Liga Europy. Krychowiak jednym z dziesięciu?

"Sky Sports", "Marca" i UEFA dopiero co umieściły go w "11" sezonu ligi hiszpańskiej, a teraz może zostać pierwszym Polakiem w historii, który europejski puchar w piłce nożnej zdobędzie w swoim kraju. Czy Grzegorz Krychowiak zostanie bohaterem finału Ligi Europy? Przed nim tylko dziewięciu naszych piłkarzy zdobywało któreś z europejskich trofeów. Relacja na żywo z meczu Sevilla - Dnipro ze Stadionu Narodowego w Warszawie w Sport.pl w środę o godz. 20.45.

Ambasador idzie po swoje?

Widowiskowo zatrzymywał i Cristiano Ronaldo, i Lionela Messiego, przez cały sezon zarówno ligowy, jak i pucharowy dawał Sevilli siłę. Krychowiak już w pierwszym roku gry w Primera Division stał się jej gwiazdą. Do końca walczył z zespołem z Andaluzji o czwarte miejsce dające prawo gry w eliminacjach następnej edycji Ligi Mistrzów [lepsza o punkt była ostatecznie Valencia]. Dla 25-latka finał Ligi Europy, którego zwycięzca uzyska awans do fazy grupowej Champions League, jest ukoronowaniem świetnej gry. Wystąpił w niej w 12 meczach, zdobył jednego gola (w wygranym 2:0 meczu z Feyenoordem, w fazie grupowej). W finale zagra na pewno. Jest jego ambasadorem. Prosi polskich kibiców o wsparcie dla Sevilli. Bukmacherzy są przekonani, że będzie pierwszym Polakiem, który w swoim kraju zdobędzie jeden z europejskich pucharów. Kurs na to, że Ligę Europy wygra Sevilla w firmie Fortuna wynosi tylko 1,26. Stawiając na Ukraińców można dostać ponad trzykrotność (kurs 3,45) wniesionej stawki. U boku których polskich piłkarzy stanie "Krycha", jeśli w środę nie dojdzie do sensacji?

Piękność nocy numerem 1

Najbardziej utytułowanym polskim piłkarzem w europejskich rozgrywkach klubowych jest Zbigniew Boniek. Z trzech najważniejszych rozgrywek - Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (dzisiejsza Liga Mistrzów), Pucharu Zdobywców Pucharów i Pucharu UEFA (Liga Europy jest ich połączeniem) nie zdobył tylko ostatniego. W sezonie 1983/1984 Boniek strzelał dla Juventusu gole w 1/16 finału PZP z Lechią Gdańsk (7:0 i 3:2), w 1/8 z PSG (2:2 i 0:0), w półfinale z Manchesterem United (1:1 i 2:1) oraz w finale z FC Porto (2:1), na wagę zwycięstwa. Jako triumfator PZP Juve zmierzyło się w meczu o Superpuchar Europy ze zdobywcą Pucharu Europy - Liverpoolem. W wygranym przez Włochów spotkaniu 2:0 Boniek zdobył oba gole. Oba kluby spotkały się pół roku później, w finale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych kończącym sezon 1984/1985. W tamtych rozgrywkach Boniek strzelił tylko jednego gola (w półfinale z Bordeaux - 3:0 i 0:2), ale znów był bohaterem. Bo na brukselskim Heysel jedyny gol finału padł z rzutu karnego (strzelił Michel Platini), który wypracował (inna sprawa, że "jedenastkę" podyktowano niesłusznie, bo faul był przed polem karnym). Dlaczego Boniek błyszczał właśnie wtedy, kiedy Juve rozgrywało swe najważniejsze mecze i przeżywało najpiękniejsze noce? - Wielki śpiewak daje z siebie wszystko w La Scali, a nie w prowincjonalnym teatrze, a ja wtedy, gdy patrzy na mnie cała Europa, a nie pół Avellino czy Cremony - wyjaśnił kiedyś włoskim dziennikarzom.

Młynarczyk zatrzymał wielkich

Zaraz za Bońkiem trzeba klasyfikować Józefa Młynarczyka. FC Porto z naszym bramkarzem w składzie było w 1987 roku sprawcą jednej z największych sensacji w historii finału Pucharu Europy. Skróty z meczu z Wiednia można oglądać od 14 minuty i 27 sekundy nagrania. Oddajemy głos Młynarczykowi. - Kiedy dotarliśmy do Wiednia, byliśmy zagubieni. Mnóstwo kamer, wywiady dla telewizji z całego świata, to wszystko było dla nas trudne. A kiedy się dowiedzieliśmy, że bukmacherzy za zwycięstwo Bayernu płacą tyle co nic, a za nasz triumf aż 19-krotność wniesionej stawki, zrozumieliśmy, jak bardzo wszyscy są pewni, co się stanie. Dotarło do nas, że jesteśmy uznawani za chłopców do bicia. W sumie nic dziwnego. W Bayernie grały wtedy takie gwiazdy jak Andreas Brehme, Lothar Matthaus, Dieter Hoeness czy znakomity bramkarz Jean-Marie Pfaff. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1, bo zaczęliśmy mecz zbyt bojaźliwie. Miałem sporo roboty, Bayern wiele piłek rzucał na Hoenessa, bo to był kawał chłopa i świetnie grał głową. Ale wiedziałem, że będę musiał wychodzić do centr i na przedpolu zagrałem naprawdę dobrze. Bayern mieliśmy rozpracowany, musieliśmy tylko w siebie uwierzyć. W szatni wzięliśmy się w garść, trener powiedział w kilku ostrych słowach, że nie mamy nic do stracenia i musimy zacząć grać to, co potrafimy. Uświadomił nam, że Bayern wcale nie jest aż tak straszny, jak go wszyscy przedstawiali. Podjęliśmy walkę i udało się wygrać, Bayern już nie był w stanie zrobić nam krzywdy. Młynarczyk doskonale pamięta i mecz, i to, co się działo, kiedy zespół wrócił do Portugalii. - Oj, było wesoło. Przylecieliśmy czarterem z Wiednia zaraz po meczu. Tam czasu na świętowanie nie było, zrobiliśmy tylko rundę honorową na stadionie, napiliśmy się szampana i ruszyliśmy w drogę. Za to w Porto na lotnisku służby porządkowe w ogóle nie mogły sobie poradzić z kibicami. Ludzie wpadli na płytę lotniska, tłum był tak wielki, że nie mogliśmy wyjść z samolotu. Do tych tysięcy fetujących fanów wydostał się prezydent klubu, uprosił ich, żeby się przenieśli na stadion, obiecał, że włączy tam światła, pokażemy puchar i razem będziemy świętować. Wszystko działo się ok. 5.30 rano. Negocjacje trwały chyba z godzinę, w końcu kibice odjechali na stadion, my też tam dotarliśmy i razem spędziliśmy dwie piękne godziny. Pięknie Młynarczyk i jego Porto spisali się też w listopadzie 1987 i styczniu 1988 roku. W dwumeczu o Superpuchar Europy Portugalczycy dwa razy 1:0 pokonali Ajax Amsterdam, ówczesnego triumfatora Pucharu Zdobywców Pucharów. Holendrzy mieli w składzie takie gwiazdy jak Danny Blind, Aron Winter, Rob Witschge, Jan Wouters, Dennis Bergkamp czy Ronald de Boer.

Dudek wytańczył miejsce w historii

Młynarczyk bronił w finale z wielką niespodzianką, a Dudek - w finale z jednym z najwspanialszych powrotów w historii. Do przerwy meczu o triumf w Lidze Mistrzów w sezonie 2004/2005 Liverpool przegrywał z Milanem 0:3. A po niej? - Stało się coś, w co nie wierzyliśmy. W przerwie rozmawialiśmy o tym, że musimy uniknąć kompromitacji. A kiedy wyszliśmy z szatni, byliśmy w szoku, bo nasi kibice na stojąco, mocno śpiewali "You?ll never walk alone" [hymn Liverpoolu]. Oni wierzyli, że to nie koniec, wsparli nas przy fatalnym wyniku. To było niesamowite, zaczęliśmy walczyć i odmieniliśmy wszystko - opowiada bohater stambulskiego finału. Bohater, bo w dogrywce Dudek w niesamowity sposób zatrzymał strzał i dobitkę Andrija Szewczenki, a w serii rzutów karnych z pięciu rywali pokonali go tylko dwaj. Szewczenkę, a wcześniej Serginho i Andreę Pirlo Polak zdeprymował, tańcząc na linii. - Minęło 10 lat, a ciągle o tym opowiadam. Jak jeżdżę z drużyną legend Liverpoolu po świecie, to fani wszędzie włączają nam skróty z tego finału, a ode mnie chcą wiedzieć, jak wpadłem na taki szalony pomysł i co czułem, kiedy tak dobrze mi szło. Ale opowiadanie o tym wszystkim cały czas sprawia mi dużą przyjemność. Czuję, że to nigdy nie będzie zapomniane, a fajnie zyskać pewną nieśmiertelność - mówi Dudek. I jeszcze raz przypomina, że na karne szedł uskrzydlony tym, czego wraz z kolegami dokonał wychodząc ze stanu 0:3. ? Po zatrzymaniu Szewczenki w dogrywce poczułem, że to mój wieczór. Przed karnymi byłem spokojny, bardzo pewny siebie. Jamie Carragher prosił mnie na wszystko, żebym spróbował jakoś zdekoncentrować graczy Milanu, a ja pomyślałem "czemu nie"? I poszło, zabawa była świetna - mówi Dudek. Szkoda tylko, że później Polakowi zepsuły ją kontuzja łokcia i Rafa Benitez. Hiszpański trener sprowadził do bramki swojego rodaka Jose Reinę. I to on zagrał w meczu o Superpuchar Europy, w którym Liverpool pokonał CSKA Moskwa 3:1.

Buncol też przegrywał 0:3

Swój wielki powrót od 0:3 w finale europejskiego pucharu przeżył też Andrzej Buncol. "Ten mały Polak o wielkim sercu dokonuje cudów" - zachwycali się Niemcy naszym pomocnikiem napędzającym grę Bayeru Leverkusen w rewanżowym meczu z Espanyolem Barcelona. W Katalonii podopieczni Ericha Ribbecka przegrali 0:3, u siebie do przerwy nie potrafili zdobyć gola. - Mieliśmy pecha. I w pierwszej połowie w Leverkusen, i w pierwszym spotkaniu. Stworzyliśmy sobie sporo sytuacji, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Przed drugą połową rewanżu maksymalnie się zmobilizowaliśmy, postanowiliśmy, że pewny swego Espanyol jeszcze się zdziwi - wspomina Buncol. Trzeci gol padł po jego dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Po bezbramkowej dogrywce Bayer lepiej wykonywał rzuty karne. - Tamta edycja Pucharu UEFA była dla nas świetna. Po drodze do trofeum pokonaliśmy Austrię Wiedeń, Tuluzę, Feyenoord, Barcelonę z takimi sławami jak Zubizaretta, Schuster i Lineker oraz Werder - wylicza Buncol. - Tamten sukces jest wciąż największym w historii Leverkusen - dodaje.

Tomasz Rząsa Tomasz Rząsa Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Rząsa u siebie, ale nie w Polsce

