruszony, energicznie mieszając łyżeczką w swoim espresso. Może dlatego, że przeciwko Bastii jego zespół wypuścił z rąk dwubramkowe prowadzenie? Po ostatnim gwizdku i minimalnym zwycięstwie Marsylii było więcej ulgi niż radości, choć nie wszystkie problemy zniknęły. Po pierwsze, kontuzjowanego Gignaca zniesiono z boiska przed końcem meczu. Po drugie, Bielsa wciąż wywołuje kontrowersje. Najpierw zaczęło się od wysyłania niechcianym piłkarzom e-maili i SMS-ów, a ostatnio Argentyńczyk starł się w ośrodku treningowym z Amalfitano, któremu zabronił pojawiania się na zajęciach. Może lepsza gra i pierwsze oznaki zrozumienia jego filozofii oddalą te problemy i w Marsylii wszyscy wreszcie skupią się na boisku? Na to przecież wszyscy czekamy.

FC Barcelona FC Barcelona MANU FERNANDEZ/AP

Wraca stara Barcelona?

Może należy to mówić trochę ciszej, by nie stawiać Luisa Enrique wobec niezręcznych porównań do najlepszej drużyny dwudziestego pierwszego wieku, ale Barcelona zdaje się wracać do podstaw, które przypomniał jej Pep Guardiola. Niekoniecznie widać to było w pierwszej połowie starcia ze słabym Elche, ale dopiero po przerwie. Jeśli wtedy ktokolwiek spodziewał się kłopotów gospodarzy, którzy byli osłabieni po czerwonej kartce Javiera Mascherano, to mógł się mocno zaskoczyć. Bo Barcelona jeszcze mocniej ruszyła do ataku. By nie stawiać żadnych wyzwań przed niezgraną dwójką stoperów (Bartra - Mathieu), ofensywni zawodnicy naskakiwali na próbujących rozgrywać piłkę przeciwników. Połowa odbiorów Katalończyków w drugiej połowie była pod polem karnym Przemysława Tytonia. Messi, Rakitić i Busquets mieli najwięcej prób interwencji, cała drużyna tych nieudanych miała ledwie pięć. Kibice będą zachwycać się debiutem Munira w którym 18-latek strzelił gola, lecz widać było, że jeszcze brakuje mu zdecydowania w rozegraniu akcji w kluczowych momentach. Błysnął za to Messi, znów w roli "fałszywej dziewiątki", wyciągając stoperów rywala i atakując ich na szybkości z piłką przy nodze, następnie w charakterystyczny sposób "wprowadzając" piłkę do siatki - bardziej podaniami niż strzałami. Polski bramkarz Elche tym uderzeniom bezradnie się przyglądał. Oczywiście rywal był w niedzielę słaby, ale sygnały zostaną odebrane bardzo pozytywnie - zwłaszcza, że w poprzednim sezonie Barcelona zwykle bitwy na pressing przegrywała, rzadko też będąc zespołem inicjującym tego rodzaju defensywę. Nie da się też ukryć, że spory wpływ na to miało pojawienie się bardziej dynamicznego Rakiticia w miejsce Xaviego. Utytułowany hiszpański pomocnik w niedzielę nie pojawił się na boisku nawet na minutę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA