Co się dzieje z Robertem Lewandowskim? Wiosna i wielkie turnieje to czas jednego procenta. O to się teraz toczy gra przed mundialem

Robert Lewandowski zagrał w Madrycie całkiem przyzwoity mecz. Tyle że wszyscy, z nim włącznie, czekali na mecz wybitny. Przypomniała się jego walka z samym sobą z Euro 2016, choć wtedy powody były bardziej oczywiste. Robert zmęczony strzelał seryjnie, Robert wypoczęty zmaga się z niedostatkiem goli.
Ramos, Lewandowski Ramos, Lewandowski PAUL WHITE/AP

Robert Lewandowski miał zaszklone oczy, gdy schował głowę w koszulkę po przegranym półfinale. I było w tym więcej prawdy o tym, co się stało na Santiago Bernabeu niż w ubiegłorocznej wściekłości na sędziów, gdy nad piłkarzami Bayernu trudno było zapanować po końcowym gwizdku. Bayern odpadł we wtorek po wielkim meczu, godnym finału. Nie dał się złamać porażką w Monachium, kontuzjami, niepodyktowanymi karnymi, babolem Svena Ullreicha. Straszył Real do końca. Karl Heinz Rummenigge powiedział na pomeczowym bankiecie, że to był najlepszy mecz Bayernu w Europie od pięciu lat. A Thomas Mueller mówił w imieniu piłkarzy Bayernu raczej o ich własnych błędach, a nie sędziów. I obaj mówili mądrze.

Lewandowski na cenzurowanym. I to jest najnormalniejsza rzecz pod słońcem

Bayern mógł awansować przy uważniejszej pracy sędziów. Ale nie odpadł przez sędziów. Jako cała drużyna przeskoczył siebie, ale za łatwością oblegania bramki Realu nie poszła skuteczność. I jest oczywiste, że pierwszy w takich sytuacjach będzie wzywany do raportu Robert Lewandowski. Dlatego, że jest najlepiej opłacanym pracownikiem niemieckiego futbolu. Dlatego że przez ostatni rok nie gryzł się w język, mówiąc o swoich rozczarowaniach związanych z Bayernem i niemiecką ligą. Dlatego że coraz mocniej daje do zrozumienia: chcę spróbować czegoś innego. I ze względu na długą historię flirtów z Realem (nawet jeśli tym razem wcale nie musi chodzić o odejście do Realu).

Przez to wszystko jest na cenzurowanym i to jest najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Jest oczywiste, że po tym wszystkim co się działo w ostatnich miesiącach Robert musi robić dwa razy więcej niż Thomas Mueller, czy Sandro Wagner, żeby kibic Bayernu myślał o nim tak samo ciepło jak o nich.

Znów półfinał w klatce

Lewandowski, jeśli wyłączyć z dyskusji dumę i uprzedzenia (oraz oczekiwania, że nagle obniży mu się środek ciężkości, włączy bajeczny drybling i będzie Leo Messim), zrobił w tym meczu sporo: kluczowe rozegranie przy golu na 1:0, ciągły udział w pressingu. Jak to nazwała "Sueddeutsche Zeitung", zbierał punkty za pracowitość. Ale co z tego, skoro w polu karnym cały czas był w klatce, którą dla niego przygotowali Sergio Ramos i Raphael Varane.

Tak jak kiedyś w klatce Atletico, którą Diego Godin zamknął, a Jose Maria Gimenez połknął klucz. Jak w klatce, w której się Lewandowski tłukł przez większość Euro 2016, wzięty na cel przez obrońców rywali. I aż do pierwszych minut ćwierćfinału z Portugalią nie udało mu się stamtąd wyzwolić. Dlatego, że klatka była solidna, ale też dlatego, że jemu brakowało tego jednego procenta, który w szesnastce decyduje o tym, czy strzelasz gola, czy nie. Jak mówi sam Lewandowski, szesnastka to dżungla, w szesnastce wszystko się dzieje szybciej i inaczej, rozstrzyga w ułamkach sekund. Bo poza szesnastką on zawsze jest w stanie dać drużynie coś ekstra.

Robert Lewandowski, Real Madryt - Bayern Robert Lewandowski, Real Madryt - Bayern Fot. Paul White / AP Photo

Robert przeczołgany z golami, Robert wypoczęty - bez goli

W przypadku świetnych napastników czasem tym procentem jest kondycja, czasem stępiony instynkt, stępiona pewność siebie, czasem niemożliwość wyjścia na jakiś czas z meczu i włączenia się na pełnej szybkości w idealnym momencie, w czym mistrzem jest Messi. W Euro można było męki Lewandowskiego w szesnastce wytłumaczyć łatwiej, zmęczeniem po sezonie z pięcioma golami w Wolfburgu i innych strzeleckich ekscesach u Pepa Guardioli.

A teraz w przypadku Roberta niedosyt jest dużo większy, bo napastnik Bayernu wydawał się być przed półfinałami w idealnej sytuacji. Trzy lata temu grał z Barceloną w masce po złamaniu kości twarzy. Dwa lata temu do półfinałów z Atletico dotarł już podcięty fizycznie, bez tej potrzebnej iskry. Rok temu zagrał tylko w rewanżu na Bernabeu, i jeszcze oklejony taśmami ograniczającymi ból barku. Efekt? Trzy lata temu strzelił gola Barcelonie. Dwa lata temu strzelił gola Atletico (a wcześniej jeszcze bardzo ważnego Juventusowi w rewanżu 1/8 finału). Rok temu z obwiązanym barkiem strzelił Realowi. A w tym sezonie, starannie dozując siły, unikając wiosną urazów, kończy fazę pucharową Ligi Mistrzów bez ważnego gola, z pięcioma bramkami w całym sezonie. Co jest najsłabszym wynikiem od pierwszego razu z Borussią w LM.

Lewandowski - Benzema, nieoczekiwana zamiana miejsc

Robert nie strzelił gola w Lidze Mistrzów od pięciu meczów. Były po drodze mecze, jak rewanż z Besiktasem czy jedno spotkanie z Sevillą, które się zamieniły właściwie w trening biegowy, bo drużyna rzadko rozgrywała akcje z Robertem. Przeciw Realowi było pod tym względem dużo lepiej. Ale i tak mecze, na które czekał od dawna, przed którymi wypoczywał, przyniosły rozczarowanie. Brakowało w grze Roberta luzu i pazerności, które ma u szczytu formy. Zresztą w dwumeczu z Realem wszyscy najbardziej ofensywni zawodnicy Bayernu tracili w szesnastce koncept. Gdyby Robert wykorzystał sytuacje z Monachium, gdyby Franck Ribery kończył swoje szarże lepszymi decyzjami, gdyby Thomas Mueller strzelał ostatnio gole w fazach pucharowych (strzelił jednego przez ostatnie dwa lata) - wyliczać można długo.

A po drugiej stronie bohaterami Realu zostawali dwaj piłkarze, którzy w ostatnich latach najczęściej słyszeli, że się do tego klubu już nie nadają: Keylor Navas i Karim Benzema. Benzema, napastnik bardzo przydatny dla drużyny, ale ostatnio tak zagubiony w szesnastce, że stał się memem i  był wyśmiewany przez cały sezon. Benzema, strzelec pięciu goli w lidze i - do wtorku - dwóch w Lidze Mistrzów, drugi rok z rzędu, jak w 2017 z Atletico, okazuje się zbawcą w półfinałowym rewanżu. A Lewandowski dzień po półfinale zbiera jak Benzema przez cały rok. I to tyle, jeśli chodzi o możliwość zaplanowania sukcesu w Lidze Mistrzów. Osobistego i drużynowego. Ale tyle samo są warte wszystkie te popółfinałowe analizy, kto się do czego i do jakiego klubu nadaje, a kto nie.

Ich dwóch, ten trzeci, i reszta

Jest w futbolu dwóch nadludzi, w sensie sportowym i marketingowym. Jeden, Leo Messi, kolejny raz odpadł w ćwierćfinale, tym razem zupełnie zgaszony w rewanżu z Romą. Drugi, Cristiano Ronaldo, przepadł w półfinałach z Bayernem, chwilami jak Robert bardziej widoczny w pressingu niż w ofensywie. W rewanżu nie trafił w bramkę w doskonałej sytuacji . Ten trzeci, który jest najbliżej ich pozycji w futbolu - Neymar, już drugą wiosnę z rzędu wymeldował się z walki o wielkie rzeczy, gdy nadszedł kwiecień. A niezależnie od naszych oczekiwań wobec najlepszego polskiego piłkarza, to dopiero gdzieś tak pół stopnia poniżej Neymara zaczyna się walka o pozycję w piłce pozostałych zawodników.

Walka o to, kto jest akurat najbardziej niezwyczajnym ze zwyczajnych i może w dobrym roku nawet wyprzedzić Neymara. I tutaj kolejność ciągle się zmienia. Dziś kimś takim jest Mohammed Salah. Niedawno był Antoine Griezmann. Który ostatniej jesieni był cieniem samego siebie i Atletico nawet nie wyszło z grupy. Luis Suarez nie strzelił gola w Lidze Mistrzów przez rok. Harry Kane jak Lewandowski dwa lata temu, płaci wiosenną zadyszką za miesiące bicia rekordów.

. . PAUL WHITE/AP

Czy Robert jest jeszcze w stanie wspiąć się wyżej, czy to już szczyt?

W przypadku Roberta pytanie brzmi nie: do którego klubu on pasuje, tylko czy w Bayernie jeszcze się zmobilizuje do tego następnego kroku w karierze, wyciśnięcia z siebie jeszcze więcej? Czy za rok, jeśli rzeczywiście zostanie w Bayernie, będzie w Lidze Mistrzów lepszym piłkarzem? Bo z Borussią, to prawda, zaszedł w LM dalej niż z Bayernem. Ale Bayern jednak zrobił z niego lepszego piłkarza. Czy jest w stanie go jeszcze poprawić? I czy Lewandowski jest w stanie jeszcze się poprawić, czy to już szczyt? Na razie przed nim poszukiwanie tego jednego procenta, który będzie potrzebny w mundialu.

Półfinalista Ligi Mistrzów, finalista Pucharu Niemiec, mistrz Niemiec, król strzelców Bundesligi, zbliżający się do 30 goli w sezonie, trzeci raz z rzędu (czego wcześniej dokonał w historii Bundesligi tylko Gerd Mueller), potrzebuje świetnego mundialu, by mieć poczucie, że w 2018 odcisnął jakieś piętno na piłce. To jest brutalne, ale przecież do takiego właśnie wyścigu się Robert sam zapisał i tego od siebie wymaga. A na kilka tygodni przed mundialem  trudno powiedzieć, że ktokolwiek poza Salahem mocno mu w tym wyścigu odskoczył.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.