We wtorek Bayern Monachium wygrał na wyjeździe z Sevillą 2:1, a Real Madryt rozbił w Turynie Juventus 3:0. W środę Liverpool wygrał 3:0 z Manchesterem City na własnym boisku, a Barcelona przed własną publicznością pokonała Romę 4:1.
Taki zestaw par miał gwarantować emocje. Szczególnie dużo kibice obiecywali sobie po starciach finalistów poprzedniej edycji Ligi Mistrzów (czyli Realu i Juventusu), wszyscy mieliśmy też nadzieję na wielkie bitwy o Anglię.
Tymczasem po pierwszych meczach na rewanże, które obędą się już we wtorek i środę, czekamy jak na formalność.
Les chances de qualification des vainqueurs en 1/4 aller...
- Eurosport.fr (@Eurosport_FR) 4 kwietnia 2018
C'est réglé ou bien ? ?? pic.twitter.com/tP1gOEyFG3
Tak przedstawia się procentowy rozkład szans na awans do 1/2 finału drużyn, które wygrały pierwsze spotkania. Trudno nie wierzyć matematyce, nawet jeśli zdarzają się takie mecze jak pamiętne zwycięstwo Barcelony nad Paris Saint Germain aż 6:1 w marcu ubiegłego roku. Wówczas "Duma Katalonii" w świetnym stylu odrobiła ogromne straty z pierwszej potyczki, którą przegrała 0:4. Ale trzeba pamiętać, że takie cudowne powroty jak tamten z 1/8 finału zdarzają się raz na wiele lat. Zresztą, Barcelona przekonała się o tym już w kolejnej rundzie. W ćwierćfinale przegrała pierwszy mecz z Juventusem w Turynie 0:3 i tym razem już odpadła, w rewanżu tylko bezbramkowo zremisowała z Włochami.
Ubiegłoroczne ćwierćfinały ogólnie nie miały wielkiej historii. Wtedy też - jak dziś - łatwo było wskazać faworytów już po pierwszych meczach. Wówczas padły następujące wyniki:
Leicester City - Atletico Madryt 0:1
Borussia Dortmund - Monaco 2:3
Bayern Monachium - Real Madryt 1:2
Juventus Turyn - Barcelona 3:0
Zwycięzcy pierwszych meczów rzeczywiście awansowali do półfinałów, choć w rewanżu Real - Bayern potrzebna była dogrywka. Generalnie ubiegłoroczne ćwierćfinały można uznać za najmniej ciekawe od roku 2011.
W edycji 2010/2011 pierwsze spotkania ćwierćfinałowe skończyły się takimi rezultatami:
Real Madryt - Tottenham 4:0
Chelsea - Manchester United 0:1
Barcelona - Szachtar 5:1
Inter Mediolan - Schalke 2:5
W rewanżach zwycięzcy bez trudu dopełnili formalności.
Czy ćwierćfinały sezonu 2017/2018 staną się najmniej zaciętymi w historii Ligi Mistrzów? Takich jak te z wiosny 2011 roku nie było nigdy wcześniej ani później, a rozgrywki mają już przecież długą historię. Champions League od sezonu 1992/1993 zastępuje Puchar Europy Mistrzów Klubowych. A od sezonu 1994/1995 obowiązuje w niej system, w którym ćwierćfinały są stałym punktem programu.
Przez te wszystkie lata najbardziej spektakularnym odrobieniem strat w ćwierćfinale popisało się Deportivo La Coruna. Hiszpanie w 2004 roku przegrali na San Siro z Milanem 1:4, a u siebie wygrali 4:0. Byli w takiej sytuacji, w jakiej teraz znajduje się Roma. Rzymianie mają matematycznie największe szanse na awans ze wszystkich czterech drużyn, które właśnie przegrały swoje pierwsze mecze. Tylko czy ktoś naprawdę daje wierzy, że wyeliminują Barcelonę po 1:4 na Camp Nou? Mimo wszystko z przegranych najłatwiej uwierzyć w Manchester City. Choćby dlatego, że on w bieżącym sezonie wygrał już z Liverpoolem u siebie aż 5:0. Ale oczywiście powtórkę przepowiadać trudno, mając świeżo w pamięci koncert gry dany przez "The Reds" na Anfield. Szanse Sevilli na dwubramkowe (albo jednobramkowe, ale co najmniej w stosunku 3:2, ewentualnie 2:1, co dałoby dogrywkę) zwycięstwo w Monachium i Juventusu na odrobienie ogromnych strat w Madrycie chyba w ogóle nie ma sensu rozpatrywać.