Następnymi Polakami, którzy zdobyli Puchar UEFA byli Tomasz Rząsa i Euzebiusz Smolarek. W sezonie 2001/2002 ich Feyenoord Rotterdam grał w Lidze Mistrzów. W grupie H zajął trzecie miejsce - za Bayernem Monachium i Spartą Praga, a przed Spartakiem Moskwa. Rząsa był podstawowym zawodnikiem holenderskiego klubu, kwestię gry Smolarka zostawmy na później. Nasz obrońca wystąpił we wszystkich sześciu meczach w Champions League i we wszystkich spotkaniach Feyenoordu w Pucharze UEFA - w trzeciej rundzie z Freiburgiem, w czwartej z Glasgow Rangers, w ćwierćfinale przeciw PSV, w półfinałach z Interem Mediolan i w finale z Borussią Dortmund. - Mieliśmy to szczęście, że finał zaplanowano na naszym stadionie. Zagraliśmy więc przed własną publicznością. Pomogła nam też Borussia, bo przyjechała rozkojarzona zdobyciem mistrzostwa Niemiec. Prezent zrobił nam Juergen Kohler. Lider ich obrony niespodziewanie stracił piłkę i chcąc ratować sytuację sfaulował Jona Dahla Tomassona, za co dostał czerwoną kartkę, a my mieliśmy rzut karny. To zdarzenie z 30. minuty ustawiło mecz, choć do końca było ciekawie - wspomina nasz obrońca. Feyenoord, w którego składzie byli wtedy m.in. Pierre van Hooijdonk, Shinji Ono, Bonaventure Kalou czy Robin van Persie, wygrał 3:2.

Lewandowski skończył historię

Ostatnim Polakiem, który świętował zdobycie europejskiego pucharu był Mariusz Lewandowski. Niestety, świętował za mocno. - Cieszyliśmy się przez trzy dni - wyznał w jednym z wywiadów zaraz po wygraniu Pucharu UEFA w sezonie 2008/2009. Pomocnik Szachtara Donieck w tamtych rozgrywkach często wchodził na boisko z ławki rezerwowych, ale finał z Werderem Brema rozegrał cały. Ukraińcy wygrali 2:1 po dogrywce. I zostali ostatnim zdobywcą Pucharu UEFA. Po tamtej edycji miejsce rozgrywek zajęła Liga Europy. Za zwycięstwo w historycznym meczu zawodnicy Szachtara otrzymali po 400 tys. euro premii. I bawili się w najlepsze, przez co przegrali finisz ligi ukraińskiej i finał krajowego pucharu (z Połtawą). Drużynie, która w Europie wyeliminowała m.in. Tottenham, CSKA Moskwa, Marsylię i Dynamo Kijów w końcówce sezonu na pewno nie zabrakło nagle umiejętności.

Bohaterowie drugiego planu

W finale Ligi Mistrzów w sezonie 2007/2008 bramki zwycięskiego Manchesteru United strzegł Edwin van der Sar. Ale do zdobycia pucharu przyłożył się również Tomasz Kuszczak. Zmiennik Holendra w tamtej edycji zagrał w fazie grupowej dwa razy przeciw Romie (1:0 i 1:1) i raz ze Sportingiem Lizbona (2:1). Praktycznie żadnego udziału w triumfie Bayernu Monachium w sezonie 2000/2001 nie miał Sławomir Wojciechowski, ale był w kadrze klubu z Bawarii, dlatego jest wymieniany w gronie triumfatorów. Polak swój jedyny mecz w Champions League rozegrał sezon wcześniej - na zakończenie drugiej fazy grupowej dostał szansę w Kijowie, a spotkanie z Dynamem (przegrane 0:2) nie miało już żadnego znaczenia, bo Bayern wcześniej zapewnił sobie awans z pierwszego miejsca. Ostatnim naszym drugoplanowym bohaterem z europejskim pucharem jest Euzebiusz Smolarek. Kiedy Rząsa był podstawowym zawodnikiem Feyenoordu, on w Lidze Mistrzów uzbierał 12 minut, występując w meczach przeciw Bayernowi (1:3 w Monachium) i Spartakowi (2:1 u siebie). W Pucharze UEFA jedyny raz w wyjściowej "11" znalazł się w rewanżu z Freiburgiem w trzeciej rundzie. Później dostawał od Berta van Marwijka po kilka lub kilkanaście minut w prawie każdym meczu, kończąc na ćwierćfinałach z PSV. Na półfinały z Interem i na finał z Borussią nie było go w kadrze z powodu kontuzji kolana. Ale nawet zdrowy nie mógłby grać z powodu zawieszenia za podejrzenie zażywania marihuany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.